O rzeziach w Hiszpanii w czasie wojny domowej
Jedna ze znanych ze swojej erudycji i szerokiej wiedzy oraz kultury stron prawicowych na Facebooku o jakże wiele mówiącej nazwie Pitu Pitu, raczyła, oświecić nas w kwestii krwiożerczych instynktów anarchistów. Czytamy:
"Generał Franco mordował w czasie rewolucji hiszpańskiej biednych i pragnących pokoju anarchistów. Chuj, że ci anarchiści zanim dostali się przed plutony egzekucyjne mordowali masowo inteligencję i księży w imię nowego porządku i rewolucji światowej. Pacyfikacja kleru nie była przecież objawem nienawiści tylko zdrowego rozsądku. Państwo świeckie wymaga ofiar."
Jest to powszechne twierdzenie w kręgach prawicowych, aby usprawiedliwić orgię mordów, jakie sobie urządzili w Hiszpanii nacjonaliści i prawica, więc nie o bredzenie pojedynczego autora strony tutaj chodzi, ale o powszechny poziom świadomości historycznej na prawicy. Oraz nieodłącznej tutaj hipokryzji.
A więc warto byłoby na początek wspomnieć o kontekście historycznym. Kościół katolicki oraz armia, a także siła policyjna jaką była Guardia Civil (czyli główne siły prawicowego puczu) przez lata stosowały terror w stosunku do klas podporządkowanych. Nie będę tu odwoływał się do Inkwizycji, bo to są sprawy już i szeroko znane i dość w dyskusjach zużyte. Bliżej czasów wybuchu wojny domowej mieliśmy przypadki wynajmowania przez przedstawicieli władz i kapitału tak zwanych pistoleros, którzy w latach 20. mordowali działaczy związkowych (co w końcu wywołało reakcję w postaci samoobrony robotniczej w postaci takich grup jak Los Solidarios, którzy likwidowali zleceniodawców tych mordów). Związki zawodowe były delegalizowane, a ich działacze prześladowani, torturowani w katowniach, mordowani poprzez uduszenie garrotą itd itd.
Prawica ma także tendencję do czynienia z kata ofiary. Przypomnijmy sobie zatem, kto rozpoczął powstanie i całą tę wojnę. Wojsko oraz część sił policyjnych przy poparciu Kościoła - widocznie nie przerażała hierarchów wizja rozlewu krwi, który w takiej sytuacji był nieunikniony. Wojsko podburzone przez część generalicji wyszło z koszar, aby bronić swoich przywilejów kastowych, niezwykle rozdętych i stanowiących dziwaczną pozostałość po czasach kolonialnych (na szeregowców przypadało niemal tylu samo oficerów). Republika chciała te przywileje zmniejszyć. Oczywiście chodziło także o obronę przywilejów elit rządzących od wieków Hiszpanią arystokracji ziemskiej, kapitału i kleru. Tak więc to wojsko, kler i kapitał wypowiedzieli wojnę większości mieszkańców Hiszpanii, a nie na odwrót. Nie stawiajmy wozu przed koniem moi drodzy.
Nie będę tutaj wdawał się w szczegóły tła tych wydarzeń, całą sprawę opiszę dokładniej kiedy indziej. Dzisiaj chciałbym przedstawić jak to wyglądało z tymi mordami, bo to budzi największe emocj. Specjalnie wykorzystam w tym celu opracowanie historyka Anthonego Beevora "Walka o Hiszpanię. 1936-1939", który nie jest ani socjalistą, ani anarchistą i bez wątpienia nie stosuje tutaj żadnych taryf ulgowych.
Najpierw o "czerwonej" Hiszpanii. Beevor pisze:
"Zabijanie duchownych nie należało bynajmniej do zjawisk powszechnych i - z wyjątkiem Kraju Basków - gdzie Kościół nie ucierpiał w ogóle, nie istniały żadne wyraźne reguły związane z konkretnym regionem. Na podupadłych obszarach wiejskich kapłani byli często równie ubodzy i niewykształceni jak ich parafianie. Tych, którzy tak samo troszczyli się o grzebani biednych, jak i bogatych, często oszczędzano. Podobnie działo się zwykle w przypadkach sklepikarzy i przedstawicieli wolnych zawodów. Prawnik czy sklepikarz, który nie wykorzystywał biedaków ani nie przejawiał buty, był z reguły zostawiany w spokoju. Właścicieli fabryk i kadrę kierowniczą, którzy cieszyli się reputacją uczciwych wobec zatrudnianej przez siebie siły roboczej, prawie zawsze oszczędzano i w wielu wypadkach zatrzymywano w nowej kooperatywie. Jednakże złapany w tym wczesnym okresie "znany wyzyskiwacz" miał niewielką szansę przeżycia. Oczywiście, istniały wyjątki od tych reguł, jednakże plotki o ludziach, których rozstrzeliwano wyłącznie za to, że nosili kapelusz i krawat, były wytworem nieuniknionego kompleksu oskarżycielskiego klasy średniej.
(...)
W Barcelonie głównym obiektem zemsty pozostawiali przemysłowcy, którzy w latach dwudziestych wynajmowali pistoleros przeciwko przywódcom związkowym - i rzecz jasna - samym związkowcom. (...) Prawdopodobnie za znaczą cześć aktów przemocy i większość grabieży byli odpowiedzialni więźniowie. Prawdziwi anarchiści palili banknoty symbolizujące chciwość społeczeństwa, jednak przestępcy, którzy wyszli z więzienia, nie zmienili obyczajów z nastaniem rewolucji społecznej. Okrucieństwa niepoprawnych kryminalistów spowodowały, że CNT-FAI skarżyła się, że "świat przestępczy kompromituje rewolucję", nie chciała jednak przyznać, że przyjmowała prawie każdego, kto wyrażał chęć przyłączenia się do organizacji. Szukali tam schronienia falangiści, a także ludzie w ogóle nie zainteresowani libertarianizmem [znacznie więcej byłych fanalgistów i przedstawicieli klas wyższych przyłączyło się do Komunistycznej Partii Hiszpanii, która opowiadała się przeciwko rewolucyjnym przemianom i za pozostawieniem stosunków kapitalistycznych w tamtym okresie - przyp. XaViER]. Wielu lewicowców przypuszczało, że najgorliwszymi zabójcami byli często członkowie Guardia Civil, który chcieli się chronić przed podejrzeniami o sympatyzowanie z prawicą.
(...) Nawet w okresach najgorszej przemocy przywódcy wszystkich organizacji i partii robili co mogli, żeby ratować ludzi. W Madrycie prezydent Azania zdołał ocalić zakonników ze swojej dawnej szkoły w Escorialu. Galarza, minister spraw wewnętrznych, uratował Joaquina Ruiza Jimeneza [późniejszego ministra edukacji w rządzie Franco - przyp. XaViER]. La Pasionaria [przywódczyni KPH] interweniowała na rzecz wielu ofiar, w tym zakonnic. Podobnie postępował Juan Negrin i wielu innych. W Katalonii Companys, Ventura Gassol, Frederic Escofet oraz inni członkowie Generalitatu, między innymi rektor uniwersytetu Pere Bosch Gimpera oraz przywódca anarchosyndykalistów Joan Peiro, wypowiadali się zdecydowanie przeciwko przestępstwom i pomagali setkom zagrożonych w ucieczce lub opuszczeniu kraju. I nie działo się tak wyłącznie w miastach. W wielu miasteczkach i we wsiach gubernatorzy cywilni, nauczyciele, burmistrze oraz inni robili, co mogli, by ochronić więźniów przed zlinczowaniem, nawet gdy zbliżały się już wojska nacjonalistów.
Ogólnie rzecz biorąc, liczba ofiar w strefie republikańskiej wzrosła do ok. 38 tysięcy. Prawie połowa z nich została zabita w Madrycie (8815) i w Katalonii (8532) latem i jesienią 1936 roku."
Autor nie wspomina, że w paleniu kościołów i zabijani księży szczególnie zaciekle brali udział liberałowie, których radykalny antyklerykalizm niejednokrotnie przekraczał ten spotykany u anarchistów. Warto dodać także, że część osób nieświadomie rozpowszechnia twierdzenia propagandy stalinistów z czasów wojny, którzy, widząc tutaj swojego najgorszego wroga po stronie lewicy, niemal wszystkie zbrodnie przypisywali anarchistom. Anarchistyczni działacze wielokrotnie wykrywali bandy NKWD i członków KPH, poprzebierani w stroje z symboliką anarchistyczną, którzy próbowali dokonywać mordów, aby potem móc obsmarowywać w prasie hiszpańskiej i zagranicznej anarchistów. Na tej podstawie m.in. sympatyzujący z komunistami pisarz Ernest Hemingway upowszechnił fałszywy obraz anarchisty jako krwawego zbrodniarza. Nie zrobił zapewne tego świadomie, korzystał po prostu pisząc książkę z materiałów prasy komunistycznej, która także już po wojnie pisała o "ciosie w plecy", jaki rzekomo mieli wykonać anarchiści atakując zbrojnie stalinistów, czego ci bojownikom spod czarno-czerwonych sztandarów nie wybaczyli nigdy.
Przejdziemy do strony nacjonalistycznej. Beevor w poświęconym im rozdziale pisze:
"Faktycznie, schemat zabijania "białej" Hiszpanii był inny. Pojęcie limpieza, czyli "czystka", stanowiło istotną część strategii rebeliantów [prawicowych], a proces ten zaczynał się zaraz po zajęciu jakiegoś obszaru. Generał Mola, w swoich instrukcjach z 30 czerwca [czyli jeszcze przed puczem nacjonalistycznym, gen, Mola był jednym z głównych przywódców powstania obok Franco i gen. Sanjurjo - przyp. XaViER] powstania dla strefy marokańskiej rozkazał, aby oddziały "eliminowały elementy lewicowe, komunistów, anarchistów, członków związków zawodowych, masonów, etc.". Generał Quiepo de Llano, który opisywał postępowanie nacjonalistów, jako "oczyszczanie hiszpańskiego ludu", nie wyszczególniał ruchów politycznych. Za wroga uznawał po prostu każdego, kto sympatyzował z "postępowymi ruchami społecznymi lub zwykłymi ruchami demokratycznymi i liberalnej opinii".
Rzeczywiście, nacjonaliści czuli się w obowiązku przeprowadzenia ostrych i nasilonych represji, częściowo dla unicestwienia demokratycznych aspiracji wyrosłych pod rządami Republiki, częściowo zaś z konieczności zgniecenia wrogiej większości na wielu obszarach kraju. Jeden z rzeczników prasowych gen. Franco, kapitan Gonzalo de Aguilera, powiedział nawet amerykańskiemu dziennikarzowi Johnowi Whitakerowi, że wojsko musi "zabijać, zabijać, zabijać" wszystkich czerwonych, żeby "eksterminować trzecią część męskiej populacji i oczyścić kraj z proletariatu". Pomiędzy lipcem a początkiem roku 1937 nacjonaliści dopuścili "uznaniowe" zabójstwa pod szyldem wojny, wkrótce jednak zaczęto prowadzić planowane i metodycznie kierowane represje, do których zachęcały władze wojskowe i cywilne, a które Kościół katolicki błogosławił.
Represje w nacjonalistycznej Hiszpanii rozpoczynały się w momencie, gdy tylko został zdobyty dany teren. Najpierw zabijano (poza ludźmi schwytanymi na linii frontu, rozstrzeliwanymi często na miejscu) przywódców związkowych i przedstawicieli rządu republikańskiego (...). Od samego początku zabijano także tych republikanów, którym obiecano ocalenie życia w zamian za poddanie się. Oficerowie, którzy pozostali lojalni wobec rządu [republikańskiego], byli również rozstrzeliwani bądź wtrącani do więzienia. Wojskowy zwyczaj wymagał, by lojalistyczni lub neutralni oficerowie trafiali, jeśli to możliwe, przed sądy wojskowe. Ogólnie rzecz biorąc, wahających się więziono, natomiast większość tych, którzy służyli rządowi, w tym siedmiu generałów i jednego admirała, rozstrzelano pod zarzutem "rebelii". To istotne odwrócenie znaczeń miało także miejsce w marynarce - nacjonaliści określali marynarzy posłusznych instrukcjom Ministerstwa Marynarki Wojennej jako "zbuntowanych".
Kiedy oddziały ruszały dalej, zaczynała się nowa, jeszcze straszliwsza fala rzezi, ponieważ Falanga, a na niektórych obszarach karliści przeprowadzali bezlitosną czystkę wśród ludności cywilnej. Jej ofiarą padali przywódcy związkowi, urzędnicy państwowi, działacze polityczni centrolewicy (rozstrzelano czterdziestu przedstawicieli Frontu Ludowego w Kortezach), intelektualiści, nauczyciele, lekarze, nawet maszynistki pracujące dla komitetów rewolucyjnych, w rzeczywistości każdy, choćby tylko podejrzewany o głosowanie na Front Ludowy, znajdował się w niebezpieczeństwie. W Huesce rozstrzelano sto osób oskarżonych o to, że są masonami, gdy tymczasem miejscowa loża nie miała nawet tuzina członków. (...) Wszystkich których znano jako liberałów, masonów i lewicowców lub co do których jedynie żywiono takie podejrzenia, stawiano przed komitetem [złożonym najczęściej z najważniejszych lokalnych prawicowców, takich jak największy właściciel ziemski, dowódca miejscowej Guardia Civil, falangista, a dość często i ksiądz, choć bywali księża, którzy narażali życie próbując zapobiec masakrom]. Niewielka część więźniów w panicznej próbie ratowania życia próbowała oskarżać innych, lecz przeważnie byli otępiali bądź zachowywali się wyzywająco. Przed zabraniem na egzekucję wiązano im z tyłu ręce sznurem lub drutem. (...) Ci, którzy potrafili "dobrze umierać", krzyczeli: Viva la Republica! albo Viva la Libertad!. [Polecam tutaj znakomite opowiadanie Sartra pt. Mur, w którym w niezwykle obrazowy sposób przedstawia odczucia osób oczekujących na śmierć podczas tych wydarzeń - przyp. XaViER]
Falanga, kiedy jej oddziały nie mogły znaleźć nikogo z zewnątrz do przeprowadzenia egzekucji, często wykorzystywały miejscowe więzienie w którym przez jakiś czas przetrzymywali ofiary. W samej Grenadzie zginęło w ten sposób około 2 tysięcy osób. Nikt nie potrafi określić, jaka część zabitych została schwytana w domu, jaka w pracy, a następnie rozstrzelana w nocy, w świetle reflektorów samochodowych. Ciała "klientów", jak ich czasem określano, zostawiano na widoku. Jeżeli byli członkami związków zawodowych, częstokroć przypinano im do piersi legitymacje jako dowód "winy".
(...)
Wydaje się, że dla nacjonalistów nie przedstawiało wielkiej różnicy, czy stawiano im opór czy nie. W wojskowych ośrodkach Burgos czy też w karlistowskiej stolicy Pampelunie nie było walk, mimo to czystki rozpoczęły się natychmiast. W Burgos, stolicy Kastylii, każdej nocy zabierano grupy ludzi, by rozstrzelać ich na poboczu autostrady. 15 sierpnia w Pampelunie, podczas procesji w święto Matki Boskiej z Sagrano, falangiści oraz requetes ujęli 50 lub 60 osób, w tym kilku księży, podejrzewanych o separatyzm baskijski. Przed egzekucją requetes chcieli im dać szansę wyspowiadania się, lecz falangiści byli innego zdania. W zamieszaniu kilku więźniów próbowało uciec, zostali jednak zastrzeleni. (...) Egzekucje wykonano i ciężarówki wróciły do Pampeluny akurat na czas, żeby requetes zdążyli jeszcze dołączyć do procesji w chwili, gdy wkraczała do katedry.
(...)
Podobno w Sewilli, gdzie blef Quiepa de Llana dała mu władzę nad zdezorientowanymi żołnierzami, mówiono na początku, że zabijanie jest częścią operacji wojskowej. Kiedy jednak przybyły posiłki w postaci armii afrykańskiej pod dowództwem majora Castejona, stało się jasne, że "oczyszczanie" nie jest niczym innym jak tylko straszliwą masakrą - tych, którzy nie zginęli od razu, dobijano nożem lub bagnetem. Zaraz potem stanowisko szefa porządku publicznego objął pułkownik Diaz Cariado i niemal wszyscy miejscowi urzędnicy zostali zamordowani. (...) Ofiarami represji nacjonalistów w prowincji Sewilla padło w ciągu 1936 roku 8 tysięcy ludzi.
(...)
Kiedy "kolumna śmierci" majora Castejona dotarła do Zafry na drodze do Badajoz, ten rozkazał miejscowym władzom, by dostarczyły mu listę 60 osób do rozstrzelania. "Jednego po drugim aresztowano ludzi z listy i zamykano w pomieszczeniu ratusza. Niektórym mieszkańcom, przybyłym do biura burmistrza, pokazywano wydłużająca się listę. Wolno im było usunąć trzy nazwiska, pod warunkiem że dopiszą inne trzy". W końcu zamieniono 48 nazwisk.
Jednym wielkim pomnikiem pamięci wojny domowej w Hiszpanii stało się samo Badajoz. Masakra przeprowadzona tam przez oddziały porucznika-pułkownika Yaguego podczas zajmowania miasta i represje, które nastąpiły potem, były przedmiotem pierwszej wojny propagandowej tego okresu. Nacjonaliści wyolbrzymiali własne straty poniesione podczas bitwy, a także liczbę prawicowców zabitych wcześniej przez lewice. W rzeczywistości straty Yaguego wynosiły nie więcej niż 44 zabitych i 141 rannych. Jednak nawet po wojnie nacjonaliści nie byli w stanie przypisać więcej niż 243 ofiary śmiertelne, gdy tymczasem szacunki dotyczące zabójstw dokonanych w tej prowincji przez nacjonalistów wynoszą od ponad 6 do 12 tysięcy.
Podążające do Madrytu kolumny nacjonalistów działały według tego samego schematu. Żołnierze podporządkowywali sobie wioski wzdłuż drogi, obracając je w perzynę i malując na bielonych ścianach napisy w rodzaju "Wasze kobiety urodzą faszystów". Tymczasem generał Quiepo del Llano budził grozę wśród słuchających Radia Sewilla republikanów opowieściami na temat seksualnych możliwości oddziałów afrykańskich, którym obiecał "na zachętę" kobiety z Madrytu. Z Toledo nacjonaliści wycofali korespondentów wojennych, by nie stali się świadkami wydarzeń mających się rozegrać po zdobyciu Alcazaru [ufortyfikowany pałac w tym mieście - przypis XaViER]. Dwustu leżących w szpitalu rannych członków milicji [ochotniczych oddziałów organizacji związkowych, anarchistycznych i republikańskich - przyp. XaViER] dobito przy użyciu bagnetów i granatów.
Pewien falangista opowiadał, że w pobliżu Gibraltaru żona lewicowca została zgwałcona przed rozstrzelaniem przez cały pluton egzekucyjny złożony z Marokańczyków [oddziały Marokańczyków, które stanowiły jedną z głównych sił bojowych i represyjnych nacjonalistów hiszpańskich, słynęły ze szczególnego okrucieństwa, które wynikało częściowo z nienawiści jaką Marokańczycy żywili względem Hiszpanów jako takich za lata kolonialnego wyzysku ich kraju, a której mogli dać upust względem paradoksalnie tych mieszkańców Hiszpanii, którzy chcieli ich wyzwolić spod jarzma - przyp. XaViER]. Dziennikarz amerykański John Whitaker był świadkiem przekazania marokańskim oddziałom przez dowodzącego oficera majora Mohameda Ben Mizziana dwóch młodych dziewczyn. Dowódca dodał spokojnie, że dziewczęta te nie przeżyją dłużej niż cztery godziny. Owego majora awansowano potem do rangi porucznika-generała w armii Franco, natomiast regulares zostali później mianowani przez nacjonalistów "honorowymi chrześcijanami". Przerażenie, jakie siali na republikańskim terytorium, sprawiło, że tłum rozszarpał dwóch spośród nich, gdy ciężarówką, którą byli przewożeni jako więźniowie, zatrzymała się, by zatankować benzynę.
Innym miejscem martyrologii była Grenada, osławiona przede wszystkim z powodu mordu na poecie Federicu Garcii Lorce, najsłynniejszej z ofiar wojny domowej [najwybitniejszy poeta ówczesnej Hiszpanii został zamordowany przez nacjonalistyczną bojówkę 19 sierpnia 1936 r. Zabójca Lorci - falangista i właściciel ziemski, Juan Luis Trescastro powiedział potem "Zabiliśmy Federica Garcia Lorcę. Ponieważ był pedałem, strzeliłem mu dwa razy w dupę", Nie wolno było mówić o okolicznościach śmierci poety aż do śmierci Franco pod karą represji - przyp. XaViER]. Postawa faszystów i wojskowych wobec intelektualistów cechowała się w najlepszym wypadku głęboką nieufnością i była zazwyczaj nieokreśloną mieszaniną nienawiści, lęku i pogardy. Takie reakcje wystąpiły w Grenadzie, gdzie zamordowaniu pięciu profesorów uniwersyteckich.
(...) Na terenach prowincjonalnych Falanga bardzo szybko rozwinęła się w organizację paramilitarną, podejmując zadanie "oczyszczania". Młodzi senioritos ["paniczykowie"], często wspierani przez swoje siostry i dziewczyny, organizowali się w lotne oddziały, wykorzystując samochody rodziców. Ich przywódca Jose Antonio zadeklarował, że "hiszpańska Falanga, płonąca miłością, pewna swej wiary, podbije Hiszpanię dla Hiszpanii w rytm wojskowej muzyki". Prawdziwi bojownicy mieli obsesję na punkcie obcinania "dotkniętych gangreną części narodu" i niszczenia "czerwonej" zarazy przywleczonej z zagranicy. Dla pozostałych jak się wydaje, ten usankcjonowany bandytyzm był po prostu swoistą atrakcją. Karliści natomiast płonęli fanatyzmem religijnym i chcieli pomścić krzywdy Kościoła, wymiatając nowoczesne zło, do którego zaliczali masonerię, ateizm i socjalizm.
(...) Czystki dokonywane przez nacjonalistów osiągnęły szczyt we wrześniu i trwały jeszcze długi czas po zakończeniu wojny. (...) Jeśli wziąć pod uwagę ofiary nigdzie nie rejestrowane i prowincje z których danych jeszcze nie opracowano, ogólna liczba zabójstw i egzekucji dokonanych przez nacjonalistów w czasie wojny i po niej, wyniesie prawdopodobnie ok. 200 tysięcy ludzi."
Tak więc podsumowując tekst Beevora - po stronie "czerwonej" ofiar nie tylko było znacznie mniej, ale miały one najczęściej charakter spontanicznych i niekontrolowanych porachunków i wyrównywania krzywd (np. likwidacja sponsorów pistoleros), w tym część dokonywana przez dawnych prawicowców, którzy chcieli wkupić się krwią w łaski. Dość powszechnie tego rodzaju zachowania były krytykowane zarówno w prasie anarchistycznej, jak i republikańskiej. Dokonywano także sporego wysiłku w celu uspokojenia sytuacji, co się w dużym stopniu udawało i po pewnym czasie tego rodzaju zdarzenia miały tendencję wygasającą. Odwrotnie po stronie nacjonalistów - tam rzeź była przeprowadzana na znacznie większą skalę i miała charakter terrorystyczny, mający na celu zastraszenie większości społeczeństwa. Była wobec tego zorganizowana przez nowe władze wojskowe. Wbrew propagandzie prawicowej nie oszczędzano także księży, jeśli podejrzewano ich o sympatie republikańskie lub w Kraju Basków - separatystyczne. Oczywiście księży sympatyzujących z republiką było niewielu, więc i skala mordów na nich po stronie nacjonalistów była mniejsza. Niemniej jednak nikt nie mógł czuć się pewnie, nawet członek kleru, zwłaszcza szeregowy.
O poziomie nowych władców Hiszpanii świadczy zdarzenie, do jakiego doszło podczas obchodów Święta Rasy Hiszpańskiej w październiku 1936 roku na Uniwersytecie w Salamance. Generał José Millán Astray powiedział w przemówieniu, że: „Kraj Basków i Katalonia – to dwa złośliwe nowotwory na ciele narodu", a tłum zakończył przemówienie falangistowskim „Viva la muerte" („Niech żyje śmierć")., Wtedy rektor uniwersytetu, wybitny filozof chrześcijański, Miguel de Unamuno, autor m.in. dzieła Miłość i pedagogika, który początkowo poparł frankistów, sprzeciwił się oburzony i nazwał taką postawę "nekrofilną", a Astray chciałby widzieć Hiszpanię jako „kaleką", zakończył: „to miejsce jest świątynią intelektu, a ja jestem jej najwyższym kapłanem. To wy bezcześcicie jej święte progi". Rozwścieczony tłum falangistów chciał go zlinczować za te słowa. Umarł w areszcie domowym 31 grudnia 1936 r.
Nie tylko on, ale cały świat intelektualnych rozważań, kultury, poezji i nadziei na wyzwolenie umierał pod żołdackim i falangistowskim butem.
Zobacz też: Hiszpania Franco