Tunezyjska rewolucja to dopiero początek

Świat | Protesty | Publicystyka | Strajk

Ben Ali, dyktator, który niegdyś terroryzował tunezyjskie społeczeństwo, w piątkowy wieczór 14-go stycznia został zmuszony do ucieczki z kraju. Będący szefem państwa od 23 lat kleptokrata¹ oraz dyktator, spędził w swoim samolocie 6 godzin, najpierw próbując znaleźć schronienie u swojego przyjaciela i poplecznika- Sarkozy’ego, następnie na Malcie, by w efekcie zostać przyjętym przez reakcyjną monarchię saudyjską.

W momencie pisania tego tekstu tunezyjska społeczność nadal nie uzyskała żadnych wymiernych efektów w swojej walce o wolność, również w kwestii dążeń klasy robotniczej o walkę z ubóstwem i bezrobociem, które wywołały końcem grudnia wybuch powstania w zubożałym regionie Bouzid Sidi. Wojskowe patrole na ulicach i reżimowi policjanci Ben Alego w dalszym ciągu szerzą terror. Nikt nie jest w stanie przewidzieć dalszego biegu zdarzeń- historia naszej klasy społecznej obfituje w akty zdrady i utracone nadzieje rewolucyjne, jednak obecna rewolta w Tunezji (jak i zajścia w całym regionie) stanowią z pewnością wydarzenie historyczne.

Ze względu na położenie geograficzne i podobieństwa językowe, tunezyjska rewolta staje się przyczynkiem nastania nowej ery w świecie arabskim. W sąsiedniej Algierii również obserwowaliśmy zdecydowane pogorszenie się nastrojów społecznych i wzrost gniewu, które wyrażone zostały w intensywnych zamieszkach w biednych dzielnicach i na przedmieściach całego kraju. Gdy 14-go stycznia Ban Ali dał nogę ze swojego kraju, tysiące pracowników w Jordanii protestowało przeciw podwyżkom cen. Dnia następnego, tysiące studentów w Jemenie wyległo w ramach protestu na ulice Saana, by przywitać powiew tunezyjskiej rewolucji i pomóc zaszczepić ją w całym regionie arabskim. Podobnie w naznaczonym rewolucyjnymi wybuchami ostatnich lat Egipcie, gdzie szerokie protesty rozpętywały się zwłaszcza w przemyśle włókienniczym. Poprzez Zjednoczone Emiraty Arabskie, gdzie imigranccy pracownicy budowlani stanowczo zaprotestowali przeciw głodowym wynagrodzeniom, na szarganym demonstracjami robotników i studentów Maroku kończąc, nie ma ani jednego kraju arabskiego, którego oczy nie zwróciłyby się w stronę Tunezji.

Ludzie częstokroć w aspekcie tunezyjskiego przewrotu, mówią o „demokratycznej rewolucji. Lecz musimy zadać pytanie o jej klasowy charakter. Wszystko zaczęło się Sidi Bouzid, od samopodpalenia się młodego bezrobotnego, żyjącego w nędzy mężczyzny. Jest to rewolucyjna eksplozja zwykłych ludzi przeciwko dyktaturze, ale również przeciw bezrobociu i wzrostom cen żywności, rewolucja w walce z ubóstwem i wykluczeniem. Podobnie, jak niedawne powstańcze zamieszki na biednych przedmieściach algierskich miast, rewolucja w Tunezji narodziła się w samym sercu klasy robotniczej- m.in. pośród górników w Gafsa, w centralnej Tunezji. Były to często bojownicze działania samoorganizujących się członków UGTT, największego związku zawodowego w Tunezji, który organizował masowe protesty, nawet wtedy gdy zarząd związku kolaborował z reżimem.

Mimo, iż w mediach nie pokazywano nic więcej oprócz zamieszek, rewolucja w Tunezji przejawiała się również pod postacią tradycyjnej broni klasy robotniczej- strajków i okupacji zakładowych. Na przykład w Sfax, z wyjątkiem szpitali oraz piekarni, w dniu 9-go stycznia 100% pracowników wszczęło strajki. To właśnie przedstawiciele klasy robotniczej wszczęli walkę, podłożyli iskrę pod reżim Ben’a Ali’ego i pociągnęli za sobą resztę społeczeństwa, łącząc strajki z powstańczymi demonstracjami. I nie ma w tym nic zaskakującego: w Tunezji, podobnie jak i wszędzie indziej, klasa robotnicza jest jedyną klasą rewolucyjną, która „nie ma nic do stracenia poza krępującymi ją łańcuchami”.

Tunezyjska rewolucja jest o tysiące mil oddalona od „farbowanych” pseudo-rewolucji, jak te na Ukrainie czy w Gruzji, fałszywych powstań, gdzie niemal wszystko było wcześniej zaplanowane, kiedy jedna rządząca klika zastępowana była inną. Dziesiątki ofiar śmiertelnych oznaczają, że rewolucji tunezyjskiej nijak nie można zaliczyć do „aksamitnych rewolucji”, tak samo, jak nie można w ten sposób mówić o następstwach irańskiego kryzysu rewolucyjnego z 2009 roku. Robotniczy charakter tym podobnych przewrotów i zdecydowany udział klas pracujących w przebiegu zdarzeń rewolucyjnych, jest zmartwieniem spędzającym sen z powiek nie tylko przywódców państw północno-afrykańskich i Bliskiego Wschodu, lecz również i Europy.

Na kilka dni przed upadkiem rządu Ben’a Ali, francuski minister spraw zagranicznych zaproponował pomoc reżimowi w tłumieniu rebelii. Motywem przewodnim, skłaniającym Francję do okazania wsparcia, były oczywiście interesy francuskich kapitalistów, którzy korzystali ze spadku wartości siły roboczej, narzuconego przez reżim Ben’ Ali’ego. Po zawróceniu lotu Ben Ali’ego do Francji, pomimo szerokich tradycji przyjmowania pod swoje skrzydła upadłych dyktatorów, rząd francuski wykazał pogardę dla samego dyktatora jak i jego pionków, dlatego że nie potrafili zapobiec rozwojowi niekorzystnych, z ich punktu widzenia, wydarzeń. Dopóki szeroki strumień gotówki płynął do burżujskich kieszeni, a porządek- niezbędny do podtrzymania wyzysku, był przez reżim siłą utrzymywany, Francja nie zawracała sobie głowy charakterem sprawowanej przez Ben Ali’ego władzy. Podobny schemat taktyki rządu francuskiego widzieliśmy na przykładzie Wybrzeża Kości Słoniowej, gdzie pomimo dowodów na szachrajstwa w wyborach prezydenckich kandydującego na to stanowisko, przychylnego Francji ekonomisty MFW- Alassane Ouattar’y- francuski imperializm wciąż go popiera. Oczywistym w takiej sytuacji jest, że francuski rząd popierał Ali’ego jedynie do momentu utrzymywania przezeń władzy, potem stał się bezużyteczny.

W przypadku wielu rewolucji, jak choćby sytuacja w carskiej Rosji Mikołaja II w 1917r. czy w Shah w Iranie w roku 1979, wraz z odejściem dyktatora, przewrót wzmacnia i radykalizuje się. W niedzielę 16-go stycznia, drugiego dnia po ucieczce Ben Ali’ego, 1500 osób demonstrowało w miasteczku Regueb (populacja 8000 osób), skandując m.in. hasło- „nie buntujemy się, by powoływano ‘rząd jedności narodowej’ formowany przez tekturową opozycję!!!”. W poniedziałek 17-go stycznia świeże demonstracje i protesty wybuchły w Tunis, atakowane strumieniami gazu łzawiącego, z kolei na przedmieściach, zamieszkiwanych w przeważającej mierze przez przedstawicieli klasy robotniczej, mieszkańcy zorganizowali się w ramach samoobrony przed policją, tworząc komitety powiatowe. Następnego dnia w Tunis oraz Sousse pojawiają się wezwania do demonstracji przeciw nowo powołanemu rządowi, hasło przewodnie brzmi: „upadła dyktatura, nigdy więcej żadnej dyktatury!”.

„Tunezyjska rewolucja”, która nie jest już sprawą wyłącznie Tunezji, zdaje się być daleka od zakończenia. Chociaż Ben Ali’ego już nie ma, wiele pozostałości po jego dyktatorskim państwie wydaje się nadal nie umierać. Nowo powołany „rząd jedności narodowej” w 85% składa się z członków RCD- partii Ali’ego- oraz jego byłych ministrów i „yes-man’ów”. Z kolei członkowie „opozycji” wprowadzeni do tego ciała są to w większości działacze oficjalnej, regulowanej prawnie opozycji z czasów dyktatury, jak również kilku członków partii Eddajdid (była Partia Komunistyczna), która została zdelegalizowana pomimo znacznego wspierania działań Ben Ali’ego. Oczywiście obiecywana jest wolność prasy jak i tworzenia i rejestracji opozycyjnych partii; wybrani więźniowie polityczni, jak choćby Hamma Hammami, są uwalniani z więzień, a w przeciągu najbliższych 6-ciu miesięcy zapowiadane są nowe wybory. To jednak nie uspokoiło zbuntowanych obywateli.

Wraz z upadkiem rządów Ben Ali’ego, nowy rząd oczywiście będzie zmuszony pójść na pewne ustępstwa. Historia rewolucji w Rosji, Niemczech czy Iranie, mimo wszystkich różnic między nimi, pokazuje jednak, jak burżuazja w obliczu zawirowań społecznych i ludowych wystąpień przeciw władzy, potrafi zepchnąć w polityczny niebyt nawet swoich prominentnych i lojalnych przedstawicieli. Jeżeli jednak tylko potrafi utrzymać się u władzy i zachować funkcjonowanie aparatu państwowego w jakiejkolwiek formie, zrobi wszystko, by zmiażdżyć w zarodku tych, którzy ośmielą się jej przeciwstawić. Iluzja demokracji przedstawicielskiej, sojusze między tą, czy inną partią klepiących się po ramionach burżujów, działających rzekomo dla „demokracji”, „narodu” oraz w imię dobra szerokich mas, często okupiona jest krwią buntujących się klas pracujących. Gdy powstaje ruch rewolucyjny, jedynym wyjściem jest zwycięstwo jednej klasy poprzez skruszenie innej.

¹ - z j. ang. rząd/przedstawiciel rządu, charakteryzujący się niepohamowaną chciwością i korupcją;

W oparciu o materiały zewnętrzne, opracował i przetłumaczył Jaromir

Dobry tekst, poprawia

Dobry tekst, poprawia nastrój :>, nie miałem pojęcia o tej propozycji pomocy dla reżimu od rządu fracuskiego (możnaby prosić o jakiś link do źródła?), jak zawsze widać stronniczość mainstreamowych mediów o tych strajkach nikt nie słyszał (ani tym bardziej na oczy w telewizji czy zdjęciach nie widział). Życzę powodzenia Tunezyjczykom i wszystkim Arabom w wykopaniu ze swoich krajów wszystkich Ben Alich niech żyją sobie w Arabii Saudyjskiej :p.

Źródło

Niestety, czerpałem z kilku źródeł, nie jestem w stanie w tej chwili znaleźć tego konkretnego. Jednak spoglądając wstecz, znajdziesz wiele przypadków ukrywania się (za zgodą władz) różnych zbrodniarzy w krajach europejskich i nie tylko. Dajmy na to, Francja udzieliła schronienia (od '86 roku do teraz) byłemu despotycznemu dyktatorowi Haiti- Jean-Claude Duvalier'owi, w Holandii do dziś ukrywa się wielu zbrodniarzy i uczestników rzezi w Rwandzie (choćby major armii Hutu- Karangwa, który uciekł z rodziną do Holandii, gdzie otrzymał holenderskie obywatelstwo). Podobnie jak ugandyjski feldmarszałek Idi Amin, odpowiedzialny za wydawanie setek wyroków śmierci, musiał czmychnąć poza granice kraju, schronienia (podobnie jak w przypadku Ben Ali'ego) udzieliła mu Arabia Saudyjska. Francja to dawne imperium kolonialne, często kolaborowała z afrykańskimi i karaibskimi dyktaturami, w większości z nich mając swoje interesy. Francja nie protestowała też, gdy na Wybrzeżu Kości Słoniowej (terenu tyle lat będącego we władaniu francuzów) ukrywał się przez przeszło 13 lat despotyczny przywódca Biafry- Odumegwu Ojukwu, którego polityka doprowadziła do głodowej śmierci setki tysięcy ludzi. Jak wspomniałem w tekście, Francuzi mają szerokie tradycje w tej kwestii, wszystko podsycane pieniądzem i chęcią zysku.

KUMPLE I "MODA NA SAMOBÓJSTWA"

DSK I BEN ALI - DOBRE KUMPLE

Podczas swej wizyty w Tunezji, Dominik Strauss-Kahn [DSK] został odznaczony przez Ben Alego orderem Republiki Tunezyjskiej. Zapytany o wnioski, jakie wyciągnął ze swej wizyty i ze swych spotkań z kierownictwem kraju, szef MFW piał hymny pochwalne na temat prowadzonej tam polityki gospodarczej. "Gospodarka tunezyjska jest zdrowa, sprecyzował, dodając nawet, że 'jest dobrym przykładem dla innych' i, w związku z tym, ocena MFW wypadła nadzwyczaj pozytywnie."
Te słowa zostały wypowiedziane w 2008, a więc nie są najświeższe, ale nie zostały nigdy zdementowane przez człowieka przedstawiającego się jako ekspert w dziedzinie sprawnego zarządzania gospodarką. I nie dlatego, że wówczas partia Ben Alego była członkiem Międzynarodówki Socjalistycznej (w której pozostała do 18 stycznia 2011 r.!), Strauss-Kahn dał wyraz swej życzliwości, ale dlatego, że - po prostu, interesy klas uprzywilejowanych, w szczególności interesy państw imperialistycznych, były tam prawidłowo bronione. W tym kontekście, Strauss-Kahn odnalazł się we właściwej dla siebie roli.

(bez podpisu, "Lutte Ouvriere" nr 2216 z 21 stycznia 2011 r., s. 9)

FRANCE TELECOM - ORANGE: BEZPOŚREDNIO ZWIĄZANI Z DYKTATURĄ

France Telecom - Orange należy do tych licznych spółek francuskich, które liczyły na utrzymanie spokoju społecznego przez dyktaturę tunezyjską i musiały pozbyć się złudzeń z powodu odwagi świata pracy Tunezji.
Najbardziej znane są call centres, odpowiadające na zgłoszenia klientów dotyczące abonamentu lub trudności technicznych. Od 9 do 12% tych zgłoszeń jest odbieranych w Tunezji. Część w ramach podwykonawstwa dla Teleperformance, przodującej grupy na świecie w tej branży, co oznacza 100 000 pracowników na całym świecie, z czego 7 000 we Francji i 4 000 w Tunezji.
Ale istnieją też inne więzi, bezpośrednie, między France Telecom i reżymem Ben Alego: poprzez Orange Tunisie. Ta spółka, stworzona w maju ub. roku, postawiła sobie za zadanie zawojować 22,5% rynku telekomunikacyjnego w Tunezji w ciągu czterech lat. Jeśli to zadanie zostanie zrealizowane, odbędzie się to ze szkodą dla Tunisie Telecom, która zatrudnia 7 000 osób i jest "historycznym" operatorem tunezyjskim, przekształconym w spółkę z o.o. i sprywatyzowaną według modelu nakreślonego wcześniej przez... France Telecom we Francji.
Orange Tunisie jest owocem współpracy między France Telecom/Orange (49% kapitału) i spółki tunezyjskiej Investec, z grupy Mabrouk (51%). Prezes France Telecom, Didier Lomabrd, gratulował sobie tego partnerstwa: "Orange jest szczęśliwy z powodu nawiązania współpracy z z Marwanem Mabroukiem w celu stworzenia pierwszego kompleksowego operatora z prawdziwego zdarzenia w Tunezji".
Didier Lombard jest dobrze znany pracownikom France Telecom we Francji ze swej sprawności w odpieraniu zarzutów o degradację warunków pracy: zwykł mówić o "modzie na samobójstwa". Co do Marwana Mabrouka, jednego z zięciów byłego prezydenta Ben Alego, należy on do tej "rodziny", która przywłaszczyła sobie owoce pracy przedsiębiorstw tunezyjskich.
Ciągnie swój do swego! Pozostaje tylko życzyć sobie, aby to powiedzenie skonkretyzowało się po stronie ludzi pracy w Tunezji.

Jean Sanday
("Lutte Ouvriere" nr 2216 z 21 stycznia 2011 r., s. 9)

MOBILIZACJA TRWA

Wystarczyły cztery tygodnie od wybuchu gniewu mieszkańców Sidi Bouzid w dniu 17 grudnia, aby Tunezyjczycy zdołali, dzięki manifestacjom, zmusić do odejścia dyktatora Ben Alego, który pozostawał na stanowisku od 23 lat.
Co się działo wówczas na szczycie aparatu władzy? Faktycznie, jego członkowie zapewne już zdecydowali się pozbyć dyktatora, aby spróbować uratować co się da...
Trzy dni po ucieczce Ben Alego, w poniedziałek 17 stycznia, rząd przejściowy został utworzony pod egidą dawnego premiera Mahammeda Ghannouchiego. W jego skład weszło sześciu członków starego rządu, do tego na kluczowe stanowiska, takie jak: obronność, sprawy wewnętrzne, sprawy zagraniczne czy finanse. Gannouchi dwoił się i troił zapewniając, że ci ostatni "mieli czyste ręce" i zawsze działali "dla dobra interesu narodowego"! Trzech szefów partii legalnej opozycji, Neguib Chebbi z Postępowej Partii Demokratycznej (PDP), Ahmed Brahim z Ettajdid oraz Mustafa Ben Jaffar z Forum Demokratycznego na rzecz Pracy i Wolności Obywatelskich (FDTL) zostali wezwani do uczestnictwa w rządzie, podobnie jak działacze związani z UGTT, centrali związkowej.
Nazajutrz, 18 stycznia, we wtorek, po południu, UGTT zażądała od tych ostatnich wycofania się z rządu, którego nie uznała. Nieco później, minister Zdrowia, Mustafa Ben Jaffar z FDTL zawiesił jako kolejny swe uczestnictwo. Minister Kultury także miałaby podać się do dymisji. Ze swej strony Ettajdid, powstały w 1993 r. z dawnej partii komunistycznej (PCT), również grozi wycofaniem swego ministra z rządu - do którego przystał "w celu zapełnienia pustki politycznej, która zagraża bezpieczeństwu kraju i dla zachowania zdobyczy rewolucji ludowej" - o ile partia Ben Alego, RCD, nie zostanie odsunięta od władzy a jej ministrowie z rządu.
Tego samego dnia z rana, policja rozproszyła w Tunisie manifestację gromadzącą setki związkowców i aktywistów, którzy krzyczeli, że upadek dyktatora powinien stać się zaledwie pierwszym etapem i że jego partia - RCD powinna zostać odsunięta od sprawowania władzy, w pierwszej kolejności wycofana z obsady ministerstw.
Ludność odczuła ulgę z powodu przepędzenia klanu Ben Ali i Trabelsich, rodziny jego żony, popieranego do ostatniej niemal chwili przez zachodnich szefów rządów. Ale też ma pełne prawo do odczuwania dumy z powodu udanej, codziennej mobilizacji - odważnej, zdeterminowanej pomimo represji, dziesiątek zabitych i rannych; bez wątpienia nie ma zamiaru odebrać sobie zwycięstwa.
Począwszy od 14 stycznia obserwujemy powstawanie "komitetów czujności", które ochraniają dzielnice ludowe przed haraczami egzekwowanymi przez uzbrojone bandy - policji lub kryminalistów - najprawdopodobniej utworzonych przez dawnych funkcjonariuszy Ben Alego i którzy nie zamierzają stracić swoich źródeł dochodu. Tak więc można zobaczyć młodych ludzi, nierzadko zorganizowanych wśród pracowników lub działaczy miejscowych, jak biorą na siebie obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańcom, rodzinom, domostwom. Widzi się ich, jak kontrolują samochody i ich pasażerów, pomagają armii, którą na razie postrzegają jako sojusznika ich niedostatecznych sił.
To w tej ciągłej mobilizacji, w tej organizacji ludność Tunezji trzyma w ręku zasadniczy klucz do zmian, do których aspiruje. Burżuazja, która była przez 23 lata związana z Ben Alim wciąż stoi na czele banków, kopalń, fabryk tekstylnych, call centres, wielkich instytucji finansowych. Wraz z odejściem dyktatora walka ludzi pracy, młodych, bezrobotnych o spełnienie ich elementarnych żądań musi trwać dalej, podczas gdy poplecznicy reżymu Ben Alego usiłują, lepiej lub gorzej, poskładać jakiś wiarygodny rząd.

Viviane Lafont
("Lutte Ouvriere" nr 2216 z 21 stycznia 2011 r., s. 8)
tłumaczenie: E.B.

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.