Warszawa: Akcja anarchistów przeciw strzeżonym osiedlom
Akcja polegała na zamykaniu na kłódki przyniesione przez aktywistów strzeżonych osiedli i przyczepianiu zalaminowanych tabliczek nad nimi. Na tabliczkach jest napisane: 'Teren nie-prywatny (publiczny, niestrzeżony) ZAKAZ WSTEPU - grozi spotkaniem z biednym chorym lub brudnym'. Akcja jest symboliczna choćby przez to, iż łańcuchy i kłódki, jakie używali nie są trudne do przecięcia. Aktywiści nie chcą uniemożliwić ludziom mieszkającym na strzeżonych osiedlach normalnego funkcjonowania, tylko zwrócić uwagę na konsekwencje grodzenia kolejnych części przestrzeni publicznej. Na niektórych osiedlach - ale nie wszystkich - przed akcja rozkleili po klatkach i windach ulotki.
Jak do tej pory 'zamknęto' 6 osiedli strzeżonych (w tym osiedle na ul. Inflanckiej) i planowane są kolejne wyprawy.
Tekst ulotki:
Dotychczas polskie miasta miały egalitarny charakter. Tendencja ludzi bardziej zamożnych do wykluczania klas niższych ze wspólnej przestrzeni poprzez budowanie płotów i murów osiedli strzeżonych, niszczy społeczne więzi i psuje charakter miasta. Ten homogeniczny raj klasy średniej jest piekłem dla miasta. Przestrzeń dawniej dostępna dla wszystkich, jak parki czy place, jest coraz częściej zamykana i otaczana płotami. Coraz trudniej się spaceruje, lawirując między ogrodzeniami i samochodami. Gdzie nie spojrzysz parkingi za płotem, budki strażników, siatki, oraz kolejne ‘obozy’ do mieszkania. Najpierw grodzą się nowe osiedla, potem stare, by w końcu codziennością stały się otoczone drutami drogi przelotowe dla samochodów. Koncepcja o bezpieczeństwie strzeżonych osiedli jest zwykłym chwytem reklamowym. Im bardziej się grodzisz, tym bardziej świat zewnętrzny jawi się jako przerażający i niebezpieczny, bez względu na realny poziom zagrożenia. Marzenia o bezpieczeństwie i spokoju, o dobrym sąsiedztwie i kontakcie z naturą, które sprzedają deweloperzy są w rzeczywistości strachem przed biednymi i pogardą dla pospólstwa. Tymczasem wspólna przestrzeń publiczna umiera - im więcej i częściej inwestuje się w przestrzeń prywatną, tym mniej pieniędzy - i chęci - pozostaje na inwestowanie w miasto dostępne dla każdego. Prowadzi to pogorszenia stanu publicznej części miasta, a przez to do kolejnych prób ucieczki w zagrodzone osiedla. Każde wytyczanie granic jest aktem agresji.
zdjęcia z akcji są tutaj http://pl.indymedia.org/pl/2006/09/23055.shtml