Kuriozalna demonstracja pod ambasadą Rosyjską w Krakowie czyli 40+młodzież znowu atakuje.
Witam.
O godzinie 18 minut 40 stawiłem się na miejscu. Ludzi było kilkanaście sztuk, potem stopniowo dołączali inni. Może doszło do 60 osób. W większości byli to ludzie starsi, średnia wieku oscylowała wokół pięćdziesiątki. Było też kilkanaście osób w wieku studenckim. Pojawili się członkowie KWK, z potwornym bohomazem na szmacie uwieszonej na kiju, który miał przedstawiać flagę gruzińską. Najwyraźniej wiele wysiłku kosztowało ich pomazanie prześcieradła sprayem.
Co mnie od początku nieprzyjemnie uderzyło, to nazbyt okazywana radość ze spotkania. Uśmiechom perlistych protez ceramicznych nie było końca. Jak na moje oko, to można sobie piątkę przybić, ale głośne się śmianie, przytulanie jest cokolwiek niestosowne. Składam to na karb konieczności wyładowania napięcia konfrontacyjnego i organizacyjnego.
Demonstracja przesuwała się raz w prawo, raz w lewo przez kilkanaście minut po skwerku. Padały dowcipasy. Ktoś rozdawał duże wlepki z napisem "Wolna Gruzja" i krzyżem który jest godłem tego państwa. Dostałem również, jednak zostałem przez starszych państwo obrzucony cokolwiek dziwnym spojrzeniem - prawdopodobnie chodziło o irokeza na mojej czaszce.
W trakcie tych dziwnych pląsów,niezdecydowanych,acz uroczych,jeden z panów,wyciągnął flaszkę wina, jak się okazało gruzińskiego i nawoływał do kupowania produktów gruzińskich.
Zebrani przesunęli się pod ambasadę, pod którą stał już szpaler policyjny. I zrobiło się bardzo wesoło. Otóż przeniosłem się w urocze czasy KPNu, Ligi Republikańskiej i początków AWS.
Pani z dorodnym psem, najwyraźniej nie halo mocno, taka typowa jak z Radia Co Ma Ryja, głośno oznajmiła, że Rosja to odwieczny nasz wróg. Zaczęły padać okrzyki "Putin Morderca", "Ruskie za Ural", "Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę". Starsi panowie dwoili się i troili robiąc zdjęcia swojej załogi. Popłynęły pieśni:"My pierwsza brygada", nasz hymn Polski, "Nie damy by nas gnębił wróg" itp.
Szczerze mówiąc czułem się zażenowany tą szopką, w dodatku zupełnie bezkrytycznie podchodzącą do niezbywalnego faktu, że Gruzja też ma swoje grzeszki i to nikt inny, jak właśnie ona atakiem w 1 dzień Olimpiady usilnie starała się zrównać z ziemią stolicę Osetii. Nie odzywałem się jednak, bo miałem czystą koszulkę, a oharany byłbym zapewne błyskawicznie. Może też po raz pierwszy w życiu ratowałaby mnie policja przed pobiciem, kto wie, byłby kasus prawdziwy.
Ale to jeszcze nie jest koniec - otóż ludzie gremialnie zaczęli skandować "Lech Kaczyński Saakaszwili" i inne pochwalne ody dla naszego prezia. Czekałem na coś o zbawczej roli ojca Dyktatora, ale zacząłem gadać z kolegą i być może mi umknęło.
Jurni oldboye przypomnieli sobie, że krew nie woda, a ZOMO się kiedyś prało jak trza, oj prało!. I rozkręcili małą zadymę z Policją. Od tyłu dwóch mężczyzn o wyglądzie "panów docentów" z komedii wiekopomnych nieodżałowanego Bareji ponalepiało wlepy na szyldach ambasady. I dyla dali. Policja za nimi. Babcie w ryk - "Gestapo! Gestapo! Gestapo!". Dziadek z gromnicą do przodu, na policjantów. Starszy pan, siwy jak gołąbek z pochodnią też bohatersko zaparł się i nie puścił sługusów Putina - bo takie hasła też padły, a i jeszcze "kto wam płaci" pytano. Jeden z komanda docentów zaczął pisać sprayem na jezdni coś w temacie spotkania, komando szczelnie go otoczyło pierścieniem, nie dopuszczając policjantów. Bramy absurdu rozwarły się na oścież, gdy policjanci zaczęli zrywać wlepy,i oczywiście zostawili potargane strzępki na mosiężnych wizytówkach ambasady.
Następnie padło donośne "Na rynek!!!" i ekipa wyruszyła uświadamiać społeczeństwo. Ludzie mieli niezłe ździwko, widząc starszych państwa z tabliczkami i ryczących ile korega tabs wytrzyma pro gruzińskie hasła. Po dojściu pod Adasia odśpiewano jakąś pieśń kolejną, powtórzono zestaw haseł. Zaproszono na kolejną edycję, również o godz 19 dnia następnego. Państwo byli bardzo zadowoleni, niestety, na browara nie poszli, szybko się rozeszli.A szkoda, bo ubaw byłby przedni.
Może przyjdę. Z transparentem dla ofiar Osetii....