Polityka
Moja siostra bliźniaczka kiedyś postanowiła, że zostanie Margaret Thatcher. Na nic zdały się prośby rodziców, by jednak przyuczała się, jak ja, do zawodu lekarza, ale niech dla odmiany zostanie stomatologiem. Na nic zdało się surowe wychowanie i zakaz oglądania wieczornych wiadomości po wieczorynce. Moja siostra znalazła w lumpeksie piękną łososiową garsonkę, która łagodziła nieco jej radykalne i nieustępliwe poglądy wypowiadane zazwyczaj tonem stanowczym. Moje lewicowe przekonania zostały spalone na łączce, tuż za śmietnikiem. Stałam się podwórkowym dysydentem. Gdy zaproponowałam, że podzielę się ze wszystkimi kieszonkowym kupując każdemu lody Pinokio, ta wspięła się na murek i z tego podwyższenia wygłosiła przemowę potępiającą komunistyczne zapędy wśród obywateli podwórka. Wszystkie dzieci zagłosowały za wydaleniem mnie. Musiałam odtąd bawić się tylko na niewielkim wycinku łąki, który był odgrodzony niewielkim betonowym murkiem, gdzie jedyną moją zabawą mogło być wysiadywanie kuropatwich jaj.
Kiedyś próbowałam pobawić się z dziećmi z drugiego podwórka, ale dzieci także były przekonane do poglądów mojej siostry. Krwawa Karola trzęsła już całą okolicą. Po kilku podchodach do dzieci z drugiego podwórka (z bandą Mumina wolałam się nie zadawać – były to przekupne zbiry), w końcu udało mi się dzięki pewnej Patrycji przemówić dzieciakom do rozsądku. Nikt tutaj nie rządził, każdy miał równe prawo do wymyślania zabaw, ale Krwawej Karoli to było nie w smak. Wysłała do nas posłańca – naszą młodszą siostrę – który obwieścił, że za piętnaście minut odbędzie się koło śmietnika wojna na mirabelki. Mieliśmy niewiele czasu na przygotowanie amunicji, do tego w każdej chwili któreś z nas mogło zdezerterować na obiad. Najdorodniejsze drzewko mirabelkowe w okolicy rosło w rewirze Krwawej Karoli. Musieliśmy się zadowolić tym, które rosło na moim kawałku łączki. To znaczy już kolektywnym, bo nasze podwórko zarządziło nakaz dzielenia się łąką, sprawiedliwej dystrybucji karnięć beemiksem, słonia i tej gumy w kulkach, która była po dziesięć groszy, więc każdego było stać na taki gest.
Wojna rozpoczęła się rzeczywiście równo piętnaście minut po tym, jak dostaliśmy informację. Oczywiście armia Krwawej Karoli zdążyła uzbierać już dosyć sporą amunicję. Nie zadowolili się nawet spadem – zerwali także wiele niedojrzałych śliwek prosto z drzewa. Mieli przynajmniej zwinnego Krzysia, który na drzewa wspinał się lepiej ode mnie (a Ewka-marchewka spadła z drzewka, połamała cycki…). Ja wspięłabym się nawet na najwyższą i najcieńszą gałąź, ale bałam się z drzewa zejść i dzieci zagadywały mnie ciągle, żebym zapomniała, że jestem na drzewie i jeśli spadnę, złamię sobie nogę (a zawsze brzydziłam się gipsu).
Krwawa Karola krzyknęła „ATAK!” i tamci zaczęli kryjąc się za murkiem śmietnika. Krzyknęłam, że to niesprawiedliwe i zażądałam walki na równych zasadach. Krwawa Karola wprawdzie zaśmiała się okrutnie, ale w końcu nakazała swoim żołnierzom wyjść zza murka i stanąć w odległości dwudziestu kroków od nas. I wtedy już nie było jeńców. Zaczęła się wojna na śmierć i życie. Każdy, kto miał już dość uciekał. Nielojalny Rafałek spieprzył jak tylko usłyszał swoją mamę wrzeszczącą z balkonu „OOOBIAAAD!”. Niestety po kilku minutach musieliśmy się poddać. Skończyła nam się amunicja.
Krwawa Karola po tej bitwie nasyłała w nasze rewiry swoich zbirów, którzy robili nam psikusy. A to podkradali nam piłkę, a to strzelali do nas tymi pierdolonymi żółtymi kuleczkami. Nie chcieliśmy się poddać tym neoliberalnym świniom. Ale te neoliberalne świnie znalazły sposób na to, aby wytrącić nam ludową władzę z rąk. Przekupili śnieżynkami Jasia, Ewę, Michała i Stefka. Zaczęli mącić na spotkaniach naszego kolektywu podwórkowego tak, że moje poglądy traciły poparcie. Michał przekonywał bardzo rzeczowym tonem, że jeśli nie pójdziemy na ustępstwa, tamci nas po prostu zniszczą. Mają po swojej stronie zasoby w postaci mirabelek, niemal całą łąkę chronioną teraz przez bandę Mumina, która zrobiłaby wszystko za oranżadkę w proszku, a także z każdej strony są dobrze chronieni, podczas gdy na nasze podwórko z każdej możliwej strony można wejść, zaatakować, a w końcu zrobić z nas niewolników wachlujących Krwawą Karolę, która była ostatnio bogata, bo zahandlowała niemal wszystkimi moimi zabawkami. A pieniądz to władza.
Sytuacja była beznadziejna. Musieliśmy negocjować z naszymi wrogami, którzy kierowali się zasadami źle pojętej sprawiedliwości społecznej.
Wtedy jednak przyszła moja matka, która wytargała mnie za uszy i zaprowadziła do domu po tym, jak usłyszała, że politykuję na podwórku. Doniósł na mnie zarządca budynku, któremu nie podobał się mój kredowy napis na ścianie kamienicy. Jego treść wymierzona była w faszystowskie rządy krwawej kapitalistki Karoli noszącej chujowate garsonki.
Matka to zawsze potrafiła rozwiązać trudne sytuacje siłą i przemocą, dlatego mi siła i przemoc potajemnie imponuje.
Źródło: LolaCz