Rebelia w Grecji

Publicystyka

Garść refleksji dla anarchistów od anarchistów

"Tak długo jak legalna przemoc będzie nazywana prawem, tak długo nasze prawo będzie nazywane przemocą"

***

Nie jest to podsumowanie grudniowej rebelii. Nie jest z prostej przyczyny: nie należy podsumowywać czegoś co się dopiero zaczęło. Kto wie, być może nie jest to jeszcze nawet koniec gry wstępnej. Niepokój społeczny w Grecji dopiero zaczyna dochodzić do wrzenia i 2-3 tygodniowe grudniowe wydarzenia zapoczątkowane śmiercią Alexisa były najprawdopodobniej jego pierwszymi wylewami. Czas pokaże.

Ale nawet jeżeli jakiekolwiek podsumowywanie wydaje się na dzień dzisiejszy nie na miejscu to ta grudniowa eskalacja wojny społecznej, w której żyjemy na co dzień, dała nam już teraz, nam czyli anarchizującym jednostkom, sporo do myślenia. Z całą pewnością spotkało to mnie. A jako, że drugim najlepszym sposobem na spożytkowanie radykalnych refleksji (zaraz po praktycznym wcielaniu ich w życie) jest dzielenie się nimi z innymi zainteresowanymi, postanowiłam spisać te oto kilka prowokujących refleksji i kieruje je w pierwszej kolejności do uczestników ruchu anarchistycznego w Polsce, a następnie do wszystkich tych, którzy mają dosyć codziennej kapitalistycznej udręki i chcieliby cokolwiek zrobić aby z tym skończyć - tak w tym kraju jak i gdziekolwiek indziej.

Moje proste, momentami wręcz banalne obserwacje i przemyślenia, oraz wynikające z nich refleksje, dotyczą podstawowych kwestii organizowania ruchu anarchistycznego, poszukiwania odpowiednich strategii jego rozwoju oraz potrzeby większej dedykacji i konsekwencji niezbędnych aby ruch mógł generować realne zagrożenie dla systemu dominacji i władzy. Wiele kwestii, które poruszę nie wyda się niczym specjalnie odkrywczym, a mimo to są to kwestie marginalizowane w ruchu od lat. Nasz ruch potrzebuje radykalizacji... w teorii i w codziennej praktyce i uważam, że jest to właściwy moment, mam na myśli doświadczenia greckiej rebelii, aby o tym podyskutować.

Moje refleksje bazują na dziesiątkach długich i krytycznych rozmów, które przeprowadziłam w ostatnich 3 tygodniach z greckimi anarchistami, jak również na kontaktach z tym ruchem na przestrzeni ostatnich kilku lat oraz na bazie dziesiątek niezależnych relacji i deklaracji, które docierały do nas wszystkich prosto z ulic Aten, Salonik, Larissy, Volos... ze wszystkich zakątków Grecji.

Zamaskowani nieznajomi

Zacznę od kwestii najbardziej banalnych z możliwych, które unaoczniła rewolta w Grecji. Wydawałoby się, że każdy aktywista biorący udział w działaniach wymierzonych w uciskające nas instytucje państwowe i struktury kapitalistyczne wie doskonale dlaczego w XXI wieku warto utrudniać organom represyjnym identyfikowanie przeciwników systemu poprzez m.in. maskowanie twarzy, także w trakcie, wydawałoby się, mniej radykalnych form sprzeciwu jak na przykład manifestacji. A jednak, okazuje się, że duża część ruchu konsekwentnie krytykuje lub tez atakuje swoim cynizmem te środowiska, które konsekwentnie odmawiają udostępniania swoich danych osobowych organom ścigania (maskując twarze na demonstracjach). Taka mieszanka cynizmu i ignorancji prowadzi między innymi do tego, że w momentach, w których nie ma już faktycznie wyboru i zamaskowanie twarzy jest wręcz konieczne, społeczeństwo jest zszokowane widząc duże grupy zamaskowanych osób. Widok zamaskowanych postaci, niezależnie kim by nie byli i co by nimi nie kierowało budzi w takich okolicznościach odruchy strachu, wrogości i konsekwentnie... sympatii ze stroną przeciwną, czyli niemal zawsze, policją. Co gorsza sami anarchiści czują się w takich momentach "nie komfortowo" co staje się paradoksem gdyż to właśnie zasłonięcie twarzy ma dodać w takich momentach wynikającego z anonimowości komfortu.

Nieprawdą powielaną także w mediach anarchistycznych jest mit wojowniczego fetyszyzmu greckich anarchistów, którego jednym z objawów ma być permanentne przesłanianie twarzy. Tym czasem, grecki ruch od lat podchodzi świadomie do tego typu kwestii i konsekwentnie promuje radykalny styl zamaskowanych przeciwników systemu. Co za tym idzie, w momencie kiedy wybuchła grudniowa rebelia, tysiące młodych, i nie tylko młodych ludzi, kiedy tylko poczuli potrzebę solidarnego aktu podniesienia z ziemi kamieni, bez dłuższego zastanowienia i zażenowania przyjęło styl "zamaskowanych zadymiarzy".

To nie jest "grecka mentalność", ale przede wszystkim przekładnia praktyki greckiego ruchu anarchistycznego, której trafności trudno jest zaprzeczyć w obliczu wydarzeń grudniowych.

Może to właściwe miejsce na przytoczenie fragmentu oświadczenia wydanego przez zgromadzenie uczniów, studentów, pracowników i bezrobotnych z Lesbos w dniach trwania rebelii. Oświadczenie to było odpowiedzią na wysiłki mediów zrzucenia odpowiedzialności za radykalne działania na ulicach miast greckich na "wyizolowana garstkę zamaskowanych". Ten tekst został podpisany "To my jesteśmy tych dziesięciu zamaskowanych":

"Zamaskowaliśmy się po to, abyście nas widzieli, gdyż w innym wypadku ukrywa nas oślepiające światło kamer telewizyjnych. Zamaskowaliśmy się, gdyż nie chcemy niczego tylko dla nas samych, ale wszystkiego i dla wszystkich. Nie chcemy żadnych hierarchii. Chcemy, abyśmy wszyscy mogli sobie patrzyć w oczy. Czuliśmy się zmuszeni aby się zamaskować, gdyż kamery ukrywają się tam gdzie ich nie oczekujesz i mordercy celują nimi prosto w nas. Zamaskowaliśmy się, gdyż spryskują nas gazami bojowymi i w nich zawartymi rakotwórczymi chemikaliami. Dzięki okryciom twarzy i ust możemy dwa razy dłużej oddychać, a dzięki temu zdobywamy cenny czas, aby nie wpaść w ich ręce"

Więc oto pierwsza refleksja, którą chciałam się podzielić: Dokąd prowadzi nasza droga uśmiechania się do kamer i stawiania zarzutów ludziom maskującym się przy różnych okazjach? Konsekwentne upowszechnianie, a zarazem uzasadnianie, praktyki maskowania twarzy podczas wystąpień o radykalnym charakterze, począwszy od własnych szeregów i idąc dalej pośród środowisk pracowniczych, studenckich i innych... to nie alternatywa, ale według mnie logiczna zmiana politycznej praktyki, której powinniśmy się podjąć, nawet jeżeli perspektywa początków nie wydaje się łatwa. Pierwsze co musiałoby ulec zmianie to nasze pojmowanie sensu takiej praktyki.

Codzienna praktyka, a rewolta społeczna
(czyli w poszukiwaniu nowych form interwencji)

Na przykładzie konsekwentnego i strategicznego maskowania się w trakcie codziennych wystąpień anty-systemowych poruszyliśmy kwestie wpływu codziennej praktyki anarchistycznej na rozwój wydarzeń w momentach rebelii społecznych. Grecka rewolta służy całym repertuarem takich przykładów. Weźmy na przykład momenty entuzjastycznego rabowania produktów z otwartych w trakcie rewolty ekskluzywnych sklepów przez zubożałe warstwy społeczne. Od dłuższego już czasu grupy anarchistyczne w Grecji dokonują regularnych akcji „rewolucyjnej redystrybucji produktów” poprzez kolektywne wynoszenie towarów z supermarketów i rozdawanie ich potrzebującym ludziom. Te konsekwentnie prowadzone akcje, wsparte odpowiednimi deklaracjami, zyskały zwłaszcza w ostatnim półroczu duży rozgłos i akceptacje społeczną. Wiele sploretaryzowanych bądź po prostu odrzuconych przez system osób przyznaje bez ogródek, że tak naprawdę to wiele należy im się za darmo i że są gotowi otwarcie zarówno konsumować efekty tego typu akcji jak i wspierać tego typu formy oddolnej darmowej redystrybucji dóbr społecznych. W związku z tym, w momencie gdy doszło do masowych zamieszek i nocnego otworzenia wielu drogich sklepów, tysiące ludzi, nie tylko imigrantów choć to oni byli najbardziej widoczni, automatycznie rozpoznało tę sytuację jako kolejny moment redystrybucji nie okazując fałszywej moralności klasy średniej związanej z uznawaniem takich aktów kolektywnego "rabunku" za anty-społeczne i chuligańskie. Niestety, należy zaobserwować, że w dzisiejszych czasach taką moralność prezentuje nawet duża cześć polskich anarchistów i lewicowców. Wynika to moim zdaniem z błędnej, niemalże schizofrenicznej, postawy jaką przyjęła duża część ruchu. Analiza i głębsza krytyka takiej postawy powinny również zostać przeprowadzone jednak nie podejmuję się tego w tym miejscu.

Innym podobnym przykładem wpływu codziennej praktyki anarchistycznej na rozwój wydarzeń w momentach rebelii społecznych jest rozbijanie banków i obiektów korporacyjnych. Także ta praktykowana od dłuższego już czasu w całej Grecji forma anty-kapitalistycznej akcji bezpośredniej przybrała w dniach rebelii automatycznie formę sportu powszechnego. Uczniowie i studenci Aten i innych miast, wiedzieli w tych dniach niemal instynktownie w jakie obiekty uderzać i gdzie podłożyć ogień w momentach przerwy w konfrontacji z siłami policyjnymi.

Oto kolejny cytat z deklaracji wydanej w tych dniach na ulicach Grecji:

"Nie podpalamy wszystkiego co nam wpadnie w ręce. Podczas gdy media nadają uparcie o nieobliczalnych zniszczeniach materialnych po to aby przestraszyć społeczeństwo, samo ateńskie Stowarzyszenie Sprzedawców ogłosiło co poniższym:

"Nie mamy do czynienia z ekonomicznymi problemami sklepów w Atenach spowodowanymi zniszczeniami, gdyż większość z nich jest ubezpieczona. Jedynym poważnym problemem jest to, że ludzie w związku z nieustającymi demonstracjami o wiele mniej kupują"

Naszymi celami są mordercze komisariaty, banki i aparat państwowy w całym kraju. Niezależnie od tego co twierdzi telewizja ludzie dobrze rozpoznają nasze posunięcia i okazują to bezpośrednio w wielu miastach"

Już teraz, uprzedzając zdarzenia, możemy również przewidzieć jak przydatna w chwili kiedy aresztowanych w wyniku rebelii zostało kilkaset osób, okaże się codzienna praktyka wsparcia dla więźniów i codziennej współpracy nie tylko z uwięzionymi aktywistami. Praktyka tak elementarna dla greckiego ruchu.

I tak dotarliśmy do drugiej refleksji. Sprowadza się ona do pytania czy dzisiejsza codzienna praktyka ruchu anarchistycznego w kraju może mieć jakieś istotne znaczenie w momentach buntu społecznego gdy do takiego dojdzie? Jaki pożytek będziemy mieli my i zbuntowane części społeczeństwa z praktyk FoodNotBombs, z pikiet pod zakładami pracy i zaklejania bilboardów? Nie chodzi w żadnym wypadku o krytykowanie sensu tych akcji, bo ich sens jest w pełni uzasadniony, ale o pytanie czy nie powinniśmy poszukiwać dalszych form interwencji mogących być zarazem praktycznymi nośnikami przyszłych niepokoi społecznych. Czy rozdawanie jedzenia, wystawanie z wypisanymi na prześcieradłach żądaniami pod budynkami instytucji oraz tworzenie art-worków to właśnie ten praktyczny know-how, który będziemy proponować ludziom gdy dojdzie do momentu umożliwiającego redystrybucje luksusu i zatrzęsienie stabilnością systemu kapitalistyczno-państwowego? Czy nie warto już teraz rozszerzyć wachlarza naszych praktyk anty-systemowych o takie, które w ramach oczekiwanych (w związku z rozlewającym się kryzysem) radykalnych wystąpień społecznych będą bardziej adekwatne, skuteczne... rewolucyjne?

Organizujmy się ... z głową
(czyli w poszukiwaniu dalszych form organizowania się)

Jest jeszcze jedna codzienna praktyka greckiego ruchu anarchistycznego, której znaczenie jest tak istotne, ze decyduje się poruszyć je w oddzielnym miejscu. Jest nią specyficzna forma organizowania się. Rzecz jasna greccy anarchiści organizują się po części podobnie jak anarchiści w innych krajach, czyli w sposób różnorodny: od małych 'affinity groups' po struktury syndkalistyczne. Jednak forma organizacji, która wyróżnia ten ruch od wszystkich innych na całym kontynencie, i zarazem jest właśnie tą formą, która jest elementarnym i nieodzownym czynnikiem radykalnej przemiany struktur społecznych, jest forma zgromadzeń - anarchistycznych assambleas. Znaczna część anarchistów w Grecji organizuje się poprzez zgromadzenia sięgające po kilkadziesiąt osób, których codzienną praktyką jest dyskutowanie, analizowanie, planowanie i podejmowanie decyzji w takiej właśnie formie i w takim gronie. Mało tego, w sytuacjach specyficznych czyli przy wzmożonych represjach, napiętej sytuacji społecznej, itp. automatycznie dochodzi do wspólnych zgromadzeń, w których biorą udział ludzie z w różnych grup i zgromadzeń plus dodatkowo niezorganizowani. W tego typu zgromadzeniach bierze udział po 100 czy 200 osób. Mało tego, te formę organizacji anarchiści konsekwentnie promują w szkołach, uczelniach i podczas protestów społecznych. Każdego tygodnia, przy każdej okazji, konsekwentnie od lat. Efektem tego jest to, że w momencie wybuchu niepokoi społecznych, kiedy dochodzi do masowych wystąpień, okupacji szkól, uczelni, central związkowych i państwowych urzędów administracyjnych, wszędzie tam wielu tych, którzy mieli okazje zetknąć się z codziennymi praktykami ruchu anarchistycznego, intuicyjnie przystępuje do organizowania zgromadzeń. W ostatnich dwóch tygodniach rewolty w Grecji odbyło się setki takich zgromadzeń w wielu miejscach i wzięło w nich udział z pewnością kilkanaście tysięcy osób. Ten swoisty zalążek funkcjonującego anarchistycznego społeczeństwa mógł się ziścić w głównej mierze dlatego, iż tradycja horyzontalnych zgromadzeń jako elementu demokracji bezpośredniej pojmowanej w anarchistycznym kontekście jest codzienną praktyką środowisk anarchistycznych i radykalnej lewicy anty-autorytarnej.

Trzecia refleksja jest więc następująca. Niewątpliwie takie formy organizacji jak regionalne sekcje Federacji Anarchistycznej, autonomiczne grupki anarchistyczne, nieformalne sieci aktywistów, struktury syndykalistyczne czy tworzone ad-hoc i akcjonistycznie uwarunkowane kilkuosobowe affinity-groups... mają swoje zalety... w specyficznych momentach, do specyficznych celów. Jednak większości z tych struktur brakuje elastycznego charakteru umożliwiającego spontaniczne i masowe wykorzystywanie tych form organizowania się niezależnie od miejsca, ilości partycypujących osób czy sytuacji. Nie chodzi już nawet o straszenie owianymi (nie)sławą zjazdami Federacji Anarchistycznej zdominowanymi przez kilka osób, a zarazem swą atmosfera i elitarnością przypominającymi posiedzenia partyjne. O wiele bardziej znamienitym , a przez to i wielce frustrującym przykładem były tragikomiczne próby przeprowadzenia masowych zgromadzeń na warszawskich Polach Mokotowskich w przededniu warszawskiego anty-szczytu w 2003 roku. Ktokolwiek wziął w nich udział musiał dojść do refleksji, że anarchia to w najlepszym wypadku kabaret (co gorsza w wykonaniu jednego aktora), w najgorszym programowa dezorganizacja nie zmierzająca donikąd.

Koniec dyskusji o używaniu przemocy

Tak już jest, że każdy radykalny ruch społeczny dławi się dyskusją o używaniu przemocy. Zawsze znajdą się "przeciwnicy" stosowania akcji niosących ze sobą pewien potencjał "przemocy" i ci którzy uważają tego typu akcje jako nieodzowne jeżeli chce się zachwiać systemem w którym żyjemy. Ileż energii tracimy na jałowe debaty na ten temat. Dlaczego jałowe? Dlatego, gdyż ustalanie takich granic (pomiędzy akcjami "violent" i "non-violent") nie ma zbyt wiele sensu jak to się po raz kolejny okazało na przykładzie niepokojów społecznych w Grecji.

Podczas wielodniowych starć w ateńskiej dzielnicy Exharhia mających na celu wyparcie z niej sił policyjnych, podczas gdy na ulicach rzucano brukiem i butelkami z benzyna, z okien leciały na policje mniej lub bardziej ciężkie przedmioty. Kto rzucał z okien? Czarny blok? Nie, w większości były to starsze kobiety, które instynktownie zdecydowały, po której stronie rewolty stoją. Czym rzucano z okien? Balonikami wypełnionymi z wodą? Nie, głównie doniczkami. Tak więc kobiety te nie tylko stanęły po stronie tych podpalających radiowozy, banki i choinki, ale również wybrały adekwatną według nich formę działania. Czy te starsze panie swoją intuicyjną reakcją nie postawiły kropki nad "i" nie kończącej się debacie o "przemocy"?

A co z setkami, czy raczej na skale całego kraju, tysiącami uczniów, którzy to z szeregów z których leciały na policje koktajle mołotowa bombardowali gliniarzy jajkami i pomarańczami. Czyż nie przyjęli oni również klarownej pozycji co do kwestii akceptacji używania "przemocy"?

Kolejną refleksję wyrażę cytując kolejny fragment odezwy rozrzucanej w grudniu na ulicach Grecji: "Metody produkcji to legalna przemoc. Władza to legalna przemoc. Policja to legalna przemoc. Wiezienie to legalna przemoc. Sadownictwo to legalna przemoc. Bezrobocie to legalna przemoc. Zasiłki dla bezrobotnych to legalna przemoc. Robienie zysków to legalna przemoc. Giełda finansowa to legalna przemoc. Banki to legalna przemoc. Prywatyzowanie to legalna przemoc. System wychowawczy to legalna przemoc. Wprowadzanie stanu wyjątkowego to legalna przemoc. I tak długo jak legalna przemoc będzie nazywana 'prawem', tak długo nasze prawo będzie nazywane 'przemocą'”

Wojna z mediami

Media... Jak się z nimi obejść? Czy są koniecznym narzędziem, którym posłużyć musi się każdy ruch społeczny aby być odpowiednio odczytanym, czy raczej, są podlegającym kompletnej negacji elementem podtrzymywania systemu niesprawiedliwości społecznej? Używać ich jako strategicznego narzędzia czy konsekwentnie negować i zwalczać? Polski ruch anarchistyczny praktykuje opcje pierwszą. Na ile świadomie, ciężko mi powiedzieć...

Grecki ruch anarchistyczny z kolei, uznał już dawno media jako jeden z głównych filarów systemu władzy i ucisku, i w związku z tym konsekwentnie odmawia jakichkolwiek kontaktów z dziennikarzami, co więcej, przyjmuje wobec nich postawę agresywną. Wiele osób krytykuje za to greckich anarchistów.

W momencie wybuchu rewolty greckie media, tak samo zresztą jak zrobiłyby to wszystkie inne, po pierwszym szoku wywołanym dynamiką wystąpień, szybko przejęły swoją role w marginalizowaniu znajdującej się w stanie rebelii części społeczeństwa. Zasadniczo strategią państwa, a tym samym mediów było uparte twierdzenie, że owszem w demonstracjach bierze udział wiele osób, ale odpowiedzialnych za radykalne działania jest kilkudziesięciu, co najwyżej kilkuset zamaskowanych osobników. Każdy inny ruch w takiej sytuacji starałby się usilnie przemycić swój głos do prasy czy telewizji aby sprostować te błędne oszacowania. Każdy ruch, ale nie grecki, który konsekwentnie zamiast używania narzędzi systemu, kładzie nacisk na bezpośrednią komunikacje ze społeczeństwem i kontynuuje wojnę jaką wypowiedział mediom.

I w grudniu wojnę te ewidentnie wygrał. Teoria propagowana przez władze i rozpowszechniana masowo przez media, musiała upaść wobec siły argumentów realnych. Jak greckie społeczeństwo mogło uwierzyć mediom opowiadającym, że za wszystkim stoi horda kilkuset zamaskowanych chuliganów, skoro każda jedna grecka rodzina miała w swoim domu co najmniej jednego takiego „zamaskowanego chuligana", który w tych dniach okupował swoją szkołę, wynosił z domu puste butelki, i wracał nocami brudny, spocony, pachnący benzyną i śmierdzący oparami gazów chemicznych. Jeżeli w każdej rodzinie, a do tego też i w każdej rodzinie naszych sąsiadów był co najmniej jeden taki "zamaskowany chuligan" to jak można wierzyć w to co mówią media. I tak oto, po zdaniu sobie sprawy z tego kłamstwa, jak również wielu innych kłamstw, które im próbowały wcisnąć media, tysiące mieszkańców Aten zaczęło czerpać swoje informacje bezpośrednio z komunikatów rozdawanych na ulicach w postaci ulotek, plakatów, obwieszczeń i biuletynów. Rewolta dotarła do reszty społeczeństwa ze swoim przekazem bezpośrednio, nie używając żadnych wrogich narzędzi, z tego co mi wiadomo anarchiści nie udzielili mediom przez te 2-3 tygodnie żadnych wywiadów, a jedynie przejęli w konkretnych sytuacjach przekaźniki medialne (stacje telewizyjne i radiowe), jednak nie starając się reprodukować ich funkcji - okupacje mediów polegały głównie na zakłóceniu komunikatów rządowych i zastąpieniu ich punktualnymi komunikatami z ulicy - nikt nie miał zamiaru przejmowania mediów jako takich! W zamian za to skoncentrowano się na sile przekazu samego działania i komunikacji bezpośredniej o zdecentralizowanym charakterze. I to jest właśnie napisane kolejna nasuwająca mi się refleksja, która wypływa z greckiej rewolty...

"W Grecji... wszędzie indziej... ale przecież nie u nas !"

Jest kwestią nie podlegającą wątpliwości, że każdy bunt przeciwko władzy ma po części swoje źródła w uwarunkowaniach historycznych wpływających na wrażliwość, solidarny charakter i potencjał sprzeciwu danej społeczności. Wobec społeczeństwa greckiego za takie uwarunkowanie historyczne uznaje się odległy o ponad 30 lat okres dyktatury. Jednak twierdzenie, że w związku z tym uwarunkowanym historycznie "duchem" greckiego społeczeństwa do niepokoi na podobną skale mogło dojść tylko w Grecji jest błędne. I to nie tylko dlatego iż większość młodych ludzi, którzy przewrócili na okres 2 tygodni do góry nogami funkcjonowanie państwa greckiego łączy emocjonalnie z rebeliantami lat 70-ych tyle ile polskich 16-latków z ruchem "Solidarności", a nawet ich rodzice znają te czasy tylko z opowiadań własnych rodziców. Powody dlaczego grudniowa grecka rebelia miała tak radykalny charakter leżą moim zdaniem gdzie indziej.

Przyjrzyjmy się przez moment zamieszkom wywołanym policyjną brutalnością w innych krajach w ostatnich latach. Były one również bardzo wybuchowe (francuskie przedmieścia), spontaniczne (jak na przykład na Białorusi 2 lata temu) lub masowe (w Los Angeles w poprzedniej dekadzie), ale nie przyjęły one zasadniczo charakteru rewolty, nie przejęły moim zdaniem zbyt wielu momentów, które uznałbym za rewolucyjne. Tak stało się jednak w Grecji, a za takie momenty uważam zmasowany atak na aparat państwowy, okupacje strategicznych instytucji i obiektów państwowych, dokonywanie taktycznych ataków na sferę biznesu, powoływanie zgromadzeń i innych struktur demokracji bezpośredniej, próby otwierania więzień, i wiele innych. Dlaczego doszło do tego w Grecji, a w innych miejscach nie? Czy dlatego, że duża część greckiego społeczeństwa jest w związku z doświadczeniem z prawicową dyktaturą nastawiona lewicowo? Nie. Moim zdaniem dlatego, iż druga odsłona greckiego ruchu anarchistycznego od około dziesięciu lat intensywnie i z pełną świadomością swoich dążeń szerzy rewolucyjną praktykę i świadomość pośród społeczeństwa.

Wartym podkreślenia jest jeszcze jeden fakt. Pomimo iż nie ulega wątpliwości że grecki ruch anarchistyczny jest w tym momencie najlepiej rozwiniętym w Europie, grudniowe wydarzenia zaskoczyły greckich anarchistów bardziej niż nas obserwujących konfrontacje z odległości. Prowadząc rozmowy z wieloma działaczami, z różnych miast, grup, z ludźmi o różnym bagażu doświadczenia i w różnym wieku, nie usłyszałem od ani jednego z nich aby spodziewali się takiego obrotu zdarzeń, tak daleko idącej radykalizacji dnia codziennego. Przykładowo, liczba osób biorących udział w regularnych demonstracjach anarchistycznych w Salonikach przed rebelią to 150-300 osób. W dniach rewolty w manifestacji pod czarnymi anarchistycznymi sztandarami wzięło udział około 8000 osób. W trakcie tego marszu zniszczono kilkadziesiąt symboli kapitalizmu - z szeregów demonstrantów nie doszło do ani jednego zauważalnego wyrazu dezaprobaty dla tych działań. Wprost przeciwnie, puszczenie z dymem stojącego w centrum miasta McDonalds'a, który co warte podkreślenia był w ostatnich latach już wielokrotnie atakowany, wywołało tak masowy aplauz całej manifestacji, że środowisko anarchistyczne było wręcz zszokowane.

W przeciągu kilkudziesięciu godzin dochodzi do zmiany w proporcjach: 200-osobowe demonstracje zamieniają się w zmasowany atak na struktury państwa i kapitalizmu z udziałem tysięcy osób...
... a najbardziej doświadczeni greccy anarchiści są ogarnięci zdumieniem... ??!!

Do jakiej refleksji nas to prowadzi?

Mnie do następującej: W systemie, w którym żyjemy, nie ma chwili, którą jest sens wypełniać frustracją, cynizmem wobec własnych działań i ideałów, szerzeniem defetyzmu i prześmiewczej krytyki wobec tych którzy, może czasem nieudolnie, próbują jakoś walczyć. W kapitalizmie nie ma ani momentu ani miejsca w którym nie może dojść do zaostrzenia konfrontacji. Także w naszym mieście, także dziś czy jutro wszystko jest możliwe. Tym bardziej gdy w związku z kryzysem systemu ekonomicznego (kryzysem kapitalizmu?) niepokoje leżą jak na dłoni. Błędem jest obserwowanie i komentowanie wydarzeń z Grecji jak transmisji z obcej planety. Przyjrzyjmy się lepiej czego możemy się z tej rewolty nauczyć i zróbmy wszystko aby za jakiś czas inne ruchy mogły wyciągać wnioski z rebelii, którą to my pomogliśmy wskrzesić...

***

Veronika Sinewali
Grudzień 2008

Warunkowanie nowego

Warunkowanie nowego społecznego ładu kryzysem kapitalizmu jest błędem. Nie może być tak,że ludzie nabierają świadomości za sprawą kryzysów,gdyż będzie to świadomość niepełna,podyktowana strachem przed nędzą,a nie marzeniem o innym świecie. Brak tej refleksji jest dojmującym obrazem prymitywności wsp anarchistycznych postulatów.
Grecja jest typowym przykładem rewolty przekształconej w spektakl,gdzie liczy się raczej ładne foto jak to z gracją rzucam kamykiem,a nie głębokie refleksje nad taktyką i celem takiego działania.

rebelia marzeń i sen o spektaklu

pzyjacielu/pryjaciółko z wypowiedzi powyżej:

Ani w moim tekscie ani w samej rebelii nie znajduje czystego uwarunkowywania nowego ładu społecznego wyłącznie kryzysem kapitalizmu. Czy ty zadałeś/aś sobie trud przeczytać choć kilka oświadczeń, deklaracji, raportów z debat, które toczyli w ostatnich tygodniach anarchiści, migranci, grupy kobiet, pracownicy, studenci, uczniowie, lokatorzy ... na spotkaniach i wiecach w Grecji? Tego są setki, pewnie tysiące stron. Tysiące godzin dyskusji i refleksji na tematy o których mówisz. Ja od kiedy żyje nie widziałam jeszcze tak płodnej pod względem merytorycznym rebelii jak właśnie ta. Żadna rebelia, o których słyszałam i czytałam, nie rozpętała takiej fali marzeń o nowym świecie jak ta.

Przekształcenie rewolty z spektakl ma oczywiście miejsce, ale toczy się za sprawą mediów, a nie samych jej uczestników, którzy nie tracili przez te tygodnie ani minuty na nic nie wnoszącą kreację spektaklu. Najlepszym przykladem na to, że się mylisz jest to, że większoścć faktycznie najbardziej spektakularnych momentów rebelii nie została zarejestrowana przez oko kamery czy aparatu.

A to, że wysunięte w tekscie refleksje są "prymitywne"... nie będę się sprzeczała, bo chyba właśnie o to mi chodziło: o wyciągnięcie z tej rebelii najpierw właśnie tych najprostrzych lekcji, które taki ruch jak ten w Polsce, ruch którego tak naprawde nie ma i który jest tak nie-konsekwentny i nie-radykalny, że sami się tego wstydzimy, mógłby wziąć jako impuls do refleksji nad własną niemocą.

dziękuje ci za twój komentarz. V

Co do maskowania twarzy, to

Co do maskowania twarzy, to jak najbardziej zgadzam się z tym, że powinna to być normalna praktyka w momencie, kiedy w związku z niezamaskowaniem można paść ofiarą represji. Natomiast czasem warto mieć coś do zamaskowania pod ręką, ale starać się wyglądać jak najbardziej „zwyczajnie” by ktoś postronny mógł widzieć w tym proteście siebie – im większe odróżnianie się od typowego przechodnia tym większa społeczna alienacja protestujących od osób postronnych. Z dwojga złego jednak, przychylam się do twojego zdania – szczególnie w dobie coraz lepszego sprzętu rejestrującego każdy nasz ruch – że nie ma się czasem co cackać w społeczny odbiór i w związku z tym paść ofiarą przemocy państwowej. Ciekawe spostrzeżenie, że społeczeństwo może dzięki takiej codziennej praktyce „nauczyć się” odpowiednich, antyinwigilacyjnych zachowań.

Jeżeli chodzi o maskowanie twarzy, to przemawia przez nie czasem także pewien symbolizm. Twarz w dzisiejszych jest osobistym logo danej osoby. To właśnie twarze są eksponowanie podczas kampanii wyborczych i częstokroć i kojarzenie z mediów i wyraz są wiele ważniejsze niż głoszone przekonania czy postulaty. Nauczyliśmy się nie ufać „medialnym twarzom” nawet jeżeli są po naszej stronie barykady. Dlatego warto przekładać na naszą praktykę cos, o czym mówili choćby Zapatysci – że ich maski mają oprócz praktycznego wymiaru także wymiar symboliczny. Osoba zamaskowana nie promuje siebie, tylko pewne idee – przekaz nie jest zaburzony logiem, jaki stanowi twarz.

Praktyka codziennej walki na ulicach, po obraniu odpowiednich celów i taktyki może spowodować w społeczeństwie pewne przełamanie i psychiczne porzucenie strachu. A „wolność rozpoczyna się tam, gdzie kończy się strach.”. Taktyka ataków insurekcjonistycznych różni się znacznie od ataków radykalnych grup anarchistycznych i lewicowych dokonywanych wcześniej. Warto na to zwrócić uwagę. Atakowani są prawie zawsze nie ludzie, tylko instytucje. Cele materialne. I to środkami, które stanowią mix przedmiotów codziennego użytku – butelka + szmata + benzyna. Butla gazowa + odpowiednie źródło temperatury i tak dalej. Takie powtarzalne ataki, bez użycia środków „odległych” ludziom stwarzających podświadome wrażenie elitarności (na zasadzie, że to już wyższy stopień konspiracji, żeby zrobić fachową bombę domowej roboty i ja zdetonować itd.), pozwalają przełamać społeczne opory psychiczne. I w przypadku wybuchu gniewu następuje jego radykalniejsza ekspresja. Jeżeli dodamy do tego odpowiednie sposoby organizacji, opartej o anarchistyczne płaskie struktury, w przypadku wybuchy mamy do cczynienia ze świadomie zbuntowanym społeczeństwem, nie załamującym rąk tylko walczącym o swoje prawa, które poszukuje alternatyw i być może zaakceptuje w większości alternatywę opartą o naszą działalność. Nie o nasze idee, tylko działalność, która z idei oczywiście wypływa, ale która jest w szerzeniu idei stokroć ważniejsza niż samej idei niesienie.

Co do mediów, to ciekawa sprawa i warto przemyśleć takie postępowanie. Jeżeli sami wykluczymy się z mediów, a jednocześnie będziemy stanowic dużą siłę, to ludzi zobaczą, że coś jest nie tak. Że w telewizji jednak wszystkiego nie zobaczą. Nie generują się także „wypowiadacie medialni” za ruch, którzy czasem wręcz stają się przez medialną siłę przekazu nieformalnymi przywódcami. To jest myślę otwarta na dyskusję kwestia. Myślę jednak, że z naszej strony warto budować silne anarchistyczne media – czasem stanowią znaczną siłę i wsparcie.

Jeżeli chodzi o organizowanie się, to na pewno są to grupy, które z założenia mogą się federować i chętnie z sobą współpracować. A to bywa problemem, gdyż istnieje tu i ówdzie tendencja do tworzenia organizacji z założeniami budowy pokaźnej sieci sekcji, budowy organizacji ogólnokrajowej. I jeżeli niewielki ruch generuje kilka takich organizacji, o dużych aspiracjach (czasem to wszystko ze szkodą dla ogółu zasadza się na konfliktach personalnych nieformalnego przywództwa) to nie jest on wiarygodny i zniechęca do zrzeszenia. Gdyby takie grupy się federowały i działały jak najczęściej razem, siła ruchu byłaby większa. Godzi też niejako w spontaniczność, która cechuje tak jak piszesz, zgromadzenia. Czy możesz napisać, jak wygląda z praktycznego punktu widzenia przykładowo zwołanie takiego zgromadzenia w sprawie jakiejśtam akcji? Czy przykładowo obwieszcza się to przez Internet, że o tej i o tej godzinie w danym miejscu zgromadzenie, które ustali szczegóły akcji, która będzie miała miejsce tydzień później? Myślę, ze to dobra opcja do zażegnania marazmu, jaki się wytwarza w moim przekonaniu przez to, że niektórzy nie chcą chodzić na akcje, na których organizacje nie mają wpływy, na których zawsze kilku tych samych „wąsaczy” z megafonem serwuje swoje przemyślenia, następuje chwila pełnego przestrachu i wstydu pokrzyczenia bez emocji i na tym koniec. Myślę, że w tym punkcie moje zdanie potwierdzają ostatnie akje solidarnościowe z walczącą Grecją. W warszawie z ich organizację wzięły się „uorganizacyjnione” kadry i nie miały jakiegoś oddźwięku. Przyjście bowiem na daną akcję jest często odbierane bardziej jako poparcie dla organizatora, niż poparcie dla manifestowanego w danym momencie zdania na jakiś temat. Natomiast we Wrocławiu sprawa wyglądała inaczej, nie wyeksponowano uorganizacjowionych, myślę, że ludzie dostrzegli, że można się zorganizować, powiedzieć sobie, że idziemy razem i czuli że jest to pewne wspólne działanie, w którym każdy jest podmiotem organizacyjnym.

Co do przemocy, to nawet nie będę zabierał zdania, zgadzam się z tobą i po prostu uważam, że dyskusja jest zakończona i nie ma co do niej wracać.

Na koniec dodam, że uważam, że na tle ostatnich kilku lat widać poprawę i twierdzę, że będzie lepiej. Przekładajmy teorię na praktykę i bierzmy to w co wierzymy na serio. Na takie serio, na jakie japiszon chce dostać awans, na takie serio na jakie prokapitalistyczny studencik chce wypracować sobie pozycję i bogactwo. Tak, żeby anarchizm nie był ciekawą dokładką do zwykłego funkcjonowania w społeczeństwe, bo wtedy tzw. „życie” weryfikuje w to, w co może nawet wierzyliśmy, ale tego czegoś nie realizowaliśmy. Niech teoria przekłada się na praktykę, a praktyka na treść życia.

"W warszawie z ich

"W warszawie z ich organizację wzięły się „uorganizacyjnione” kadry i nie miały jakiegoś oddźwięku. Przyjście bowiem na daną akcję jest często odbierane bardziej jako poparcie dla organizatora, niż poparcie dla manifestowanego w danym momencie zdania na jakiś temat."

Wizja pasująca do tezy ale nie dokońca zgodna z rzeczywistością.
Pierwsze dwie pikiety były zrobione w sposób nazwijmy to w miare spontaniczny i wyszły raczej kiepsko : mało osób , brak ulotek , po prostu pospolite ruszenie. Przed akcją sobotnią odbywającą się w różnych miastach odbyło się spotkanie na które zaproszenie zostało wystsowane do wszystkich środowisk oraz osób niezrzeszonych , a zapisanych na liste dyskusyjną ( wbrew pozorom to dużo osób). I co?
Przyszło kilkanaście osób , tych samych co zwykle zresztą. Reszta ma centralnie takie rzeczy w dupie. Jakbyśmy robili koncert , o to co innego byłyby tłumy.

Na same demo przyszło koło 30 osób, z tego z organizacji róznych była mniej niż połowa. Później około 20 osób pojechało na akcje pod Almą. Jak na warszawskie warunki to naprawde nie było źle.
Sorry nie wiem skd jesteś , ale jakbyś był z wawy to byś wiedział że poza akcjami antyfaszystowskimi i jakimiś wielkimi spendami typu antyszczyt ludzie tu na akcje po prostu nie przychodzą , niezależnie od tego pod jakim szyldem są prowadzone.

Jak jest różnica między

Jak jest różnica między tyranią kapitalizmu,a tyranią kolektywu ? Ciężki wybór,doprawdy.

Taka, że kolektyw tworzysz

Taka, że kolektyw tworzysz sam i sam wraz z innymi określasz jego zasady.

Naprawdę mało mnie

Naprawdę mało mnie podnieca kwestia czy zniewalać będzie mnie jakiś rząd,czy będę to robił sam w iluzji oddania głosu na zebraniu kolektywu. Nie czarujcie-zawsze znajdzie się jakiś cwaniak ( kontrrewolucjonista-tak o nich mówią ),chcący poszerzyć swe wpływy kosztem innych. By ograniczyć taką możliwość konieczne będzie ustalenie dodatkowych,surowych praw,które uderzą we wszystkich,z wyjątkiem innych cwaniaków,którzy te prawa wymyślą. Zdaje się już to przerabialiśmy.

Odpowiednia struktura i

Odpowiednia struktura i świadomość wyklucza niesiłowe przejęcie władzy. Co do twoich obaw, to jeżeli z danym kolektywem się notorycznie nie zgadzasz, to po prostu kończysz w nim uczestnictwo. Poczytaj o tym w ideach Abramowskiego na temat dowolnego stowarzyszania się w społeczeństwie. Jeśli jakieś stowarzyszenie ci nie pasuje, to w nim nie uczestniczysz, a ono nie może tobą władać żadnym dekretem, więc gdzie jest tu ucisk?

Ale kolektyw nie ma

Ale kolektyw nie ma zniewalać. Kolektyw tworzy się po to by realizować wspólne cele które sa konieczne 9lub nie0 do zrobienia a których wykonanie wymaga zaangażowania dużej liczby jednostek.

Np. kolektyw mieszkańców danego osiedla czyli ich osiedlowe zgromadzenie decydowałby czy chcą sobie zrobić na osiedlu oświetlenie, ustawić ławki, załatać dziury w drodze. itd.

Mówimy o rewolucji

Mówimy o rewolucji greckiej,a nie o kolektywie hodującym marchewę w bieszczadach. Dążycie do przekształcenia społeczeństwa czy do załatania dziur na osiedlu ? Sorry,ale żeby zakładać kolektywy nie musicie robić rozpierdolki,a jeśli robicie to po to by przekształcić świat,więc mnie interesuje świat,a nie kolektyw osiedlowy,albo ławkowy.
Natomiast co do wypisywania się z kolektywu. To doprawdy miło,że mam taką możliwość,jednak mam też prawa jako jednostka,które kolektyw powinien respektować.... przypomina mi to słowa statystycznego kapitalisty- jak ci się nie podoba nie przychodz do roboty...

1. Co do maskowania się to

1. Co do maskowania się to zdecydowane poparcie. Dość już tych bredni że to "odstrasza ludzi czy tworzy zły wizerunek". żeby nie było tylko o Grecji, to w takich Niemczech czarny blok liczy zawsze klika razy więcej ludzi niż jakakolwiek @ demonstracja w Polsce. Można jeszcze wspomnieć o zapatystach dla których kominiarka stała się wręcz symbolem. Czas by maskowanie się i u nas stało się powszechna praktyką.

2. Co do walki i zamieszek ulicznych to jest to w Grecji praktyką na każdej demonstracji. Jest takie słuszne powiedzenie (pomińmy autora) "uczcie się rewolucji robiąc rewolucję". Jak ktoś cały czas spędza na kawiarnianych dyskusjach a nie robi żadnych radykalnych akcji to nigdy nie bedzie do dokonania rewolucji zdolny. W Polsce ruch anarchistyczny przyciąga w związku z tym ludzi którzy nie pasują do anarchizmu z charakteru i powinni działać w NGOsach czy partiach. W Grecji natomiast ponieważ ruch od lat stosuje radykalne akcje to przyciąga ludzi o rewolucyjnych twardych charakterach i w ten sposób wzrasta w siłę. Gdy wybuchły zamieszki greccy anarchiści byli juz od dawna zaprawieni w ulicznych walkach a spontanicznie przyłączyły się do nich masy młodzieży.

Jednym słowem radykalizm popłaca

a propos zwoływania zgromadzeń

"Czy możesz napisać, jak wygląda z praktycznego punktu widzenia przykładowo zwołanie takiego zgromadzenia w sprawie jakiejśtam akcji?"

Oczywiście różne środowiska stosują różne w tej materii rozwiązania, ale kwestia jest w sumie wręcz banalna: dajmy na to że jest w mieście środowisko wspólnie działających anarchistów, 25-50 osób. To środowisko ma ustalone jakies dwa miejsca (z wielu powodów lepiej aby byly to 2 niż jedno) w których ZAWSZE gdy tylko istnieje konieczność interweniowania o godz. 19 (a jeżeli sytuacja wyniknie póżniej to dajmy na to o godz.22) schodzą sie punktualnie wszyscy ludzie w miare przygotowani tak merytorycznie jak praktycznie do dyskusji oraz możliwości spontanicznego reagowania jeszcze tej samej nocy. Tak więc: jest miejsce, jest czas i jest szerokie grono ufających sobie i działających konsekwentnie anarchistów. I jeżeli mamy takich grup w mieście 2, 3, 4... to nie ma dnia i nie ma momentu opresji na który byśmy nie byli w stanie natychmiast odpowiedzieć czy wręcz przejść do ofensywy. I to inspiruje każdego tygodnia nowe osoby, które w dosyć łatwy sposób mogą dotrzeć do anarchistów w miesjscach ich nieformalnych spotkań i tą drogą już wkrótce na zgromadzenia. I tak powstaje ruch. I tak nabiera państowa maszyneria respektu dla takiergo ruchu, bo w każde opresyjne posunięcie z ich strony muszą wkalkulować lawine reakcji i dodatkowy przypływ osób do ruchu, a zarazem radykalizacje postaw w jego wnętrzu. I tak się to mniej więcej odbywa w Grecji od ładnych paru lat i tego efekty możemy właśnie obserwować na przykładzie rebelii, która ma miejsce. I porównajmy to teraz do naszego marazmu organizacyjnego...
dziękuje, V

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.