Uniwersytet Kapitalizmu

Edukacja/Prawa dziecka | Publicystyka

Studenci nie chcą socjalizmu

Zamiast kolejnych notek dyplomatycznych zawierających kolejne oskarżenia należy poważnie zastanowić się nad zaistniałym kryzysem ruchu studenckiego oraz obecnym kształtem edukacji uniwersyteckiej. Niezbędna jest spójna, systemowa ocena uczelni wyższych oraz ich fundamentalnych założeń. Oceniać należy profil uniwersytetu przez pryzmat realizowanego programu ideologicznego, oraz przez pryzmat uwarunkowań systemowych - to one zilustrują nam tło społeczne zaistniałego sporu. Nie ulega wątpliwości: uniwersytety są przynajmniej jak dotąd najsprawniejszą formą instytucjonalnej wymiany wiedzy i kształcenia. Od Europy po Azję i obie Ameryki to uniwersytety czuwały i czuwają nad edukacją, postępem myśli i postępem technologicznym. Nie ulega również wątpliwości fakt zróżnicowania ideologicznego czy zadaniowego i metodycznego poszczególnych uczelni. Dla jednych z nas uniwersytetem będzie KUL, dla innych wydział zarządzania zasobami ludzkimi a dla garstki zboczonego marginesu uniwersytetem będzie Maj 1968 roku i Che Guevara, Simone de Beauvoir oraz Jean Paul Sartre. Polska stała się albowiem państwem w istocie pozbawionym szerokiego ruchu akademickiego, tym bardziej nieobecny jest w kraju studencki ruch nawiązujący do stabilnej awangardowej i antysystemowej treści. Żyjemy w kraju, w którym ponad wszystko ludzie cieszą się i chcą się cieszyć z przypadku. W imię wolnorynkowej ruletki masy skierowały Polskę w kierunku zwierzęcego kapitalizmu. Socjalizm, a już nie daj bóg rewolucja czy komunizm stały się nie bez korzyści dla tego podtrzymywanego stanu rzeczy elementami społecznie wyklętymi i nieobecnymi w przestrzeni publicznej . Są to zagadnienia martwe, jeśli nie liczyć treści jaką proponuje nam Instytut Pamięci Narodowej czy marginalnych dla ogółu społeczeństwa i społeczności akademickiej wydawnictw pokroju Krytyki Politycznej - gdzie z kolei pojęcia te traktowane są i wykorzystywane w charakterze nieszkodliwego gadżetu, który ideologicznie frapujący nie może jednak wyjść poza obręb umożliwiający ewentualną publikację w Gazecie Wyborczej. Jak wobec tego można oczekiwać, że uniwersytet zdolny będzie do wyjścia poza ramy gospodarki kapitalistycznej, która w Polsce przybrała postać pozbawioną tak ważnych składników w dawnych i współczesnych zachodnich państwach jak silna pozycja związków zawodowych, prawdziwie lewicowych partii politycznych, czy choćby fundamentalnego, jednoczącego poczucia niezgody i stania w opozycji do liberalizmu ekonomicznego jako głównej doktryny. To krótkie zarysowane tło i własne obserwacje czytelnika powinny uzmysłowić każdemu z uczestników ruchu jak marginalne jest w tej sytuacji zainteresowanie jakąkolwiek bardziej radykalną zmianą, być może nawet niektórzy protestujący nie mają bliżej skonkretyzowanej wizji takich ewentualnych zmian. Paru wariatów odwracających uwagę ludzi stojących w kolejce po bułki z serem w bufecie uniwersyteckim jeszcze nie czyni Wiosny Ludów.

Studenci mają nowy język

Nie sposób jest wobec tego przemówić do ruchu studenckiego obecnym w kilku felietonach pojęciem "nowego języka" w sytuacji, gdy monstrualną większość studentów stanowią nie młodzi intelektualiści na drodze do zmiany paradygmatu społecznego, lecz przyszli uczestnicy wolnorynkowej ruletki, z rozkoszą zajmujący przygotowane przez system miejsca licząc na mnożący się z biegiem lat własny majątek. Ta grupa nie chce protestu, a Polska jest specyficznym w istocie krajem z marniejącą w oczach klasą inteligencką, w której przerwana została ciągłość jaka spajać mogłaby lata PRL z III RP. W wyniku rozrachunków tryumfującego kapitalizmu z marksistowskimi wybrykami wcześniejszej epoki - cały - niezbędny na dziś - beton został zniszczony, bądź to mechanicznie, bądź zwyczajnie przeszedł na stronę wcześniejszego oponenta. Niewiele lepszą sytuację zastaje młody rewolucjonista, student. Bez systematycznych odwołań do wolności i demokracji jakie rzekomo zapewnia nam obecny system szybko pójdzie na dno i , odciętemu od dotacji , przyjdzie mu przekładać rewolucyjną działalność teoretyczną z wykładaniem kurczaka w KFC. Czy zatem rzeczywiście istnieje słowo-klucz, którym niczym różdżką czarodziejską otworzymy drogę ku masowym wystąpieniom? Czy może jednak lepiej zacząć od prostej obserwacji, że żyjemy w społeczeństwie konserwatywnym, zindywidualizowanym i reakcyjnym względem socjalistycznej czy nawet ludowej alternatywy? Kraj pełen onanistów zawieszonych na uciesze jaką przynosi im umiarkowany, zhierarchizowany dobrobyt na marginesie Europy zaryzykuje całym pokoleniem skok do lepszego świata, zagranicznej Nibylandii. Protesty zostawi tym, którzy stracili już wszystko, i których teraz jeszcze nie spotkamy na Uniwersytetach.

Studenci na sprzedaż

Same protesty i dyskusja nad charakterem tego sprzeciwu jest w stosunku do przebiegu zmian na uniwersytecie czymś obecnie już spóźnionym. Proces Boloński określił już dłuższy dawno temu temu charakter zmian jakie nadchodzą w wyniku jego wprowadzania. Już dłuższą chwilę studiowanie wymaga jednoczesnego dorabiania, co determinuje cały obraz procesu edukacji. Spójrzmy jednak trzeźwym okiem, z perspektywy równości społecznej na projekt odpłatności drugiego kierunku studiów. Projekt ten skonstruowany jest bardzo przewrotnie, wydawać bowiem mogłoby się, że utoruje drogę do studiów na jednym kierunku szerszej grupie ludzi, uniemożliwi natomiast słabym studentom darmowe zajmowanie miejsca na drugim kierunku - cała ta retoryka nie dostrzega jednak fundamentalnego założenia całej obecnej edukacji: jej konsumpcyjnego, eksportowego charakteru. Obecnie bowiem to od liczby studentów i ich obecności zależy utrzymanie się czy to prywatnych czy publicznych uczelni. Bez jakiegokolwiek krajowego projektu i założeń realizowania programów nauczania naukę na wyższych uczelniach puszczono samopas zgodnie z prądami konsumpcyjnymi. Innymi słowy, w teorii publiczne a w praktyce prywatne uniwersytety walczą o pieniądze, nie o jakościowych absolwentów, gdyż państwo nie zabiega nawet o zatrzymanie wykształconej młodzieży w kraju, zajmując się raczej wyprzedażą ostatnich resztek majątku publicznego i ułatwieniami dla przedsiębiorców. Doprowadzić może to do absurdalnych wypaczeń. Sytuacja ta przekształca uniwersytety w spółki handlowe, z reklamami na autobusach, tramwajach i w kinach. Ta polityka likwidacji programu kształcenia w skali kraju daje jasny sygnał o roli jaką Polska przyjmie i przyjmuje w Europie - roli taniego rezerwuaru siły roboczej, niespecjalnie wykwalifikowanej i ubożejącej. Nie wlicza się w to jedynie grupa tych szczęśliwie emigrujących oraz lokalnych elit. Brakuje jednakże gospodarczej alternatywy, zarówno w środowiskach politycznych jak i studenckich, która podjęłaby rękawice w takiej dyskusji, mając za sobą wystarczające poparcie, jakie pozwoliłoby uzyskać premiującą do zmiany obecnego programu gospodarczego pozycję. Samo państwo wydaje się tracić jako jednostka organizacyjna swoje znaczenie ekonomiczne, oddając stery w ręce korporacyjnych rządów na szczeblu ponadnarodowym - to z tym przeciwnikiem przyjdzie zmierzyć się, jeśli zagrozi się ich krótkoterminowym zyskom z tego postępującego drenażu.

Studenci osamotnieni

Ruchy studenckie nigdy nie miały wystarczającej autonomii by samodzielnie wpływać na politykę państwa. Ta romantyczna, inteligencka perspektywa wiąże się ze specyfiką tej nielicznej w Polsce grupy młodych intelektualistów i ich poczucia odrębności, które kataloguje ich we własnym przekonaniu w pobliżu poruszających Mickiewiczowsko naród poetów. Czy to we Francji czy gdziekolwiek gdzie zmiany przybrały pozytywny dla demonstrujących obrót potrzebne było zawsze zaplecze robotnicze, zewnętrznego ruchu rewolucyjnego lub kapitałowe. Nie zanosi się, by jakaś grupa inwestorów zwietrzyła interes w zmianie paradygmatu na płaszczyźnie uczelni wyższych. Polska otoczona bogatszymi gospodarkami kapitalistycznymi i wiążąca swoje interesy z neoliberalizmem światowym, parającym się imperialnymi misjami w krajach trzeciego świata, nie ma obecnie bezpośredniego dostępu do wystarczająco wpływowej kontrdoktryny z wystarczającym poparciem instytucjonalnym. Wobec marginalnego oporu studentów na czynione reformy należy zatem poszukiwać poparcia dla koncepcji uniwersytetu o innej charakterystyce wśród tych, którzy nie mają obecnie szansy na kształcenie na poziomie wyższym. Te środowiska nie zawsze jednak będą z sympatią odnosić się do rebelianckiej grupy intelektualistów, upatrując w innych, ważniejszych dla siebie reformach swoich kluczowych punktów programowych. Jak wobec tego wprowadzić w miejsce indoktrynacji neoliberalnej elementy socjalistyczne, solidarności społecznej i sprzeciwu wobec kapitalistycznych reguł gry? Dopóki system funkcjonuje na zasadzie inkluzji każdej jednostki we własną hierarchiczną strukturę i podtrzymywana jest ta systemowa ugoda społeczna szanse pozostają niewielkie.

Poza uniwersytet

Jeżeli już uświadomimy sobie tą indywidualizację i znieczulicę środowiska studenckiego, na którą wielu organizatorów protestów mniej lub bardziej świadomie zwracało uwagę, dotrze do nas niekompatybilność interesów tej grupy społecznej z dużym procentem społeczeństwa. Największą korzyścią dla działalności antysystemowej byłaby emigracja krytycznych jednostek na nowe obszary działalności agitacyjnej. Wyszukiwanie obszaru o najgorszej sytuacji materialnej i w największym możliwym wykluczeniu wydaje się być czymś o wiele ważniejszym z punktu widzenia ewentualnego gromadzenia poparcia niźli dyskusje w piwniczych, pełnych dymu papierosowego lokalach studenckich. System stał się bowiem opresyjny do stopnia, w którym ta opresyjność przestaje być czytelna. Jeżeli nie dociera do nas potworny wymiar ideologiczny obecnych uniwersytetów, jeżeli tanie bogactwo i połowiczne sukcesy życia akademickiego zakryją nam proces, w którym ta energia zostaje przetransferowana w podtrzymywanie wrogiej doktryny, bezboleśnie cząstkowy wymiar naszego otoczenia zasłoni nam geopolityczne tło. Nie należy liczyć na przypadkowy zryw, albowiem nawet jeśli on nastąpi niezbędna jest dla podtrzymania jego postulatów instytucjonalizacja i biurokratyzacja. Niech ci, dla których słowo 'biurokracja' ma jedynie obrzydliwy wydźwięk wezmą pod uwagę fakt, że najpotężniejsze na świecie grupy - korporacje i partie polityczne, są zorganizowane właśnie przy jej pomocy. Partia - słowo, które ma się nam kojarzyć ze wstrętem - w swojej liberalnej wersji zarabia na swój PR, nieraz próbując z pomocą nowomowy uniknąć tego szufladkowania mieniąc się choćby Platformą. To partia i organizacja pozostaje kluczową dla cementowania programu politycznej alternatywy. Samo upartyjnienie w warunkach centralnej marginalizacji jest jednak tylko częścią sukcesu. Niekiedy mimo najlepszych starań i strategii szersze uwarunkowania ekonomiczne siłą zmuszają do irytującej i kompromitującej nas we własnych oczach jako aktywistów bierności. Tą niecierpliwość niech zahartuje w gotowość przekonanie o chaotycznym charakterze kapitalistycznej, światowej gospodarki. Socjalizm szybko urosnąć może do rangi wielkiej odpowiedzi na rosnące rozwarstwienie, militarne kompromitacje i zagraniczny, rynkowy nacisk obecnej doktryny. Kluczem dla przyszłej walki wciąż pozostaje jednak dobra orientacja w terenie.

żaden Prawdziwy Anarchista

nie zostałby studentem. Anarchizm oznacza negację Autorytetu, a więc sprowadzenia kogokolwiek do roli Nauczyciela, oraz kogokolwiek do roli studenta, a więc Osoby Zależnej, od Kogoś Kto Ma Władzę. Anarchista powinien dążyć do dewastacji uniwersytetów oraz szkolnictwa wyższego, albowiem opierają się one na Odgórnie Ustalonym przez samozwańczą i wzajemnie się wspierającą Elitę Systemie, Systemie Nauczania do tego Reglamentowanym przez Państwo. żaden Student nie jest Anarchistą, albowiem uznaje Władzę, oraz Autorytet osób stojącym dzięki Państwu i Systemowi, wyżej od niego jak najbardziej w Hierarchii. każdy kto ma szacunek dla Hierarchii nie przez Siebie ustanawianej nie jest Anarchistą. każdy kto jej podlega jest Anty-Anarchistą. Anarchistą się jest, jeśli się neguje Uniwersytety ustalone przez Autorytety, i Państwo oraz jakiekolwiek Zhierarchizowane Społeczeństwo, oraz Tworzy Własne oparte na zasadach nie podlegających żadnym odgórnie założonym procedurom. Anarchizm wobec Nauczania oznacza zniszczenie procedur, dotyczących Instytucji a także Programów tego nauczania. oznacza też zniszczenie stopni naukowych, oraz kryteriów na podstawie której tworzy się Hierarchia w tzw Środowisku Akademickim. bez Zniszczenia Studiów, nie może być mowy o żadnym Anarchizmie. Studia jako Narzędzie w tworzeniu Hierarchii Społecznej, i Władzy a więc Ludzi mających Kwalifikacje oraz Wyższe jakoby Kompetencje, od reszty Społeczeństwa, są częścią Władzy, oraz Hierarchicznego Społeczeństwa, i jako takie powinny zostać poddane procesowi destrukcji, i niszczenia. Nauczyciele, jak i osoby posiadające Stopnie Naukowe, powinni zasiąść w ławkach uczniowskich, a dzieci ze żłobka powinny zasiąść w fotelu nauczyciela. dopiero to oznacza Anarchia. problemy Studentów jak i kształtowanego Społecznie jak i Odgórnie szkolnictwa niższego czy wyższego, nie są problemami Anarchistów. problemem Anarchistów nie jest jakie mają być studia, ale jak kastę "studentów" i innych ludzi biorących udział w konkurencji społecznej, pozbawić jakichkolwiek przywilejów, i jakiejkolwiek pozycji w Społeczeństwie.

o ile żadnych Anarchistów na Studiach nie ma, chyba, że zaczynają być Anarchistami w trakcie bycia Studentami, czyli adoptują nieznaną wcześniej dla siebie Ideologię z zewnątrz, zamiast czuć ją wewnątrz, a więc brać ją z Siebie, czyli od Wewnątrz :), o tyle nie dziwne, że nie ma tam też za wielu ludzi o poglądach "socjalistycznych" które jako kompromisowe i liberalne względem Anarchizmu, nie mogą też liczyć na jego wsparcie. jak rozumiem jednak Portal CIA nie aspiruje do ambicji Portalu Anarchistycznego ale odwołuje się do elektoratu socjalistycznego, stąd takie śmiszne teksty tu się ukazują.

w każdym razie jako u Anarchisty i Nihilisty, studenci żadnego wsparcia u mnie nie znajdą. chyba że przejrzą na oczy, porzucą i zaczną niszczyć studia, stając się Prawdziwymi Anarchistami. wszelkie argumenty o przenikaniu idei do środowiska czy to robotniczego czy studenckiego nie mają racji bytu. idee są dla Idealistów, którzy ich potrzebują i poszukują i sami je odszukują. czy komuś schlebia że jakiś polityk, naukowiec, student, jako "elita" pochwali, czy zacznie propagować Anarchizm? co prawda geneza myśli Anarchistycznej jest 'elitarna' i mało egalitarna, rozpropagowana przez dziwacznych Arystokratów, bądź Intelektualistów z XIX wieku, jednak jakoś Max Stirner, który był jedynym znanym Anarchistą "nauczycielem" nie jest dla was z tego co wiem sztandarowym "Autorytetem"? chcesz być Anarchistą, buduj sobie Uniwersytet w Sieci, i przestań liczyć na Dotacje, Darmowe Przejazdy, Subwencje, Granty, i Przywileje z racji tego że jesteś Studentem, gwarantowane do tego przez mające być przez Anarchistów zlikwidowane, Państwo. nie chodzi o to żeby inni czy inaczej partycypowali w "elitarnej" czy "studenckiej" Hierarchii, czy Władzy, tylko żeby jej nie było. zupełne odwrócenie pojęć, na prawdę.

kolejny przykład

"anarchisty" na garnuszku mamusi - bo jeżeli według ciebie "prawdziwy anarchista" musi odrzucić pracę - jako działalność opartą na przymusie, hierarchii czy działalności w systemie, to albo jesteś sam pracodawcą na którego robią inni, albo pobierasz zasiłek od "systemu", albo faktycznie jesteś na garnuszku mamusi. Zostaje jeszcze opcja mieszkania w jaskini - ale tam chyba nie miałbyś prądu na który trzeba pracować by móc go opłacić.

A co do przenikania idei do środowiska robotniczego czy studenckiego - to tak się składa, że większość z nas albo pracuje albo się uczy. Nie chcę mi się pisać o kwestii autorytetów bo tłumaczenie ci, że można mieć szacunek do kogoś kto posiada wiedzę albo umiejętności większe od moich i uczenie się od niego nie wiąże się z ubezwłasnowolnieniem nie ma sensu. Żyjesz w świecie idei a chodzi o to by tą idee tworzyć w praktyce.

Szczegolnie ujmujacy jest

Szczegolnie ujmujacy jest twoj styl pisania wszelkich mozliwych nazw z duzej litery.

To taki przedszkolny sposob podkreslenia ich wagi?

Coz, moze rzeczywiscie nauka od malych dzieci nie bylaby dla ciebie zlym rozwiazaniem. Pozniej korepetycji mogliby udzielac ci podstawowkowicze, jeszcze pozniej licealisci...

Moze wyroslbys na ludzi.

Tak mnie ciekawią dwie

Tak mnie ciekawią dwie rzeczy:
- ile korba nakręciłeś bo przecież nie korzystałeś z systemowego prądu przesyłanego państwowymi liniami.
- czy nie brzydzi cię fakt, że znaleziony na śmietniku komputer to dzieło ludzi z uniwersytetów, wyposażony albo w system od wielkiej korporacji albo od społeczności akademickiej o zabarwieniu anarchistycznym co jest jeszcze gorsze bo fałszywe ;-)

To nie jest tekst pisany z

To nie jest tekst pisany z pozycji anarchistycznych - ale biorąc pod uwagę cenzure na KP dobrze ze sie pojawił tutaj i pokazuje różnorodność głosów

Jak Cię czytam Harry to

Jak Cię czytam Harry to wyobrażam sobie człowieka, który nigdy nie wyszedł z domu, przykutego do wózka, żyjącego w świecie fantasy. Nawet nie fantasy bo świat s-f też jest tworzony na podstawach ziemskich. Ty żyjesz na zupełnie innej planecie i w dodatku nie dotykasz podłoża.

Harry to taki nasz lokalny

Harry to taki nasz lokalny koloryt :-)

niestety taka jest prawda,

niestety taka jest prawda, ze 99% studentow to osoby albo apolityczne (ale i tak zazwyczaj o wolnorynkowych przekonaniach), albo zadeklarowani wyborcy po lub jeszcze gorzej, fani korwina (mowie to z wlasnych obserwacji podczas studiow). dzieje sie tak dlatego, ze sa karmieni propaganda sukcesu, iz po ukonczeniu studiow swiat bedzie nalezal do nich, zaloza firme (lub zatrudnia sie w wielkiej korporacji na wysokim stanowisku) i beda trzepac kokosy. osoby te nie doznaly jeszcze zderzenia z rzeczywistoscia, bo najczesciej sa po prostu na utrzymaniu rodzicow.

Ja mam inne doświadczenia,

Ja mam inne doświadczenia, bo studiuję obecnie zaocznie. Na studiach dziennych faktycznie ludzie niewiele mają wspólnego z rzeczywistością, a i ich "edukację" nie nazywa się bezrobociem ;-) Natomiast na zaocznych jest dużo pracujących, trochę niezbyt zamożnych ludzi ze wsi i generalnie do nich przemawiają najbardziej lewicowe teksty ;-)

Hmmm... Nawet nie smialbym

Hmmm... Nawet nie smialbym podejrzewac zwiazku miedzy "podatnoscia na idee" zdolnosciami intelektualnymi wsrod studentow zaocznych...

Niektórzy mają mniejsze

Niektórzy mają mniejsze "zdolności intelektualne", niektórzy są po prostu skrzywdzeni pochodzeniem z malej miejscowosci, nie NAZBYT dotkliwa bieda, z ktorej chca oczywiscie wszelkimi dostepnymi srodkami wyjsc, niektorzy czuja sie zagrozeni jako "zasob ludzki na wyczerpaniu" - zblizaja sie wiekowo do niebezpiecznej granicy i probuja cos z tym zrobic.
Myslenie, ze na zaocznych sa tylko "debile" (a mysle, ze wiekszosc nie jest glupia, tylko oglupiona) to myslenie wprost z wiezy z kosci sloniowej, podkreslanie swojej wyzszosci nad "ciemnym motlochem" bez wyjscia poza swoje wlasne... otumanienie. Ja nie rozumiem, czemu debile z uniwersytetu zawsze podkreslaja, ze studiuja na uniwersytecie. Ja bym sie tym nie chwalila tak mocno, bo nie ma czym! Tym mozna zaimponowac swojej ciotce, sasiadce - pod warunkiem, ze nie znaja one realiow uniwersytetu polskiego.

panuje tu dziwna etyka. z

panuje tu dziwna etyka. z jednej strony wypomina się komuś "utrzymanie na garnuszku mamusi", lub systemu, co jest zasadniczo tożsame z etyką kapitalizmu (choć i socjalizm realny miał podobny stosunek do "bumelantów"). Z drugiej strony uznaje się, że tylko ktoś, kto zderzył się z systemem w warunkach pracy, może posiąść lewicową świadomość, co można porównać to sytuacji człowieka, który najpierw musi zachorować, żeby zapragnął lekarstwa.
Wielu anarchistów broni uniwersytetu, bo albo sami studiują, albo są przez tą istytucję zatrudnieni. z jednej strony mają tendencję do niedoceniania jego roli reprodukującej represję, poprzez swoistą "produkcję" kadr zarządzających systemem. Z drugiej idealizują jego rolę jako kuźni rewolucyjnych idei, być może dlatego, że sami zaczęli kształtować swój światopogląd właśnie w tym środowisku.
Rozczarowanie musi być naturalną konsekwencją takich postaw.
Harry, szacunek za radyklaność i wyrazistość i za lekcję historii, bo anarchizm to nie tylko same Bakuniny :)

Wielu anarchistów broni

Wielu anarchistów broni uniwersytetu, bo albo sami studiują, albo są przez tą istytucję zatrudnieni. z jednej strony mają tendencję do niedoceniania jego roli reprodukującej represję, poprzez swoistą "produkcję" kadr zarządzających systemem. Z drugiej idealizują jego rolę jako kuźni rewolucyjnych idei, być może dlatego, że sami zaczęli kształtować swój światopogląd właśnie w tym środowisku.
Rozczarowanie musi być naturalną konsekwencją takich postaw.

Dobrze, że ktoś o tym wspomniał jasno i prosto. Co do teo, co napisałeś/łaś wcześniej, WARTO zderzyć się z rzeczywistością poza garnuszkiem mamusi, zobaczyć jaki to hardkor samemu spróbować wiązać koniec z końcem. Skutecznie to zdejmuje klapki z oczu. Ludzie, którzy całą swoją późną młodość spędzają w murach uczelni nie dostrzegają w pewnym momencie do końca kilku rzeczy, które sprawiają, że tak jest
- że muszą być w jakiś sposób uprzywilejowani, skoro dali w taki sposób radę "przeżyć" (niezależnie od tego, jakie im to daje przywileje po studiach)
- że to także instytucja represyjna, która nie oznacza żadnej tam wolności - dyskutować można na uniwersytecie, może ktoś pozwoli, ale nie oznacza to, że tworzy się coś innego niż wentyl bezpieczeństwa - idee w Polsce zostają niestety zbyt często "na kanapie" i to jest dla systemu pożyteczne, bo póki lewica zostaje w murach, nie kłuje wyżej postawionych nic w stołek
- że studiują, bo inni pracują - chociaż pewnie wielu by chciało także studiować ;-) - nie mówię tego z pozycji korwinisty, który by obłożył studentów pełnymi opłatami za studia, ale dlatego, że wielu o tym zapomina, dlaczego "państwo" opłaca im studia (co wiąże się z poprzednim punktem" i czego w takim razie od nich wymaga

"Z drugiej strony uznaje

"Z drugiej strony uznaje się, że tylko ktoś, kto zderzył się z systemem w warunkach pracy, może posiąść lewicową świadomość, co można porównać to sytuacji człowieka, który najpierw musi zachorować, żeby zapragnął lekarstwa."

Co w tym złego? Osobiście nie wierzę, że osoba, która nie doświadczyła niczego przykrego ze strony systemu może być na ten system wściekła, a co za tym idzie chciałaby ten system przekształcać.
Dla mnie fakt, że oburzasz się na takie stawianie sprawy, świadczy, że nie przyjmujesz optyki walki klasowej (masz do tego prawo) i być może z chęcią widziałbyś w szeregach ruchu wrażliwego hipstera-kapitalistę. Powiedz mi tylko, jak ma robić rewolucję osoba, która nie ma w niej interesu?

zawężasz sprawę rewolucji

zawężasz sprawę rewolucji do interesu ekonomicznego, co jest uprawnione, jednak nie wyczerpuje wszystkich motywacji potencjalnego buntownika, łącznie z metafizycznymi.

Jednak to ciekawe co

Jednak to ciekawe co napisał Hary,bo kiedys tez trochę tak myślałem ale zapomniałem już trochę o tym,bo sam poniekąd musiałem pójść tą drogą Istnienie wyższego wykształcenia,tworzy podział w społeczeństwie,hierarchię,i to czasem może być nie do przeskoczenia,nawet w anarchistycznym społeczeństwie,trzeba by wszystkim zapewnić porównywalny poziom wykształcenia ,oraz równy podział pracy-trochę w polu,trochę w biurze,jeśli zas chodzi o kształcenie i czego się uczy w szkołach to obecnie jest porazka,ja więcej o świecie z internetu i książek się dowiedziałem niż w szkole czy na studiach,robotnik po skończonej zawodówce,czyli u nas 11latach szkoły,mógłby mieć większą wiedzę o świecie jego realiach,historii,polityce itd.niż obecny studencina,ale dla nich lepiej żeby umiał tylko obsługiwać maszynę,większość wiedzy jest gówno warta bo i tak nikt nie jest w stanie jej spamietać,albo zda i zapomni

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.