Tajlandia: "mamy wojnę domową"
Żołnierze zaatakowali obóz Czerwonych Koszul, który od 2 miesięcy paraliżuje biznesowe centrum Bangkoku. Według agencji Reutersa słychać było kilka eksplozji i serie z broni automatycznej. Co najmniej dwóch dziennikarzy zagranicznych zostało postrzelonych ostrą amunicją. Na pewno są ofiary śmiertelne po stronie demonstrantów.Zginął także oficer wojska, który był liderem Czerwonych Koszul w sprawach bezpieczeństwa. Zastrzelił go snajper gdy ten udzielał wywiadu dziennikarzom.
Atak był efektem fiaska negocjacji pomiędzy antyrządowymi demonstrantami, a premierem. Obie strony zgodziły się co do terminu przyspieszonych wyborów ale Czerwone Koszule żądały także postawienia szefa rządu w stan oskarżenia w związku ze śmiercią ponad 20 ludzi z rąk wojska w trakcie demonstracji 10 kwietnia. Rząd odpowiedzi uznał negocjacje za skończone i wyznaczył termin dla protestujących na opuszczenie stolicy.
Po dzisiejszych zdarzeniach opozycja w oświadczeniu zażądała natychmiastowego rozwiązania parlamentu, wycofania wojska i odwołania stanu wyjątkowego, który obowiązuje w wielu prowincjach na północy kraju oraz w stolicy. Liderzy Czerwonych koszul napisali w oświadczeniu "mamy do czynienia z sytuacją wojny domowej".
Bieżące informacje o kryzysie wdpress.blog.co.uk/