Ach, ci komuniści
- Ba! Ten komunista Koestler. Każdy komunista to inteligent, że boki zrywać.
- Przepraszam bardzo, o przepraszam, przypadkiem opuścił partię i napisał parę książek oskarżających stalinizm, więc sam widzisz, jak bardzo się mylisz - Adrian popisał się erudycją, szczęśliwy, że tak łatwo mu poszło.
- Wszystko jedno, wiem, że opuścił. Ale już sam fakt wcześniejszej przynależności do partii pokazuje, jak miał poukładane w głowie. Anarchizm zawsze uczył myślenia, uczył jak czytać, jak wyrabiać sobie własną opinię, jak być człowiekiem wolnym pod względem intelektualnym i moralnym. A komunizm zawsze był sektą. Garnęły się do niej słabe umysły, które szukały oparcia w dogmatach wiary i pewnikach.
Cytat z książki Rosy Montero “Córka kanibala” na którą przypadkiem trafiłem :-) Rozmowa młodego komunisty ze starym anarchistą. Warto zaznaczyć, że w tym przypadku komunista jest utożsamiany z marksizmem, a nie komunizmem w ogóle i nie dotyczy np. komunistów wolnościowych.
Coś z tym dogmatyzmem jest, zwłaszcza gdy jest podpierany nadymanym pojęciem “socjalizmu naukowego”. Wtedy robi się naprawdę zabawnie. Zauważyłem, że im ktoś mniej sprawny intelektualnie tym bardziej podpiera się autorytetem nauki przez duże N, tak jakby określenie czegokolwiek naukowym zamykało jakąkolwiek dyskusję. Na szczęście sporo marksistów z tego się wyleczyło.
Swoją drogą to naprawdę ciekawe, ilu wydawałoby się inteligentnych ludzi dało się wkręcić w stalinowskie dogmaty swego czasu i to nie tylko tam gdzie "trzeba było" czyli na Wschodzie, ale i na Zachodzie. Świadczy to jednak o ich ograniczeniach intelektualnych. Stalinizm jak powiadają, to wypaczenie Marksa, ale przez wiele lat była to dominująca interpretacja wspierana przez wielu ludzi z tzw. śmietanki intelektualnej. Może anarchiści mają rację z ich brakiem zaufania do intelektualistów, którzy siedzą tak czy owak w strukturach władzy i gadają co im się opłaca w danym momencie, podpierając dane treści swoim autorytetem np. znanego pisarza. A reszta powtarza jak papugi, bo skoro "autorytet" tak mówi, to musi być prawda.
Myślę, że obecnie najciekawiej Marksa mogą odczytywać właśnie nie-marksiści, nieograniczeni dogmatami świętych mężów i tradycji. W tym sensie Marks nie był marksistą, nie ograniczały go żadne święte księgi, żadne ustalone z góry prawdy. Choć też potrafił być zabawny i nadęty. Nigdy nie przyznał się też ile wziął od Proudhona, Stirnera, czy Bakunina. Mistrz może być tylko jeden :-).