Ekonomia uczestnicząca – radykalna i realna

Publicystyka

Jednym z głównych zarzutów stawianych ruchom antykapitalistycznym jest ich rzekoma „utopijność”. Utopijność polegająca na braku realnej alternatywy dla obecnego systemu. Neoliberałowie, którzy opanowali w ostatnich latach całkowicie naukę ekonomii ukuli nawet termin TINA – od angielskiego there's no alternative (nie ma alternatywy). Powtarzają to przy okazji wszystkich debat, gdy brakuje im innych argumentów.

Mają rację o tyle, że wiele ruchów politycznych rzeczywiście tkwi w przeszłości. Pomimo, iż często trafnie diagnozują słabości neoliberalizmu i zagrożenia płynące z kapitalizmu nie potrafią przedstawić nic poza kilkoma hasłami. Sytuacja nie jest jednak beznadziejna. Prawdą jest, że ruchy społeczne nie mają dziś wielkich teoretyków na miarę Karola Marksa czy Michała Bakunina. Nie oznacza to jednak całkowitego braku alternatyw. Jednym z pomysłów na odmienne od kapitalistycznego, zorganizowanie ekonomii jest koncepcja tak zwanej „ekonomii uczestniczącej”.

Jej autorstwo przypisuje się działaczowi politycznemu Michaelowi Albertowi i radykalnemu ekonomiście Robinowi Hahnelowi. Nie jest to jednak pomysł nowy. Wręcz przeciwnie sięga aż XIX wieku. Wspomniani autorzy w latach 80. zeszłego wieku sięgnęli po dorobek federalizmu Michała Bakunina, pomocy wzajemnej Piotra Kropotkina czy anarchosyndykalistycznych związków zawodowych. Rozwinęli część anarchistycznej teorii dotyczącej zarządzania środkami produkcji przez samych pracowników, organizowania kolektywów oraz działania na zasadach oddolnych. Jednocześnie nadali jej współczesny wymiar, pasujący do zglobalizowanego świata. Odnieśli się również do współczesnych trendów w światowej ekonomii, różniącej się od tej z czasów klasyków.

Ogromną wartością ekonomii uczestniczącej (zwanej też parecon, od angielskiego participatory economy) jest pokazanie, że ekonomia może wyglądać zupełnie inaczej niż ta do której przywykliśmy, czyli będąca domeną „oświeconych” gron eksperckich oraz polityków. Terminy ekonomiczne nie muszą kojarzyć się większości ludzi z obcym językiem, zrozumiałym tylko dla uprzywilejowanej warstwy zarządców i kapitalistów. Hahnel i Albert mówią, że odebranie tym grupom władzy ekonomicznej nie musi doprowadzić do zawalenia się gospodarki. Często zresztą okazuje się jak iluzoryczna jest wiedza wszystkich menadżerów, dyrektorów, doprowadzających właśnie do katastrofy w wyniku której cierpią zwykli ludzie. W systemie proponowanym przez Hahnel'a i Alberta to właśnie społeczeństwo przejmuje odpowiedzialność za swój los za pośrednictwem rad konsumentów i pracowników. Co istotne rady te składałyby się z osób o równej pozycji, a wszelkie funkcje miałyby jedynie charakter administracyjny. Wszelkie działania są dzięki temu transparentne, a różnorodne zakulisowe rozgrywki, tak często towarzyszące obecnej ekonomii, niemożliwe. Jest to istotne zwłaszcza jeśli przyjrzeć się wielu obecnym projektom różnorodnych rad pracowniczych funkcjonujących w kapitalizmie, w których liczą się przede wszystkim liderzy i ich interesy. Ekonomia uczestnicząca jest radykalnym zerwaniem z takim hierarchicznym ładem. Podważa również sensowność wszechobecnej konkurencji, ponieważ opiera się na planowaniu i współpracy między różnymi kolektywami. Eliminuje tym samym jeden z najbardziej szkodliwych czynników kapitalizmu, powodujący miedzy innymi zamykanie całych zakładów czy maksymalizację zysków kosztem pracowników. W koncepcji Hahnel'a i Alberta nie ma miejsca na akcjonariuszy, którzy jednym swoim posunięciem mogą skazać na bezrobocie ludzi z drugiego końca świata. Nie ma też miejsca na wszelkie marnotrawne aspekty ekonomii, polegające na ochronie systemu patentowego, czy zatrudnianiu armii prawników i ekspertów w celu zniszczenia konkurencji. Alternatywą jest racjonalna i zrównoważona konsumpcja, bo właśnie taka towarzyszyłaby społecznemu zarządzaniu środkami produkcji.

Nie można zapominać również o tym, że ekonomia uczestnicząca nie jest sposobem na naprawianie kapitalizmu. W przeciwieństwie na przykład do Keynesistów, wierzących w poprawę sytuacji przez interwencję państwa, przy jednoczesnym zachowaniu systemu, Hahnel i Albert od początku odrzucili takie serwowanie społeczeństwu fałszywych alternatyw. Być może właśnie dlatego ich teoria jest w dużej mierze ignorowana. Nie pasuje ani do neoliberalnej, ani socjaldemokratycznej wizji świata. Nie po drodze z nią jest też dużej części radykalnej lewicy, cechującej się zarówno hurrarewolucjionizmem jak i przywiązaniem do hierarchii.

Wzrost zainteresowania ekonomią uczestnicząca wiąże się dopiero z powstaniem ruchu alterglobalizacyjnego, czy ściślej mówiąc ruchów alterglobalizacyjnych pod koniec lat 90. zeszłego wieku. Część z nich poszukując alternatyw przyjęło właśnie tą koncepcje za podstawę swojego działania. Obecnie istnieje wiele grup wcielających w życie zasady pareconu. Często przyjmuje to postać tworzenia małych społecznie zarządzanych przedsiębiorstw, z konieczności funkcjonujących jednak w ramach kapitalizmu. O ile skala tych działań jest mała, o tyle na świecie mamy do czynienia też z przykładami szerszego zastosowania ekonomii uczestniczącej. Najlepszym z nich jest Argentyna, gdzie wiele całkiem sporych przedsiębiorstw jest obecnie prowadzonych przez samych pracowników. Krach systemu neoliberalnego z roku 2001 doprowadził do tego, że prawie 500 zakładów zostało przejętych przez załogi. Kapitaliści w obliczu kryzysu dbali bowiem jedynie o swoje majątki, a wszelkie mity „społecznej odpowiedzialności biznesu” czy „solidaryzmu społecznego” prysły z dnia na dzień. Przejęcie zarządzania przez załogi było sposobem ratowania fabryk przed likwidacją. Okazało się, że wbrew przewidywaniom neoliberałów, wieszczących rychłe załamanie się nowej uspołecznionej własności, zaczęła się ona rozwijać. W wielu wypadkach dzięki nowym zasadom organizacji pracy osiągnięto wyniki lepsze niż pod zarządem kapitalistów. Fabryki takie jak Zanon stały się słynne na całym świecie i są wzorem dla postępowych ruchów społecznych.

Omawiając koncepcję ekonomii uczestniczącej nie można tez zapominać o zbliżonym do niej nurcie budżetu uczestniczącego, czyli tworzenia lokalnych budżetów w oparciu o oddolne działania grup mieszkańców. System ten w różnej skali rozwija się już w kilkuset miastach na całym świecie, w tym największym z nich i zarazem najbardziej znanym, brazylijskim Porto Allegre. Działa także, choć w mniejszym stopniu również w krajach Unii Europejskiej, gdzie nie podważa jednak podstaw kapitalizmu.

Koncepcja ekonomii uczestniczącej nie jest więc czystą teorią, funkcjonującą jedynie w gronach akademickich. Jej siłą jest właśnie fakt, że kształtuje się w praktyce. Być może w przyszłości będzie ewoluowała i dostosowała się do sytuacji. Jej szczegóły mogą się także różnić od tego co proponują Hahnel i Albert. Pozostanie jednak oparta na tych samych antyautorytarnych i antykapitalistycznych zasadach, zasadach prawdziwej demokracji, dotyczącej wszystkich sfer życia. Ekonomia uczestnicząca ma szansę na tyle, na ile będą kształtować ją różnorodne ruchy społeczne, na ile społeczeństwa pozostaną aktywne i nie dadzą sobie wmówić, że ekonomia to sfera zakazana i niedostępna dla zwykłego człowieka. Warto pamiętać o tym czytając tą książkę. Dobrze aby ożywiła ona dyskusję o pareconie również na Polskim gruncie.

Piotr Ciszewski
wstęp do ksiązki Michaela Alberta "Ekonomia uczestnicząca. Życie po kapitalizmie"

to ozywmy dyskusję

jakoś nie chciałbym, żeby moją pracę i konsumpcję organizowała rada, tak samo jak nie chciałbym, żeby robił to ktokolwiek inny. uważam, że demokratyczne zarządzanie może być bardzo powierzchowne, jeśli tylko środki przymusu fizycznego nie są powszechne np. albo istnieją takie monopole, jak własność intelektualna.

chyba jednak najważniejsze jest to, co pisał dziadzia Kropotkin - zapewnienie pożywnienia i dachu nad głowa bezwarunkowego.

przy czym taki postulat ma

przy czym taki postulat ma to do siebie, że trudno go pogodzić z dobrowolnością.

"jakoś nie chciałbym,

"jakoś nie chciałbym, żeby moją pracę i konsumpcję organizowała rada, tak samo jak nie chciałbym, żeby robił to ktokolwiek inny" ale jak chcesz to zrobić w sytuacji takiej produkcji na wielką skalę jaka jest dzisiaj konieczna? ktoś MUSI planować produkcję. pytanie tylko kto to robi. obecnie robią to zarządy kapitalistycznych firm, w realsocu państwo, a tu masz demokratyczne planowanie.
co do konsumpcji to u alberta mechanizm jest podobny (ale tylko podobny) jak na rynku tzn. konsumenci planują konsumpcję. róznica jest taka, ze na rynku NIE UZGADNIAJĄ tego ze sobą, a tutaj tak. czemu nie chcesz tego uzgadniać?
jeśli chodzi o zapewnianie podstawowych produktów, to jest w parekonie coś takiego - podział na dobra o sztywnym i elastycznym popycie. w przypadku tych pierwszych można de facto wprowadzić anarchokomunizm, tych drugich wg alberta nie. ja szczerze mówiąc nie wiem, jak ten problem rozwiązac, trzeba by to obecnie w praktyce sprawdzić. w hiszpanii '36 jak wiadomo nie wprowadzono pełnego anarchokomunizmu m.in. z tego powodu, ale dzisiaj jest to wszystko technicznie bardziej rozwinięte, wieć moze by się dało

zwyczajnie nie chcę

zwyczajnie nie chcę uzgadniać, bo istnieją rynki niszowe, choćby sieci p2p, w których mogę dostać to czego chcę, bez uzgadniania jednolitej decyzji z resztą jakiejś grupy. to jest lepsze zarówno od rozwiązań większościowych, jak i jednomyślności.

co do planowania działalności gospodarczej - dlaczego podejmować decyzje ma każdy, a nie specjalista? ważne, by nie mógł swoich decyzji realizować przemocą. albo groźba głodu. a decydują wszyscy, czy niektórzy, czy jeden, to mniej istotne. po prostu powinno by tak, że ludzie głodni mogą brać jedzenie i nie płacić, a ludzie bezdomni mieszkać w pustych domach.

problem z tym, że przynajmniej to pierwsze mogłoby prowadzić, moim zdaniem, do nadużyć i pasożytnictwa.

sieci p2p są specyficzne i

sieci p2p są specyficzne i nie można tego porównywać z normalnymi rynkami (np prawo popytu i podazy tam moim zdaniem nie działa w pewnym sensie, nawet jak nikt nie chce pliku to ktoś go udostępnia itd itp). no a albert chce uzgadniać, wszyscy anarchiści chcą uzgadniać i tyle, jeśli tak do tego podchodzisz.
"co do planowania działalności gospodarczej - dlaczego podejmować decyzje ma każdy, a nie specjalista?" to jest sprzeczne z tym co napisałeś wcześniej: "jakoś nie chciałbym, żeby moją pracę i konsumpcję organizowała rada, tak samo jak nie chciałbym, żeby robił to ktokolwiek inny." więc zdecyduj się. ja uważam ze albert ma tu rację w 100% tzn specjaliści są od tego żeby doradzać, a ludzie podejmują decyzje m.in. na podstawie tych rad. dobry przykład jest ten jego przykład z lekarzem: lekarz ma zdiagnozować coś i operować, ale decyzja czy będę miał operację zależy ode mnie.
co do reszty - jestem anarchokomunistą wiec zasadniczo uważam że powinno być tak że każdy może brać jedzenie i nie płacić :) (z zastrzeżeniami jak w poprzednim komentarzu)

jeżeli decyzja dotycząca

jeżeli decyzja dotycząca zakupu lub produkcji jest podejmowana przez większość lub poprzez konsensus, to akurat nie ma mowy o podobieństwie między tym, a relacja lekarz-pacjent. bo wtedy jednak większość decyduje, nie ja.

a specjalisty po prostu mógłbym nie słuchać. mogłoby to prowadzić do sporu, ok - np. współpracownicy mogliby mieć inne zdanie o decydencie, tudzież sami byliby decydentami (jeśli decydowałaby jakaś rada pracownicza, demokratycznie). wtedy zdałbym się na mediacje, zaproponowałbym mediatora nawet i zobaczył, co zrobi druga strona.

to samo następowałoby w wypadku każdego innego konfliktu. w najgorszym wypadku odpuściłbym i poszukał innego miejsca do życia.

absolutnie nie zgadzam się, że każdy powinien brać jedzenie i nie płacić i to jest podstawowy problem dla mnie. bo z drugiej strony uważam, że to raczej straszne, jeśli ktoś musi kierować sie głodem i nie dostaje jedzenia za darmo.

jest podobieństwo

jest podobieństwo oczywiście bo cały czas chodzi (w dzisiejszych czasach i generalnie tzn z możliwymi wyjątkami, np. indywidualna jakaś działalność, to wtedy formalnie jesteś "jednoosobową radą" tak jak firma obecnie może być jednoosobowa) o zbiorowe decyzje. ten "pacjent" to my, a nie ja, tzn jakieś zbiorowe podmioty. a zbiorowe decyzje trzeba zbiorowo ustalać. jak, jeśli nie większością
(+plus konsensus czasem)?
no jeśli specjalisty mógłbyś nie sluchać to nie jest jego decyzja tylko twoja, a skoro tak - patrz poprzednie zdanie.
zgadzam się do tych mediatorów w sporach, tylko czemu myślisz że to się nie zgadza z parekonem? zgadza się

jeśli chodzi o ten problem to właśnie stąd wziął się przecież anarchokomunizm bo to jest pewien zasadniczy wybór, ja wybieram to co powiedziałem chociaż zdaję sobie sprawę z możliwości nadużyć ale lepsze nadużycia niż żeby ktoś miał umierać z głodu. zresztą zawsze jest to w praktyce korygowane jeśli się widzi, że nadużyc jest zbyt wiele a nikt nie głoduje to można zmieniać różne rzeczy (tak robiono właśnie w niektórych miejscach we wspomnianej Hiszpanii)

i ostatecznie jednak

i ostatecznie jednak uważam, że zarówno pomysł, by wyliczać pracę jest mylony, jak i wolny dostęp do jedzenia, domu itd. zwyczajnie nie ma rzeczy za darmo i nie wiem dlaczego ktoś miałby pracować na życie innych, jeśli nie chce.

to mało demokratycznie (w

to mało demokratycznie (w sensie systemu, gdzie decyzje podejmuje większość w głosowaniu) ten parekon wygląda :). co mi akurat odpowiada.

gdyby jeszcze nie bredniawa teoria ekonomiczna, byłoby git ;p

o.O co jest mało

o.O co jest mało demokratyczne? czytaj lepiej uważnie (a najlepiej książkę czytaj :)

jest mało demokratyczne to,

jest mało demokratyczne to, co Ty opisałeś - i to raczej zaleta, bo demokracja jest dla mnie zazwyczaj obelgą. książki w najbliższym czasie nie przeczytam, bo fragmenty mnie dorzucają.

nie pisz do mnie za pomocą emoticonów, jeśli naprawdę chcesz ze mną rozmawiać. bardzo trudno dyskutować z emocjami.

poza tym ważne by było

poza tym ważne by było jeszcze o co w ogóle można się spierać. o to, czy mogę np. sprzedawać przez net opakowania ze starych pudełek po zapałkach lub czy mogę być hydraulikiem, jeśli chce.

nie jest mało

nie jest mało demokratyczne,
zresztą kończę dyskusję na tym, bo trudno dyskutować z kimś kto chce rozmawiać o parekonie nie chcąc (!) się o nim dowiedzieć z pierwszej ręki. to raczej dziwne to tak jakbym powiedział że mogę dyskutować z twoimi poglądami ale twoich komentarzy nie będę czytał bo fragmenty mnie odrzucają (ale z góry wiem że się mylisz)

ok, przekonałeś mnie.

ok, przekonałeś mnie.

Albert pisze tak

"Participatory economics does not institutionally prejudge what procedures should be used for decisions made in workplace or consumer councils. It does not say you have to use majority rule or consensus or any other particular procedure. It could be that in a real parecon, workers and consumers opt for consensus decision-making all the time, much of the time, or rarely. That is a choice for them. What parecon prescribes is that people should ensure, as best they are able without investing excessive time and energy, that each actor has an impact on outcomes in proportion to how much he or she is affected. "

proszę nie każ mi być cierpliwym i czytać dalej... tak postawiona sprawa znaczy tyle, że to jest pusta gadka, a nie propozycja ekonomiczne. każdy powinien mieć wpływ na decyzje na tyle, na ile ich dotyczą. bez opowiedzenia się za określonym sposobem podejmowania tych decyzji, to samo mógłby powiedzieć Milton Friedman.

i jeszcze jeden cytat...

"So here we have a possible test of ethical inclinations. Ignore questions of incentives (a matter we will address shortly) and assume that amount and quality of output would not vary whatever your answer is. Also realize that you can listen to whomever you want, whatever your answer is, and assume that both composers do work that is socially valued enough for them to be paid for their musical pursuits. Would you pay Mozart or Salieri more? Do you monetarily reward Mozart on top of his fantastic luck in being born genetically endowed with special talent? Or do you just pay him for effort, enjoying the fantastic bounty it provides but not materially enriching him in accord with it? Do you punish Salieri (relative to Mozart) because he has to work longer and harder to produce a creditable composition? Or do you pay him for his effort too, like everyone else, then enjoy the product—although not nearly as much as you enjoy Mozart? We confront these options and opt for remunerating effort/sacrifice, not output, for all the reasons that we have offered in prior chapters. But how? "

to się nazywa zawiść. nie wiem dlaczego ktokolwiek miałby dostawać pieniądze dlatego, że jest zawistny.

ostatni komentarz (naprawdę

ostatni komentarz (naprawdę ostatni też nie jestem zbyt cierpliwy :) "That is a choice for them." krótko mówiąc pracownicy i konsumenci decydują o tym jakie konkretne procedury przyjąć co do konkretnych spraw - to jest mało demokratyczne wg. ciebie i Friedman by się z tym zgodził... no no, różne rzeczy juz słyszałem o Friedmanie ale tego jeszcze nie.

"all the reasons that we have offered in prior chapters" to jest ta zawiść? skąd wiesz, skoro nie czytałeś?

dyskusja z kimś, kto nie wie, o czym mówi, jest bezcelowa po prostu...

pracowniczy "decydują" na

pracownicy "decydują" (a czasem podejrzewam, ze nawet decydują, może nawet częściej) na co dzień, żeby pracować. na tej samej zasadzie każda osoba, która nie zostanie wysłuchana podczas podejmowania decyzji za pomoc konsensus/głosownia będzie decydowała. to wiem bez czytania książki.

z samej lektury (nie zupełnej, ale jak na razie wystarczającej...) dość dobrze wiem, że Albert nie podaje wyjaśnienia, dlaczego ktokolwiek miałby przyjąć jego formę egalitaryzmu. lub jakąkolwiek inną. w takiej sytuacji pozwalam sobie na własne wyjaśnienie.

jaś skoczowski ty jesteś

jaś skoczowski ty jesteś libertarianinem??

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.