Daleko do rewolucji, a nawet do prawdziwej demokracji

Publicystyka

Czyli dlaczego trudno popierać postulaty polskich „oburzonych”.

Z jednej strony, cieszę się, że jest młodzież, która marzy o czymś więcej niż o własnej karierze, czy statusie materialnym. Marzy o dobrym społeczeństwie, bardziej równościowym i bardziej demokratycznym. Ta młodzież chce wyjść na ulicę, pod wrażeniem hiszpańskich „oburzonych”.

Nie wchodząc już w temat krytyki hiszpańskich oburzonych, muszę jednak powiedzieć, że starając się stworzyć taki ruch oddolny w warunkach polskiego społeczeństwa, a szczególnie w kontekście polskiej „lewicy”, podjęli się zadania o wiele trudniejszego i niestety już wygląda na to, że polscy oburzeni poszli w niedobrym kierunku.

Jak ze wszystkim, nie jest istotne jak często używa się słowa „demokracja” – ważne jest to jak się działa i jakie się ma postulaty. A więc jak wygląda ich „prawdziwa demokracja”?

Warto zaznaczyć, że dla mnie „demokracja” sama w sobie nie jest najważniejszą wartością, ponieważ jeśli świadomość ludzi będzie niska, efekty nadal mogą być bardzo kiepskie. A samo słowo „demokracja” może odnosić się zarówno do demokracji bezpośredniej, jak i do demokracji przedstawicielskiej. Przeanalizujmy więc postulaty polskich „oburzonych”.

Pierwszym pytaniem powinno być: skąd wzięły się te postulaty? Według mnie, w „prawdziwej demokracji” postulaty powinny zostać wyłonione w trakcie publicznych zgromadzeń. Najlepiej, aby postulaty sformułowali ci ludzie, których dotyczą one bezpośrednio, lub którzy już są aktywni w danym temacie. To jest, według mnie, podstawa.

Młodzież z grupy polskich oburzonych dostrzegła, że w Polsce jest poważny problem z mieszkalnictwem publicznym. Niektórzy jakoś poparli akcje grup lokatorskich i to dobrze. Jednak nikt z nich nie jest działaczem w ruchu lokatorskim, ani nie jest głównym najemcą lokalu... czyli lokatorem. Więc powstaje pytanie, dlaczego zostały sformułowane postulaty lokatorskie, które nie były konsultowane z samymi lokatorami?

Mieszkam tuż obok szkoły, gdzie uczą się oburzeni, niedaleko znajduje się biuro gdzie są porady i spotkania lokatorskie. Jednak jakoś nie pamiętam, żeby młodzi zasugerowali zwołanie zgromadzenia lokatorów, a także nikt z nich nie przyszedł na żadne z takich spotkań. Ostatnio, 2 października kilkadziesiąt osób po demonstracji spotkało się w muszli w Parku Praskim, aby na otwartym spotkaniu porozmawiać o swoich sprawach lokatorskich.

Jeśli młodzi naprawdę chcą działać bardziej jak w Hiszpanii, mogliby przyjść na takie spotkanie, mogliby powiedzieć, że chcą napisać postulaty o problemach lokatorach i wspólnie można by takie postulaty sformułować. Jednakże tak się nie stało, a rezultatem są po prostu kiepskie postulaty.

Polscy oburzeni, co prawda, starali się. Ale nie znają się na pewnych ważnych detalach. Napisali:

1. Przerwać proces masowych eksmisji skutkiem którego, lokatorzy wyrzucani są do kontenerów komunalnych. Prawo do mieszkania jest prawem każdego obywatela i Państwo, musi zapewnić mu dostęp do lokalu socjalnego, w którym będą warunki pozwalające na godnego życie. Mieszkanie nie jest towarem tylko prawem każdego obywatela.

Po pierwsze, polski ruch oburzonych powstał w Warszawie. W Warszawie, nie ma kontenerów komunalnych (jest kilka kontenerów pod Warszawą). W dodatku, NIGDZIE w Polsce ich nie ma, ponieważ istnieją kontenery socjalne, a nie komunalne. Gdyby spytali ludzi zbierających się w odległości 100-200 metrów od liceum, mogliby dowiedzieć się, jakie są realne problemy tych mieszkańców i że nikt nie grozi im eksmisją do kontenerów. Natomiast grozi im eksmisja na bruk, albo eksmisja do lokali socjalnych w katastrofalnym stanie.

Gdy rząd nie chce mieć obowiązku przyznawania lokali socjalnych, można walczyć o prawo do co najmniej lokalu socjalnego, choć nie jest to jakiś szczególnie wartościowy postulat. Lokal socjalny to często bardzo kiepski lokal o obniżonym standardzie, nie pozwalający ludziom na godne życie. Lokatorzy chcą raczej całkiem zatrzymać eksmisje, aby ludzie mieli prawo do lokali komunalnych, a nie socjalnych. Lokatorzy chcą mieć przystępne czynsze wraz z ulgami. Głównym problemem są reprywatyzacje oraz odmowa uznania tytułu najmu, nawet tym osobom, którym tytuł najmu prawnie przysługuje. Jeśli oburzeni mają na myśli, że państwo powinno zapewnić ludziom lokalne socjalne po eksmisji, to znaczy, że naprawdę popierają prawo do eksmisji. Bo bez prawa do eksmisji, nie będzie potrzeby tworzenia lokali socjalnych.

Nie wiadomo dlaczego oni sformułowali swój postulat w taki sposób, ale to nie jest postulat napisany w imieniu lokatorów, nie został poprzedzony konsultacjami i świadczy o niezrozumieniu istoty problemu.

Możliwe, że po prostu nie zrozumieli. Albo może być też tak, że po prostu wybrali najmniej radykalny ze wszystkich możliwych postulatów niby „pro-lokatorskich” - bo taki postulat nie trafia w istotę problemu, nie podważając instytucji eksmisji i prywatyzacji. W każdym razie jest to postulat, który może popierać nawet liberalna burżuazja, bo kontenery są nieładne, a pewnie lepiej odebrać ludziom pełnowartościowe mieszkania i wyrzucić ich do getta w budynkach z mieszkaniami socjalnymi, niż cierpieć widok rosnącego osiedla brzydkich kontenerów.

Z tą „demokracją” mamy problem. Niektórzy krzyczą „lokatorzy to nie towar”. Ale lokatorzy są traktowani jak towar polityczny. Jak inaczej tłumaczyć kłamstwo, które padło z ust Ryszarda Kalisza, który rok temu, przed wyborami chciał się spotkać z lokatorami i zapewnić ich, że będzie im pomagać? Byliśmy wtedy na ulicy Jagiellońskiej i skonfrontowaliśmy się z Kaliszem i Olejniczakiem. Od tego czasu obaj nie zrobili dokładnie NIC, szczególnie w przypadku domu, który odwiedzili przed wyborami. Ale to nie przeszkodziło Kaliszowi twierdzić kłamliwie, że pomaga lokatorom. Cały rok później, Kalisz zorganizował kolejne spotkanie z lokatorami. (Na tym samym spotkaniu tłumaczył, że SLD nie zrozumiało za czym głosuje w momencie głosowania nad nowelizacją ułatwiającą eksmisje.) Albo jak tłumaczyć zachowanie takich ludzi jak Zieloni? To oni niedawno zorganizowali w KryPolu konferencję o mieszkalnictwie, zapraszając polityków. Żaden z przedstawicieli lokatorów nie został zaproszony jako prelegent, tylko mieli słuchać bzdur wygłaszanych przez polityków. Sami Zieloni nie działają z lokatorami, jednak czują się na tyle kompetentni, aby wypowiadać się publicznie na ich temat. Bez bezpośredniego udziału samych lokatorów.

Tak wygląda polska polityka. Nie ma to wiele wspólnego z ruchami oddolnymi, a za to ma wiele wspólnego z modelem demokracji zapośredniczonej – przedstawicielskiej. I właśnie polscy oburzeni wpadli w tą pułapkę myślową.

W kwestii ich podejścia do „demokracji”, warto przeczytać ten postulat:

11. Zlikwidować próg wyborczy, które partie muszą przekroczyć aby otrzymać dotację, gdyż jest to jedna z niewielu możliwości, aby mniejsze partie mogły przedrzeć się przez monopol partyjny.

Jako anarchistka, oczywiście jestem bardzo oburzona przez ten postulat. Ale nawet gdybym nie była i wierzyłabym w demokrację przedstawicielską, ten postulat i tak wydałby mi się BARDZO głupi.

W Polsce jest już wiele partii politycznych. Gdyby zlikwidowano próg wyborczy, oznaczało by to, że KAŻDA partia miałaby dostać subwencję. Więc byłaby to zachęta dla wszelkiej maści karierowiczów, by tworzyć kolejne partie i marnować publiczne pieniądze.

Jakie partie istnieją już teraz? Już jestem wkurwiona, że moje pieniądze z podatków idą na jakiekolwiek partie... ale nie będzie lepiej jeśli będę musiała finansować takie partie jak: Narodowe Odrodzenie Polski, Komitet Nowej Prawicy, Liga Polskich Rodzin, Polska Partia Narodowa, Polska Wspólnota Narodowa, Stronnictwo Narodowe lub inne takie grupy. Gdyby były dotacje dla wszystkich partii, niezależne od niczego, powstałoby 100 nowych partii – i co z tego? Czy to poprawiłoby „demokrację” w Polsce? Nie ma to nic wspólnego z tworzeniem prawdziwej demokracji, tylko z rozmnażaniem politycznego szaleństwa. I tak rezultaty wyborów byłyby prawie takie same.

Jednym z najważniejszych problemów oddolnych ruchów społecznych w Polsce jest to, że ludzie, którzy mogą stać się aktywistami idą w kierunku polityki, zamiast budować oddolnie swoje ruchy. Dotacje na działalność partyjną zapewne wyrządziłyby jeszcze więcej szkody ruchom oddolnym, gdyż ludzie co rok próbowaliby kandydować, zamiast zajmować się ciężką pracą u podstaw. Byłoby jeszcze więcej "przedstawicieli” ruchów, w których ci „przedstawiciele” sami nie uczestniczą (tak jak prawie wszyscy „lewicujący” politycy).

Jest kilka innych postulatów wartych skomentowania. Np. po co nam parytet? To też nie zmienia istoty demokracji przedstawicielskiej i jakości naszych „przedstawicieli”. Co mnie obchodzi, że Hanna Gronkiewicz-Waltz czy Ewa Kopacz są kobietami, skoro robią to co robią?

A konsultacje ze związkami zawodowymi? Już są. I co z tego? Związki uczestniczące w konsultacjach nie działają wewnątrz w sposób demokratyczny i realizują interesy przedsiębiorców, a nie pracowników. A nawet gdyby było inaczej, jaki jest sens mieć dialog z pracodawcami? Istnieje konflikt interesów między pracownikami, a pracodawcami i jest to konflikt strukturalny. Jedyną możliwą formą „dialogu” pracowników z pracodawcami jest akcja bezpośrednia.

Choć polscy oburzeni mają kilka dobrych postulatów, nie da się nie zauważyć, że choć piszą o wielu sprawach, nie wspominają ani jednym słowem o jednej problematyce, która niedługo będzie ich bardzo mocno dotyczyć: o prekaryzacji warunków pracy. (Niewiele mają postulatów o pracy i prawach pracowniczych w ogóle, co chyba jest wpływem lewicy obyczajowej w ich środowisku szkolnym.)

Wiele osób wywodzących się z tego pokolenia pracuje na umowach śmieciowych, ale jeszcze nie do końca rozumie co czeka ich w wieku emerytalnym. Już niektórzy wiedzą, jakie problemy mogą mieć z powodu braku urlopu czy urlopu macierzyńskiego. Młodzież z Kuroniówki pewnie niedługo natrafi na umowy śmieciowe – jeśli nie wywodzi się akurat z uprzywilejowanych domów (wielu z nich oczywiście wywodzi się z takich domów.) Jednak nie dostrzegają kiepskich warunków pracy jako jednego z głównych problemów społecznych w Polsce, choć tak jest w rzeczywistości. (Bardziej są zainteresowani takimi tematami jak „dostęp do kultury”, co pokazuje wyraźnie z którą warstwą społeczną się identyfikują.)

Więc nic dziwnego, że nie wstydzą się być pod patronatem łamiącej prawo pracy Krytyki Politycznej. A może tak naprawdę są „oburzeni” brakiem parytetu, lub dotacji dla partii Korwina-Mikke. Ja za to jestem bardziej oburzona neoliberalnym podejściem do praw pracowniczych i tworzeniem kiepskich warunków pracy.

Mam nadzieję, że polscy oburzeni w końcu obudzą się. Ale raczej będą tworzyć porozumienie z liberałami zaangażowanymi w demokrację przedstawicielską i będzie tylko gorzej – tzn. staną się instrumentem tworzenia miękkiej opozycji, zamiast stać się realnym ruchem sprzeciwu.

jak na razie nie ma żadnego

jak na razie nie ma żadnego ruchu, może dopiero powstać, dlatego trudno zgodzić się z czymś takim: "polscy oburzeni poszli w niedobrym kierunku." przede wszystkim warszawscy a po drugie jeszcze nie wyszli z domów.

Przechodząc do krytyki poglądów tej warszawskiej "grupy inicjatywnej", jeśli chodzi o kwestie lokatorskie czy pracownicze to trudno żeby młodzież szkolna na tym się skupiała albo znała gdyby już chciała sie skupiać, nawet gdyby nie było żadnych wpływów z zewnątrz (KP) Oczywiście jeśli ktoś już na samym starcie ustawia się również na zewnątrz, to się nie zmieni tylko rzeczywiście "pójdzie w niedobrym kierunku".
Zagdzam się tą krytyką, jeśli chodzi o "demokrację przedstawicielską" albo inaczej pseudodemokrację, kwestie partii itd.
Całkowicie się nie zgadzam z tym ogólnym o demokracji. W gruncie rzeczy NA TYM POLEGA PROBLEM Z BRAKIEM DEMOKRACJI. Tak mógłby napisac liberał - demokracja nie jest dla mnie najważniejszą wartością, więc w rezultacie mozna ja poświęcić na rzecz kapitalizmu. U nas to się dzieje bardziej przy pomocy manipulacji w tej pseudodemokracji, są kraje gdzie przy pomocy terroru. Dziwne że coś takiego pisze anarchistka. Ludzie muszą samodzielnie decydować (oczywiście są granice dotyczące tych decyzji w kwestii ochrony jednostek). Gdyby społeczeństwo decydowało samo to jako anarchista jestem w stanie zaakceptować np to że odrzuci anarchizm jeśli anarchistom nie uda się przekonać do swoich poglądów. Najpierw jednak musi mieć możliwość samo decydować bo w pseudodemokracji ktoś inny decyduje za społeczeństwo. To co chcę powiedzieć że w takim ustroju oddolnej demokracji, nawet gdyby nie był on anarchistyczny, anarchizm możnaby bez problemu wprowadzić w każdej chwili. Teraz nie bo obecny system jest odgórny a odgórnie nie da się wprowadzić anarchizmu.

Sa też inne postulaty "polskich oburzonych"
ze strony rozbrat.org :

Dlaczego protestujemy?

15 października jest dniem międzynarodowego protestu. Akcje zapowiedziano już w ponad 700 miastach na całym świecie:. Demonstrujemy:

- przeciwko przerzucaniu kosztów kryzysu gospodarczego na barki zwykłych ludzi i wzrastającym kosztom utrzymania;

- przeciwko pompowaniu miliardów dolarów i euro w niewydolną kapitalistyczną gospodarkę, w tym banki i instytucje finansowe;

- przeciwko zawłaszczaniu instytucji politycznych przez skorumpowane elity i kliki blokujące jakąkolwiek zamianę społeczną;

- przeciwko samowoli wielkiego biznesu i spekulantów giełdowych;

- przeciwko wzrastającym nierównościom społecznym.

O co walczy Nowy Jork?

W procesie bezpośredniej demokracji zebraliśmy się razem i sformułowaliśmy te zasady solidarności, które leżą u podłoża naszej jedności:

- Angażować się w bezpośrednią i transparentną demokrację.

- Realizować osobistą i zbiorową odpowiedzialność.

- Uznawać podstawowe prawa jednostki i ich znaczenie dla każdej interakcji społecznej.

- Wspierać się wzajemnie w walce z każdą formą opresji.

- Zredefiniować wartość pracy.

- Szanować prywatność jednostek.

- Uznać edukację za prawo człowieka.

- Wspierać i praktykować wszelkie postacie otwartości w dostępie do dobra wspólnego.

- Mieć odwagę wyobrazić sobie nowy porządek społeczno-polityczny i gospodarczy, który da szansę wprowadzenia w życie większej równości.

O ile zgadzam się, że

O ile zgadzam się, że należy poczekać aż ten ruch się rozwinie, zobaczyć co się stanie i spróbować w nim współuczestnicznyć, a nie stawiać się od razu "na zewnątrz", to jednak jest to po prostu opinia osoby do której ma ona prawo. Jesteśmy wszakże ludźmi myślącymi. Zresztą ta krytyka nie jest jakoś nadmiernie ostra.

Co do tego co napisałeś odnośnie zdania: "demokracja nie jest dla mnie najważniejszą wartością". Nie wiem dokładnie co autorka miała na myśli, ale zapewne chodzi o to, że demokracja powinna wypływać z bardziej podstawowych wartości jak - wolność, równość, czy solidarność, albo podstawowe prawa człowieka, jak prawo do godnego życia, wolność słowa, prawo do buntu czy nawet secesji w razie naruszenia tych praw. Demokracja jest tylko i aż mechanizmem podejmowania decyzji i bez tych podstawowych wartości łatwo może przerodzić się w dyktaturę większości w której mniejszość jest dyskryminowana, a nawet zabijana). Demokracja jest także dysfunkcyjna w przypadku koncentracji wiedzy, czy bogactwa w rękach nielicznych.

To są realne zagrożenia i dlatego najpierw autorka jest anarchistką, a dopiero później ewentualnie radykalną demokratką. Ja jestem gorącym zwolennikiem demokracji bezpośredniej, robię co mogę by ją propagować, ale jednocześnie wskazuję te zagrożenia o których pisałem wyżej i podkreślam, że demokracja bez dobrej edukacji, oraz zmiany systemu ekonomicznego może łatwo wyrodzić się w swoje zaprzeczenie.

Co do tego że licealiści mogą nie orientować się w sprawach pracowniczych czy lokatorskich. Zogda, tylko dlaczego chcą wypowiadać się niejako w imieniu tych grup, bez szerszej konsultacji? Czy tak zachowuje się demokrata? O wiele lepszym rozwiązaniem jest zaproszenie różnych grup i wypracowanie wspólnego stanowiska. Tak szczegółowe postulaty ustawiane w wąskim gronie wyglądają niestety jak awangardyzm. Można oczywiście zrozumieć, że osoby te są niedoświadczone jeszcze i mogą popełniać pewne błędy, ale chyba nie o to chodzi, żeby tych błędów nie zauważać i spokojnie dyskutować o ewentualnej ich naprawie. Niestety środowisko Krytyki Politycznej, które chyba obecnie ma największy wpływ na organizatorów tego "oburzenia", ma tendencje do elitaryzmu i awangardyzmu (wypowiadania się w imieniu innych bez partycypacji tychże "innych"). To nie wróży dobrze temu ruchowi i nie przypomina tego co się dzieje na Wall Street, gdzie wszelkie postulaty pozytywne są ustalane przez szerokie zgromadzenia zainteresowanych, wraz z grupami niszczonymi przez ten system, szczególnie radykalnymi pracownikami.

No tak, ale napisałem

No tak, ale napisałem przecież że sa granice w kwestii ochrony jednostek.
Kwestia demokracji i anarchizmu jest jak dla mnie odwrotna. Demokracja bezpośrednia jest czymś szerszym i bardziej ogólnym niż anarchizm, więc ściśle rzecz ujmując najpierw jestem demokratą a potem anarchistą. Ale możliwe że po prostu się nie rozumiemy.
Co do reszty masz oczywiście rację, z tym że mi chodziło o to, że aby o tych kwestiach dyskutować w ramach jakiegoś ruchu to trzeba być jego częścią, a autorka wypowiada się z zewnątrz. On musi najpierw powstać, a dopiero jak już powstanie i coś tam nie będzie grało (tzn nie będzie do końca demokratyczny) wtedy można wysuwać takie zarzuty. Jak na razie to nie zarzuty wobec ruchu tylko grupy licealistów. Proces demokracji bezpośredniej o którym jest w tym tekście z Nowego Jorku, nawet się jeszcze nie zaczął więc bez sensu jest mówić że idzie w złą stronę

Oczywiście że jest szansa

Oczywiście że jest szansa na zmianę i wydaje mi się że wśród samych organizatorów jest tego świadomość Przed chwilą była wypowiedź w radiu tok fm jednej z organizatorek i gdy dziennikarz zapytał jakie postulują rozwiązania odpowiedziała słusznie, że nie chcą niczego narzucać i że liczą że na tej akcji wyłoni się przestrzeń do dyskusji w kwestii konkretnych postulatów - i taki kierunek myślenia jest bardzo słuszny i wart wspierania. Niefortunny nieco był może początek kiedy to grupa zaczęła generować postulaty moim zdaniem zbyt szczegółowe, które mogły zniechęcić część osób, ale myślę że jest tutaj spora przestrzeń do dialogu i wymiany myśli i takiego "ucierania" poglądów, żeby znaleźć odpowiedni język do wyrażenia postulatów większości oburzonych. Trzeba dyskutować, w Warszawie najbliższa okazja będzie już niedługo: https://cia.media.pl/warszawa_spotkanie_otwarte_zsp_o_demokracji_bezposre...

Właśnie widziałem na

Właśnie widziałem na Polsat News dwójkę licealistów organizatorów tejże demonstracji. Sprawa na plus zdecydowanie, zaproszono ludzi z poza polityki, co jest w Polsce ewenementem. Bo nieczęsto się widzi przecież punków czy radykalnych lewicowców w tv, prawda? Plus jest, że zauważono ten protest, choć chyba jedynie dlatego, że nawiązuje nazwą do światowej fali protestów. Bo Warszawa często gości demonstracje, i pamiętam znacznie radykalniejsze, i naprawdę treściwe demonstracje.

To tyle plusów. Mam wielką sympatię do ludzi z Wall Street, ale dlatego, że dzieje się to właśnie tam, w centrum imperium kapitalizmu. Same postulaty jednak oraz metody działania są ... to jest bezradność. Proszenie o zmiany polityków. Zmieńcie coś, coś się musi zmienić. A dlaczego, co jest powodem tych buntów ulicznych? Biednienie. Spadek poziomu życia. Niemożność życia jak dotąd , czyli markowych ciuchów na dupie, dobrego piwka, codziennych posiłków, imprezek, a tu dupa - samochodu nie będzie, trza ciężko tyrać, i to za grosze... Mnie to nieco bawi, bo nagle kupa ludzi z syntetycznymi dreadami i w hipsterskich brylach dojrzała do ujrzenia normalności i rzeczywistości w pełnej krasie. I kupa w majtach. To co, nie będzie jak w MTV?

Takie mam wrażenie, że anarchizm i cała ta dawniejsza kontrkultura jest bardzo słaba i nie ma już za dużo do zaproponowania, więc cieszy się i podłącza do takich oburzonych. A niektóre postulaty to włosy na głowie jeżą. Drugi kierunek ma być bezpłatny. To jak nie ci, co chcą studiować, to kto ma za to płacić? Dlaczego ma być łatwiej na studiach, skoro studentów coraz więcej, więcej bez pracy, a poziom drastycznie studiów spada. Do łopaty, do flizowania, do spawarek, i studentki na traktory. Większość nie powinna iść na studia, bo się do tego nie nadaje. To powinien być zaszczyt i sakramencko ciężka orka, a nie prawo, i to prawo do zdania - bo tego się już żąda.

Po pierwsze anarchizm to nie

Po pierwsze anarchizm to nie "kontrkultura", to coś znacznie więcej (to tak jakby powiedzieć, że np. liberalizm to kontrkultura). Po druge anarchizm właśnie ma wiele do zaproponowania właśnie teraz, kiedy wszystkie inne propozycje polityczne i ekonomiczne się walą na naszych oczach. Na Wall Street (ale i w Hiszpanii i innych krajach) anarchiści wszelkiej maści są bardzo aktywni i proponują konstruktywne rozwiązania dotyczące np. samoorganizacji na bazie swoich wieloletnich doświadczeń. Samo AdBusters które wywołało całe occupywallstreet to przecież stary kolektyw anarchistyczny. Różnica jest taka, że anarchiści mogą być aktywni bez nachalnego pchania wszędzie swojego loga. Po prostu są wśród tych ludzi i proponują pewną kulturę organizacyjną - demokrację bezpośrednią, sieciowe formy organizowania się, wątki antykapitalistyczne itd.

Tylko że to dzieciaki

Tylko że to dzieciaki zorganizowały. Spokojnie, zaraz od razu z krytyką taką polityczną :).

odwrotnie - kontrkultura to

odwrotnie - kontrkultura to więcej, a anarchizm to jej część, ujmowany jako ściśle nurt polityczny.

Czy wg. Twojego słownika

Czy wg. Twojego słownika np. ruch robotniczy mieści się w definicji kontrkultury?

poza tym wg jego słownika

poza tym wg jego słownika kapitalizm i państwo to nie byłby system ekonomiczny i polityczny tylko "kultura" :)

propaganda, głupcze ;)

Akai, zgadzam się z Twoimi obiekcjami. Mam przy tym nadzieję, że nie poprzestaniesz na krytyce tego młodzieżowego poruszenia na łamach CIA. Nie mieszkam w Warszawie i nie mam pojęcia skąd wywodzi się ta młodzież. Nie mam też ochoty zaglądać im w drzewo genealogiczne ani do portfeli. Skoro jednak odczuwają chęć działania politycznego to może warto byłoby zwrócić się do nich bezpośrednio z tymi uwagami? To nastolatki o relatywnie niewielkim doświadczeniu życiowym, pracowniczym a zapewnie i skromniejszej od Ciebie wiedzy społeczno-gospodarczej. KP do nich dociera i przekonuje do swoich racji. Można ich pozostawić KP-owcom albo zaproponować inną perspektywę.

Właśnie zaprosiliśmy ich

Właśnie zaprosiliśmy ich na dyskusję we wtorek: https://cia.media.pl/warszawa_spotkanie_otwarte_zsp_o_demokracji_bezposre...

Mam nadzieję, że przyjdą.

Kiedy był ruch robotniczy,

Kiedy był ruch robotniczy, nie było kultury młodzieżowej, popkultury, takiego dostępu do informacji, możliwości wymiany myśli, możliwości propagandy w sieci, jak np Zeitgeist. Ruch robotniczy nie zajmował się kwestiami wolności jednostki, feminizmem, ekologią, prawami mniejszości seksualnych, mowa nienawiści, dostępem do technologii i decydowaniem o nich. Na dodatek trudno mówić już o robotnikach dziś. Jest XXI wiek, anarchizm jako nurt ideologiczny na stałe wpisał się w krajobraz kontrkultury, do tego stopnia, że ździwienie wywołuje próba jego ukonstytuowania jako części sceny politycznej. To nie jest mój słownik, tylko stan rzeczy obecny, ty operujesz XIX wiecznym słownikiem, który nijak nie przystaje do postrzeczywistości.

Ruch robotniczy nie

Ruch robotniczy nie zajmował się kwestiami takimi jak feminizm, wolność jednostki, czy ekologia? Niestety, ale wynika z tego, że powinieneś podszkolić się z historii ruchu robotniczego, bo to co piszesz to nie jest prawda.

kiedy zajmował sie

kiedy zajmował sie ekologią?

Już w pierwszej połowie XX

Już w pierwszej połowie XX wieku pojawiły się wątki tego rodzaju w myśli choćby hiszpańskich anarchosyndykalistów. Wtedy oczywiście nie nazywano tego ekologią, ale łączyło się to z modnym wówczas "naturyzmem" i ideą "powrotu do natury". Wyprzedzali w każdym razie o całe pokolenie pewne tematy. Zresztą trudno było nie zauważyć zniszczenia przyrody w niektórych rejonach silnie uprzemysłowionych.

w kwestii twojego słownika,

w kwestii twojego słownika, nie znam się na postrzeczywistości, a poniższy komentarz dotyczy rzeczywistości :)
Jak napisał Xavier ruch robotniczy praktycznie od początku zajmował się takimi rzeczami jak wolność jednostki i feminizm, dostęp do technologii i decydowanie o nich (nie zajmował się natomiast za bardzo prawami mniejszości seksualnych, a ekologią w ogóle) - trzeba się uczyć historii.
Od siebie dodam że anarchizm rzeczywiście wpisał się w krajobraz kontrkultury w tym sensie że jej część jest anarchistyczna, tylko co to ma do rzeczy? Ty chyba nie za bardzo rozumiesz różnice między kulturą a ustrojem politycznym i ekonomicznym (złośliwie można powiedzieć że to niespecjalnie dziwi u kogoś kto używa takiego nowotworu językowego jak "postrzeczywistość" ;)
Owszem anarchizm też ma rózne poglądy na kulturę a anarchistyczna "kontrkultura" była częścią ruchu robotniczego już w XIX w co najmniej w Hiszpanii, a może także w innych krajach. Nie nazywano tego kontrkulturą tylko np wolnościową kulturą ale sens był podobny
Ogólnie anarchizm jako taki to poglądy ekonomiczne i poglądy polityczne a jako ruch to część sceny politycznej. Chyba że za "scenę polityczną" uzna się wyłącznie działalnosc partii politycznych. wtedy ruch anarchistyczny nie zajmuje się działalnością polityczną tylko społeczną (ale i tak nijak się to ma do tej twojej tezy o kontrkulturze, co więcej to jest rozumienie polityki właśnie z XIX, wiekszość anarchistów już dawno od tego odeszła).
To że trudno dziś mówić o robotnikach to całkowity bezsens, jak chcesz możesz używać słowa pracownicy albo ruch pracowniczy, oczywiście sens tego słowa jest ten sam, przynajmniej dla anarchistów.

Ale ilu z tego ruchu

Ale ilu z tego ruchu robotniczego zajmowało się ekologicznymi sprawami, wyszukiwanie paru rodzynków nie świadczy, że robotnicy się tym przejmowali. Oczywiście, inny był czas, i trudno by nawet wymagać - chciałem tylko uwidocznić, że dziś jest inny czas już, a niektóre rzeczy są już przestarzałe najzwyczajniej.

Samymi ekologicznymi

Samymi ekologicznymi niedużo i tu nie zgadzam się z Xavierem, moim zdaniem ekologia powstała w latach 60 a powrót do natury to co innego niż ekologia. Jeśli chodzi o resztę rzeczy z twojej listy to bardzo dużo się przejmowało i to nie od początku XX w tylko raczej od początku XIX. A to że czasy się zmieniają to jest banał, szkoda tylko że zmieniają się inne rzeczy niż ci sie wydaje :)

Ekologia to jest nauka,

Ekologia to jest nauka, więc może skończmy już z tym błędnym nazewnictwem. To bardzo dużo się przejmowało - robotników się dużo przejmowało? Oj weź.
Ciekawe co się tak zmieniło, czego nie widzę, może nie wiem o czymś?
:)

"ale i tak nijak się to ma do tej twojej tezy o kontrkulturze, co więcej to jest rozumienie polityki właśnie z XIX, wiekszość anarchistów już dawno od tego odeszła"

Kontrkultura jest pojęciem XIX wiecznym? Wow. Rozumienie świata post jest XIX ? Taki Bauman to w takim razie nie ma 90, ale 200 lat z tego wynika.

wtórny analfabetyzm,

wtórny analfabetyzm, inaczej nie da się tego wyjaśnić :) Przeczytaj sobie jeszcze raz (powoli) to zdanie:

Chyba że za "scenę polityczną" uzna się wyłącznie działalnosc partii politycznych. wtedy ruch anarchistyczny nie zajmuje się działalnością polityczną tylko społeczną (ale i tak nijak się to ma do tej twojej tezy o kontrkulturze, co więcej to jest rozumienie polityki właśnie z XIX, wiekszość anarchistów już dawno od tego odeszła)

No wiesz, jakoś

No wiesz, jakoś klarownością tłumaczenia to waść nie błyszczysz.

wow

Wow. Jesteście tak samo złośliwi i głusi na idee Oburzonych jak media prawicowe. Brawo.
Proponuje zacząć od dowiedzenia sie jaka jest rola "postulatów", a potem pisać bzdety.

No jaka jest rola

No jaka jest rola postulatów? I kto z "oburzonych" był zainteresowany, żeby dowiedzieć się, np. jakie są problemy lokatorskie i przyszedł na dyżur organizacji lokatorskiej?

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.