Doktoranci – pracownicy bez zatrudnienia

Edukacja/Prawa dziecka | Gospodarka | Prawa pracownika | Publicystyka | Ubóstwo

Deregularyzacja świata pracy pod szyldem neoliberalizmu dotyka grupy zawodowej dotychczas uprzywilejowanej w kapitalizmie. Jednym z takich przejawów jest zmiana statusu młodych pracowników naukowych – przemiana asystenta w doktoranta, którego status na uczelni wciąż jest nie do końca jasny (ni student, ni pracownik). W kontekście zatrudnienia zmiana ta ma kolosalne skutki – i jako taka wpisuje się w ogólną walkę klasową prowadzoną przez elity finansowe przeciwko ludziom pracy.

Osoba podejmująca studia doktoranckie zostaje zobowiązana do wykowania z jednej strony pracy naukowej poprzez pisanie tekstów, udział w konferencjach, z drugiej pracy dydaktycznej. Obie prace wykonuje nieodpłatnie, czy też opłatą za jego działanie ma być dyplom, pozwalający następnie ubiegać się o niepewne zatrudnienie czy to w Akademii czy na Uniwersytecie. Odbywa więc niejako praktyki. Czteroletnie praktyki, bez składek, chociaż z ubezpieczeniem zdrowotnym, aby dostać dostęp do pewnych prac wymagających formalnego poświadczenia. Tym samym umożliwia to przeniesienie kosztów pracy na samego pracownika – pracodawca nie reprodukuje jego siły roboczej poprzez płace.

Stypendia, które teoretycznie mają stanowić zapłatę za pracę dydaktyczną (ale też chyba naukową) zostają podporządkowane mechanizmowi deregularyzacji. Stanowią raczej premię dla najlepszych pracowników, a nie pensję. I jako takie wpisują się i wzmacniają kapitalistyczną indywidualizację. Indywidualizację, która ułatwia funkcjonowanie systemu zatrudnienia zwracającego się przeciwko tym indywiduom.

Czym jest ideologia indywidualizmu w odniesieniu do rzeczywistości pracy doktorantów? I dlaczego stanowi zagrożenie?

Sposób przyznawania stypendiów doktoranckich – jako premii a nie pensji – stanowi główne źródło indywidualizacji kapitalistycznej na najniższym stopnie zatrudnienia w przedsiębiorstwie zwanym Uniwersytetem. Ma stanowić też lekcję, jak powinno się pracować w nauce.

Na Uniwersytecie w którym jestem doktorantem stypendia doktoranckie przyznawane są od drugiego roku za wyniki. Istnieje specjalna tabela według której przeliczane są punkty: za publikacja, za starze naukowe, za udział w kołach, za prowadzenie darmowych zajęć (płatne już się nie liczą), za konferencje, udzielanie się w samorządzie, wolontariacie i za inne prace wynikającą z toku studiów. Nie ma limitu ogólnej liczby punktów, która gwarantowałaby otrzymanie stypendium. W tamtym roku było 30, w tym 40, w roku następnym – nie wiadomo, ale chyba 40 trzeba będzie jakoś przekroczyć. Zależy od tego ile zdobędą najlepsi, bo tylko najlepsi, garstka z grona zatrudnionych, dostaną stypendium – reszta nie. Nie zasługuje na nagrodę.

System przyznawania stypendiów powoduje, z jednej strony wzrost chorobliwej konkurencji, która często przyjmuje formy nierynkowe, a mafijne. Sprawia to, że wspólnota uczonych nie może zaistnieć. Raczej wspólny los polega na separacji, na antagonistycznym odosobnieniu. Odosobnienie to, w ramach patologicznej konkurencji, sprawia, że warunki pracy polegają pogorszeniu przez samych pracowników. W pogoni za premią pracownicy sami zawyżają wymagania – pozbywając się resztek czasu wolnego, zarywając noce i oszczędzając na jedzeniu aby finansować wystąpienia konferencyjne, które pracodawca pokrywa (o ile pokrywa!) tylko w pewnym stopniu.

Zarówno wobec anonimowego rynku, jak i wobec pracodawcy, pozostajemy w relacji indywidualnej, występujemy jako ten oto praktykant, który musi dowieść swojej wartości. Domaganie się płacy za pracę traktowane jest jako żądanie wręcz nieprzyzwoite. Samą praktykę powinniśmy traktować jako przywilej. No i zawsze możemy ubiegać się o kolejną formę premii, mianowicie o granty. Zdobycie grantu traktowane jest przy tym jako wyraz naszej zaradności, indywidualnych zdolności, wyróżniających z morza innych praktykantów.

Indywidualni, ale tak naprawdę jako atomy bez istotnych właściwości. Indywidualność, która sprowadza wszystkich do jednego mianownika – ilości wyliczalnych punktów. Nie bierze się w ogóle po uwagę materii w jakiej pracuje konkretny doktorant. Problemów podejmowanych. Wyliczalność. I ustalony z góry termin napisania pracy. Nic dziwnego, że powstaje tak wiele nie za dobrych prac. Wliczając w to prace habilitacyjne. Niedomyślane, miejscami niedbałe, unikające trudnych tematów…

Apelując do indywidualnych zasług pracodawca maskuje wyzysk, a premię magicznie przekształca w jedyną formę płacy za pracę. Tym samym rozbija opór klasowy, który mógłby narodzić się z kolektywnego rozpoznania wspólnego losu. Pracownicy stają się nie tylko wrogami innego pracownika, ale i samych siebie. Własnymi strażnikami, własnymi nadzorcami.

Doktorant, jako byt nieokreślony, pozbawiony wielu praw, poddany nieustającej presji, odosobniony wydaje się stanowić obraz idealnego pracownika. Zwiastuje też los, jaki stać się może udziałem szerokiego kręgu ludzi pracy, o ile przyjmą ideologię indywidualizmu, która sprowadza wszystkich do atomów wibrujących w przestrzeni Kapitału. Jeśli uwierzą, że tylko zwycięzca ma prawo przeżyć, że praca to przywilej dla nielicznych, a jeszcze mniejszej ilości osób warto za nią cokolwiek płacić.

Uznanie siebie jako pracownika przez doktoranta czy innych naukowców nie stanowi ujawnienia istoty zajęcia, któremu się oddaje, ale odpowiednie rozeznanie w danym momencie historycznym. Praca i płaca są rzeczywistością w której jesteśmy zanurzeni, co nie oznacza, że skazani na wieczne w niej trwanie. Walka o lepsze warunki zatrudnienia to tylko walka o przetrwanie. Walka konieczna, ale skazana na nieustanny konflikt i nieznośną alienację. Pracownicy naukowi wraz z innymi ludźmi pracy powinni odmówić pracy. Nie oznacza to opowiadania się za bezrobociem, a jedynie, czy też aż, o takie przekształcenie stosunków społecznych, by to co dziś jest pracą, znojem, alienacją, przemieniło się w twórczość. To jest opowiedzenie się za życiem, które przekracza przetrwanie, w ramach którego logiki jesteśmy obecnie zaklęci – i którego nam się cynicznie odmawia. Oto różnica między kapitalizmem socjaldemokracji a neoliberalizmem. Socjaldemokracja odmawia nam cynicznie życia w imię luksusowego przetrwania. Teraz odmawia się nam nawet przetrwania. Kapitał wyzwolony z konieczności reprodukowania siły roboczej. Jest nas tak bardzo dużo. I może to, że jest nas dużo, zrozumiemy w innym znaczeniu niż Kapitał. A wtedy… a wtedy lepiej z nami nie zadzierajcie.

Oskar Szwabowski
Doktorant pedagogiki Uniwersytetu Szczecińskiego

Tekst bardzo dobry bo

Tekst bardzo dobry bo ujawnia mechanizmy, o których wiele osób nie chce nawet słyszeć, choć pewnie podskórnie czują ich wpływ na własny los.
Nie wspomniałeś jednak o ewidentnych patologiach... o tym, że punktacja stypendialna zmieniana jest w nikomu nieznanych okolicznościach w trakcie semestru - klasyczna zmiana reguł podczas trwania gry... o tym, że niektórym liczone są płatne zajęcia a innym nie - nie wiadomo na podstawie jakiego klucza, choć można się go domyślać.
Jeśli sam system jest zły i dodatkowo ma patologie, to... no właśnie, co?

Super praca, ale niepewność zatrudnienia

Dziwna jest także punktacja za publikacje w określonych artykułach. Na przykład jedna osoba dostanie 1 pkt. za publikację w artykule XYZ, a inna, która również publikowała w tym samym czasopiśmie, już punktu nie dostanie.
Kolejna sprawa. Teraz studia doktoranckie traktuje się, jako studia trzeciego stopnia. Obawiam się, że niedługo również doktorzy (podobnie, jak teraz absolwenci studiów drugiego stopnia) będą wyklinać na forach, ze nie mają pracy. Jaki w tym cel - "produkować" tylu doktorów.

P.s. Staże...

Kolaborancie z US!

Tym kluczem jest Kodeks Postępowania Administracyjnego. Art 145 Wznowienie Postępowania.
polecam lekturę KPA :)

Dodajmy - pracownicy z

Dodajmy - pracownicy z naszych podatków.

naszych? podatków?

naszych pośrednich czy naszych bezpośrednich?
naszych płaconych w PL czy naszych na emigracji? bo to te emigracyjne chyba wracają do pl jako fundusze europejskie...

"[...]za

"[...]za starze[...]"

Niechaj zadrży świat przed doktorantami!

Oskar jest dyslektykiem "od

Oskar jest dyslektykiem "od zawsze". Rozumiem że doktorant nie ma prawa? widać ma więcej do powiedzenia niż ty i dlatego jest doktorantem. Ty wiele zaś do powiedzenia nie masz, tylko czepiasz się pierdół. Ale będę cię miał na oku. Każdy najmniejszy twój błąd od dziś będę punktował. Więc trzymaj się na baczności.

Dopsze Panie moderatosze,

Dopsze Panie moderatosze, bendę miał siem na baczność! :)

Myślę, że ludzie aspirujący do miana doktorów powinni reprezentować pewien poziom, również poprawności ortograficznej. A dysortografię można ćwiczeniami likwidować/minimalizować (nie wspomnę już, że np. firefox posiada wbudowany słownik, który podkreśla błędy ortograficzne). Pozdrawiam!

co jest ważniejsze -

co jest ważniejsze - treść, czy poprawność? Mnie wystarczy że treść jest zrozumiała i autor ma coś do powiedzenia. Lubię język polski, takie mam hobby, ale moim zdaniem komentowanie w stylu "on nie może mieć racji, bo mu koszula wystaje" jest właśnie poniżej poziomu.

Zgadzam się po części z

Zgadzam się po części z artykułem. Sam jestem doktorantem na jednej z politechnik. Jednak system stypendialny i granatowy nie jest zły. Fakt, doktorant nie dostaje pensji, ale przy pewnej liczbie publikacji może z grantów i stypendiów wyciągnąć na prawdę niezłą sumę. Inną kwestią jest jednak sposób finansowania uczelni. Obecnie wszystkie stypendia i granty są finansowane ze środków państwowych. Naukowcy wydają pieniądze na prawo i lewo. Nie jest tajemnicą, że często grube miliony są topione w nietrafiony sprzęt. Często sprzęt dubluje się na jednej uczelni. Sytuacja diametralnie zmieniła by się, gdyby uczelnie były prywatne, a badania naukowe finansowane przez zainteresowane firmy, a nie państwo. Miałem okazję przebywać w różnych europejskich ośrodkach badawczych, obecnie jestem w Grecji. Taka jest prawda, że najlepsze wyniki naukowe mają instytucje prywatne, wspierane przez przemysł, które są niezależne od państwa.
W polskim szkolnictwie wyższym funkcjonuje bardzo dziwny układ feudalny. Profesor, potem grono doktorów, doktorantów i dyplomantów. Każda grupa wykorzystuje niższą przy pisaniu artykułów, pomiarach i analizie. W ośrodkach zagranicznych, głownie prywatnych każdy jest równorzędnym partnerem. Pozycję zdobywa się swoim działaniem, wynikami a nie zdobytym tytułem.

Doktorant - podstawy prawne

Witam serdecznie,

Rzeczywiście doktorant w Polsce to "ni pies ni wydra". Ustawa o Szkolnictwie Wyższym z dnia 27 lipca 2005 (ze zm.) określa że doktorant to uczestnik studiów doktoranckich (art 2 pkt 21), oraz iz jego obowiązkiem jest realizowanie programu studiów doktoranckich oraz prowadzenie badań naukowych (art 197 pkt 2). I tak;
- realizowanie programu studiów - to cały proces dydaktyczny (uczenie się i nauczanie). Uczestniczenie w zajęciach kwalifikuje doktoranta do grupy "studentów', natomiast nauczanie - juz do kadry pracowniczej.
- prowadzenie badań naukowych - tu teoretycznie doktorant staje się pracownikiem.

Sam fakt, że doktorantom przysługuje urlop (Ustawa określiła 8 tyg, w terminie wolnym od zajęć dydaktycznych dla studentów), oraz urlop macierzyński - kwalifikuje tę grupę do kadry pracowniczej. I to chyba najlepsza podstawa, aby "wywalczyć" dla siebie na uczelni kilka przywilejów, które ma kadra naukowa.

W kwestii stypendiów:
Gdzie jest zapis, że stypendium doktoranckie mogą dostać tylko wybrańcy? Art 200 Ustawy o Szkolnictwie Wyższym mówi jedynie, że "Uczestnik stacjonarnych studiów doktoranckich może otrzymywać stypendium doktoranckie" (warunkiem jest złożenie wniosku - tj KAŻDY wnioskujący MA PRAWO do stypendium doktoranckiego. I otrzymać je MUSI). Należy pamiętać jednak o 2 ważnych kwestiach:
1. NIE MOŻNA podejmować pracy na pełen etat (ale już 9/10 etatu jest dopuszczalne), oraz
2. PODJĘCIE PRACY w niepełnym wymiarze pracy MUSI byc zgłaszane. Brak informacji może wiazać się z skreśleniem z listy uczestników studiów doktoranckich.

Stypendia naukowe - rzeczywiście obłożone są warunkami - i nie ma bata. Trzeba spełnić warunki określone przez senat, aby je otrzymać.

Suma summarum - doktoranci mają więcej praw niż się mówi. Polecam lekturę Ustawy :)

No z tym urlopem to różnie

No z tym urlopem to różnie bywa. Często jest tak, że nie można wziąć zbyt długiego wolnego, bo ominą cię konferencję bądź nie napiszesz artykułów. A niestety w Polsce jest tak, że wszelkie stypendia są przyznawane głównie na podstawie punktów za artykuły. Masz ich mniej, to nie masz pieniędzy. Jest to chory system, bo jesteś rozliczany tylko z pisania a nie z faktycznych efektów. Niestety u nas współpraca z przemysłem kuleje toteż nikt nie ma interesu wykonywać użytecznych badań. Ludzie zagłębiają się w czysto teoretyczne prace i z tego są rozliczani.
Niestety nie jest tak, że każdy musi otrzymać stypendium doktoranckie. Często barierą jest nieotwarcie przewodu, co na I roku jest bardzo rzadkie. Przydział stypendiów regulują za każdym razem regulaminy uczelni.

Oczywiście - trzeba

Oczywiście - trzeba wiedzieć, kiedy wziąć urlop, tak aby ciekawe konferencje i sympozja nie uciekły gdzieś po drodze. Zdarza się, że kierownik naukowy nie wyrazi zgody - ale tak samo jest w "normalnym" życiu zawodowym. Raz szef sie zgodzi na urlop, raz nie.

Co do stypendium doktoranckiego - każdy, kto złoży wniosek ma do niego prawo. Nadal polecam lekturę Ustawy o Szkolnictwie Wyższym + stronę www.nsa.gov.pl (baza orzeczeń + słowo kluczowe studia doktoranckie).

Narzucanie terminów do kiedy przewód doktorski należy wszcząć jest również niezgodne z Ustawą. Polecam lekturę Ustawy o Szkolnictwie Wyższym, zwłaszcza rozdział 2 (organy uczelni) + art 66 pkt 2.

Dla ciekawostki dodam, że w postępowaniu administracyjnym Ustawa o Szkolnictwie Wyższym jest prawem nadrzędnym.

Prawda jest taka,

Prawda jest taka, przynajmniej na mojej uczelni, że przewód się otwiera kiedy profesor o tym zadecyduje. Podobnie z pisaniem grantów etc. Na wyniki pracuje cała grupa pod okiem profesora i to on dzieli wynikami. On decyduje co kto i kiedy pisze, żeby nie powstawały dwa artykuły bądź dwa wnioski o grant. Niestety doktorant nie ma za wiele do powiedzenia. Sprzeciwianie się promotorowi to automatyczne pozbawienie się możliwości współudziału współudziału w nowych grantach (a zatem brak pieniążków) no i wykreślenie ze współautorstwa publikacji. Samemu się na uczelni technicznej za dużo nie napisze, bo nie robi się samemu wszystkich pomiarów.

@ Doktorant - podstawy prawne

problem z tym prawem taki, że doktorant MOŻE otrzymać stypendium, ale NIE MUSI, bo nigdzie nie jest napisane, że musi. Nigdzie też podobno nie jest napisane skąd środki na stypendia (ok. 1050zł) miałyby pochodzić (ustawodawca nie wskazał źródeł finansowania).

Dobrze jeśli działa zasada: zmuszamy cię do pracy dydaktycznej, to dostajesz stypendium. Gorzej, że na niektórych uczelniach doktoranci czasami wykonują pracę bez wynagrodzenia (zdobywają zabawne doświadczenie?).

Nie wiem o jakich kwotach myślimy, kiedy mówimy o stypendiach za wyniki, UG: 285 zł

Z pewnością dyscyplina w jakiej się działa ma wpływ na to, co postrzegamy za najbardziej doskwierające. Raczej nie będzie tak, że jedna formuła organizacyjna zaspokoi uniwersytety i politechniki (uniwersytety techniczne).

Przykładowy postulat, że wszystko co finansowane z publicznych pieniędzy powinno być publikowane na otwartych licencjach uznawane jest w dziedzinach, gdzie coś się odkrywa by patentować, za atak na doktorantów, którzy do tej pory liczyli, że może z kasą kiepsko, ale jak im się taka sztuka uda, to wtedy założą firmę i zostaną z tymi prawami sami, bo uczelni nic było do tego, co oni tam sobie w laboratoriach...

Pozdrawiam

Brak zapisu, lub

Brak zapisu, lub niedokładny zapis w Ustawie nie jest problemem. Wręcz przeciwnie. Niejasny zapis zawsze jest rozpatrywany na korzyść doktoranta. Polecam lekturę orzecznictwa NSA. Jedyny problem dla doktorantów to negatywne myślenie, czyli "że doktorant MOŻE otrzymać stypendium, ale NIE MUSI, bo nigdzie nie jest napisane, że musi".
Z takim negatywnym myśleniem nikt nie zajedzie daleko :)

Źródła finansowania uczelni - to znów Ustawa Prawo o Szkolnictwie Wyższym - Rozdział 4, art 90-95. Do poczytania :)

Stypendia doktoranckie to w wolnym tłumaczeniu wynagrodzenie dla doktoranta (za obowiązkowa pracę dydaktyczną), stypendia naukowe mają mobilizować do szerszej i aktywnej działalności naukowej (konferencje, staże, granty itp).

Kwoty stypendiów doktoranckich i naukowych - to rzeczywiście kwestia uczelni. Tu na wysokość ma wpływ jedynie wysokość dofinansowania ministerialnego.

Rozumiem bolączki doktorantów - w naszej Polsce jest nadal wiele do zmienienia. W każdej dziedzinie życia. Musicie uzbroić się w cierpliwość. Życzę dużo optymizmu!

Administracyjna

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.