Polska: Co trzeci pracownik bez stałej umowy o pracę

Kraj | Gospodarka | Prawa pracownika

Bez stałej umowy w ubiegłym roku pracowało ponad 27 proc. Polaków. To najwięcej w Europie - informuje "Metro". Dane pochodzą z raportu "Praca Polska 2010", który na zlecenie NSZZ "Solidarność" przygotowała firma doradcza S. Partner.

Gazeta przytacza przykład 30-latki pracującej na infolinii znanej i szanowanej, dużej polskiej firmy. Powiedziała ona, że co trzy miesiące podpisuje nową umowę z agencją pracy, która współpracuje z pracodawcą. Zatrudniana jest na trzy czwarte etatu (tysiąc złotych na rękę), resztę godzin wypracowuje, gdy jest potrzeba.

"Nie mogę wziąć kredytu ani nawet telefonu komórkowego na abonament, bo nie jestem wiarygodną klientką. Mogę być zwolniona z dnia na dzień. Żyję bez poczucia bezpieczeństwa" - powiedziała dziennikarce "Metra".

Jeszcze niedawno ten niechlubny rekord należał do Hiszpanii - 35 proc. osób bez stałej umowy, jednak obecnie jest ich już tam 26 proc. Na Litwie czasowe umowy ma 3 proc. zatrudnionych, w Czechach i na Węgrzech - 9 proc. Ogółem na czas określony w całej Unii pracuje ok. 14 proc. osób.

Polska - zielony raj na

Polska - zielony raj na ziemi... (zielony chyba ze złości)

To dlatego że w stałej

To dlatego że w stałej umowie o pracę rząd sztywno określa warunki zwolnienia pracownika. Gdyby rząd nie ustalał warunków zwolnienia pracownika więcej osób by pracowało na normalną umowę o pracę. Rząd niech się trzyma z daleka od ustalania warunków pracy!

Coś mamy najazd libertarian

Coś mamy najazd libertarian widzę. Moim zdaniem przede wszystkim należałoby "zwolnić" wszystkich kapitalistów. Na cholerę pracownicy mają utrzymywać darmozjadów.

Ale wracając do tematu: skoro rząd ma się odpierdolić, a kapitalizm nadal istnieje i tutaj panem i władcą na rynku pracy jest kapitalista (poza nielicznymi poszukiwanymi zawodami), to jak takie umowy mają być chronione przed złamaniem? Przecież w szarej strefie, gdzie przecież panuje libertariańska zasada umowy między pracownikiem a kapitalistą, dochodzi do sytuacji gdzie notorycznie łamane są te "wolne" umowy przez kapitalistę. Ciągle zgłaszają się ludzie, którzy zostali oszukani przez wyzyskiwaczy. Bo niby czemu kapitalista ma dochowywać umowy? Bo mu honor nakazuje? :-D

Jak zwykle odrealnione pomysły libertariańskie rządzą w internecie rozpowszechniane albo przez drobnych wyzyskiwaczy albo nastolatków, których utrzymują rodzice.

Co do zwolnienia

Co do zwolnienia kapitalistów to przecież pracownicy mogą się dogadać i sami założyć swoją firmę gdzie ich nikt wyzyskiwał nie będzie. Czemu tego nie robią???
W sytuacji wolnego rynku bezrobocia by nie było więc pracownik poszedł by pracować gdzie indziej i pracodawca musiałby zapewnić odpowiednie warunki pracy by miał kto u niego pracować. Bezrobocie jest skutkiem interwencji państwa w gospodarkę. To państwo jest źródłem bezrobocia.
Jak zwykle krytykę libertarianizmu prowadzą osoby co chcą żyć na koszt innych.

Pracownicy zakładają

Pracownicy zakładają spółdzielnie. Problem w tym, że w kapitalizmie nie wygrywa ten który gra uczciwie, ale ten który produkuje jak najtaniej, czyli potrafi wycisnąć wszystko z pracowników, płacąc im jak najmniej, a klientom wcisnąć opakowane ładnie gówno, byle się sprzedało.

Dlatego uczciwie działające spółdzielnie nie mają w obecnym systemie szans w konkurencji z bezwzględnymi dorobkiewiczami. Musieliby także sobie obniżać stawki zgodnie z dyktatem bardziej bezwzględnych konkurentów. Rynek to dżungla. W dżungli też panuje "wolność" zjadania słabszych przez silnych, tyle że to nie jest środowisko przyjazne dla mnie, jak i zapewne dla większości ludzi.

Bezrobocie jest nieodłączną częścią systemu kapitalistycznego. Zresztą sama idea bezrobocia jest ideologiczna. Mnie nie chodzi o likwidację bezrobocia, bo to jest absurd. Mnie chodzi o to, żeby jeśli nie ma potrzeby więcej pracować, ludzie nie musieli pracować w ogóle. Np. w sytuacji gdzie większość/wiele zadań mogą wykonywać maszyny idea bezrobocia jest idiotyczna. Opieranie systemu dystrybucji bogactwa na ilości pracy to przestarzały i nieodpowiadający obecnym warunkom system gospodarowania. Dlatego liberalizm klasyczny to po prostu stara i zużyta teoria, tak odpowiadająca rzeczywistości, jak idee powiedzmy fizjokratów.

Podsumowując: na rynku wygrywają silniejsi, bardziej bezwzględni itd. Eliminują na drodze konkurencji, asymetrii w dostępnie do informacji i/lub przemocy słabszych graczy i sami zajmują ich nisze stając się tym samym jeszcze silniejsi. W ten sposób następuje koncentracja kapitału. Czy będzie państwo czy go nie będzie skończy się tym samym: władzą silniejszych nad słabszymi. To nie jest to o co chodzi anarchistom, choć wiem że prawicy, w tym libertarianom, hierarchia nie przeszkadza.

Dobra a coś poza wyuczonymi

Dobra a coś poza wyuczonymi sloganami potrafisz napisać ?

Twierdzisz, że na idealnie "wolnym rynku" (zakładając, że coś takiego w ogóle może istnieć) nie byłoby bezrobocia. Powiedz, w jaki sposób ? Jak ten mechanizm działa - co ręka Boga, oj sorry, niewidzialna ręka wolnego rynku, to sprawi, że kapitalistom przestanie się opłacać posiadania "rezerwowej siły roboczej" chociażby po to aby zmniejszyć siłę przetargową klasy robotniczej ? (im większe bezrobocie, tym słabsza pozycja pracownika, a im słabsza pozycja pracownika, tym bardziej zlękniony, wystraszony, obawiający się zwolnienia pod pryzmatem przymusu ekonomicznego, tym chętniej godzący się na zwiększenie wymiaru wyzysku)

No bo jakby to miało działać ? Czy raptem zniknie przymus ekonomiczny i robotnicy będą mogli swobodnie wybierać sobie pracodawców walczących o nich, czy może nadal będą musieli iść i godzić się na najgorsze warunki by móc przeżyć ? Raptem zniknie konieczność zwiększania wartości dodatkowej (wyzysku), znikną kryzysy ekonomiczne ?

I co rozumiesz poprzez życie na koszt innych ? Kapitalista żyjący na koszt pracowników Ci nie przeszkadza, ale przeszkadzają Tobie beneficjenci systemu socjalnego, których sytuacja jest efektem systemu kapitalistycznego ? Tak mam to rozumieć ?

"Wszelkie państwo to sojusz bogatych przeciwko biednym, sojusz posiadających władzę przeciwko tym, którymi rządzą"
http://drabina.wordpress.com

Gdzieś czytałem ze na

Gdzieś czytałem ze na idealnie wolnym rynku orgazm trwa 2 minuty, bo nie ma państwowych regulacji dotyczących jego długości.

dobre ;)

dobre ;)

Co tam śmieciowe umowy,

Co tam śmieciowe umowy, zagrożeniem jest ONR.

Śmiem twierdzić, że

Śmiem twierdzić, że Polska to największy obóz pracy w Europie...

ta

Mnie ciekawi tylko to ile jeszcze naród (wybrany) polski wytrzyma? Ale jest nadzieja że już niedługo coś pęknie bo Balcerowicz gadał że Polacy na ulicę nie wyjdą a jak wiadomo on się zawsze myli :)

...

Pewnie że nie wyjdą !!
Mało tego oni powtórnie wybiorą układ który im takie gówno serwuje
Rząd nie miesza w kodeksie pracy , rząd go zmienia na życzenie.
Rząd jako taki właściwie nie istnieje
Oni z własnej inicjatywy zajmują się wyłącznie sprawami "obyczajowymi" i "społecznymi"
czyli krzyże (czy mają być 2 metry od bloku czy może 22 :D), geje , parady etc , prawo karne .
Natomiast w kwestiach gospodarczych ,ekonomicznych (jak zwał tak zwał), kodeksu pracy
to wiesz robią to czego chcą ich "finansiści" i inne menty
Myślę że tak to teraz wygląda

XaViER: "Dlatego uczciwie

XaViER:
"Dlatego uczciwie działające spółdzielnie nie mają w obecnym systemie szans w konkurencji z bezwzględnymi dorobkiewiczami."

BINGOŁ! Dlatego właśnie, spółdzielnie mają dążyć do niezależności/samodzielności* ekonomicznej
a nie kurwa konkurować z kapitalistami.

Wydaje się Mnie to oczywiste, że nie ma opcji aby spółdzielnie miały jakiekolwiek szanse w konkurencji z korporacjami w produkcji pralek czy telewizorów czy mieszkań, być może mogą być konkurentami w kategorii jakości, świeżości i bezpośredniości w dotarciu do klientów?

Idealna kooperatywa/spółdzielnia/społeczność zrzeszona w ekonomicznej wspólnocie zaopatruje swoich
ludzi w żywność, energię inne życiowe niezbędności, a w dalszej perspektywie organizuje się w dostarczaniu usług medycznych, edukacyjnych, mieszkaniowych.

Hipotetyczna osada Anarchowice Małe, 200 mieszańców, jakieś ziomki z komputera, co zrobiły zrzutę na kilka budynków po PGR:
Mieszkańcy produkują żywność konsumowaną wspólnie, nadprodukcja jest sprzedawana mieszczańskim
kooperatywom spożywców. podobnie dzieje się z jakimiś drewnianymi fajkami wydłubanymi w zimowe wieczory. Cześć pracuje przez komputer. Każdy ma gdzie spać, co jeść, internet, zioła, bimber i bezcenny klimat wsi. W przypadku gdy bunt przeciwko koncernom farmaceutycznym skutkuje zwiekszeniem liczby mieszkańców i drastycznym spadkiem średniej wieku, wspólnota inwestuje w przeszkolenie medyczne swoich ludzi. Następnie ktoś musi dzieciom pokazywać
literki w różnych wydaniach Bakunina, potem procenty itp.
W miedzyczasie nikt z kilkuset osób zamieszkujących okolicę, nie pracuje więcej niż porzebuje. Osada uprawia żepak na paliwo, dzięki uprawie konopi
(niech będzie że) przemysłowej zaczyna budować domy konopne, eletrownie wiarową lub dieslową na rzepak.

to co, pomożecie?

To wszystko ładnie wygląda

To wszystko ładnie wygląda na papierze, ale w praktyce, żeby to zrealizować będziesz stał przed podstawową barierą: dostęp do kapitału na rozwinięcie tego wszystkiego i know-how. Na obu łapę trzymają korporacje i banki. Problemem kapitalizmu jest to, że jest wszechogarniającym systemem gospodarczym. Nie sądzę aby dało się zbudować coś obok niego z powyższych względów. Po prostu wszystko co byśmy byli w stanie zrobić sami byłoby prawdopodobnie za małe aby było samowystarczalne i stabilne gospodarczo. Po drugie gdyby jakimś cudem udałoby ci się coś naprawdę dużego stworzyć korporacje cię zaatakują np. za pomocą państwa (bo nie zapłaciłeś czegoś tam, nie masz jakiejś normy itd)

Moim zdaniem bez ataku na wielki kapitał i państwo się nie obejdzie.

Myślę, że nie jeden

Myślę, że nie jeden ,,kapitalista" by się do tego dołożył aby pokazać jak szybko stanie się to wylęgarnią chorób, patologii, analfabetyzmu, zacietrzewienia, monogamii etc.

:-) takie próby były

:-) takie próby były podejmowane, np. izraelskie kibuce i nie słyszałem o niczym podobnym, żeby do takich rzeczy tam dochodziło. Wręcz przeciwnie, panował tam nawet zbyt duży porządek jak na mój gust :-D.

Natomiast ciekawe co taki prawicowiec jak ty ma do monogamii :-).

To ciekawe co piszecie, bo

To ciekawe co piszecie, bo życie uczy, że większość pracowników (w niektórych sektorach) jeśli tylko może to wybiera pracę na czarno!

Szczególnie tzw. pracownicy budowlani gdzie nawet jeśli im się proponuje full leigt zatrudnienie z ubezpieczeniem to po prostu wolą dostać pieniążki do ręki a nie płacić 50% na rozpasanych biurokratów i jeszcze jakieś śmieszne ,,składki", które w rzeczywistości są ordynarnym podatkiem celowym przeznaczanym na bieżące ekscesy polityków.

Ale oni nie płacą na

Ale oni nie płacą na "biurokratów", ale na ubezpieczenie społeczne, zdrowotne i emeryturę. Jeśli pracują na czarno, to nie będą tego wszystkiego mieli. Praktyka bowiem wygląda tak, że kapitaliści nie dają do ręki w praktyce tyle ile płacą na składki. Pracownik dostaje najczęściej więc de facto mniejszą pensję i nie będzie mógł ubezpieczyć się prywatnie z tego nawet gdyby chciał, bo mu nie starczy na życie. A potem będzie płacz. Tego uczy właśnie życie i każdy kto zajmuje się sprawami pracowniczymi może to potwierdzić. Mamy w ZSP budowlańców to mogą ci to tutaj wytłumaczyć "jak to jest w życiu".

Nie wspomnę już ile

Nie wspomnę już ile mieliśmy zgłoszeń od budowlańców na temat niezapłaconej kasy za robotę. Jeśli mieli umowę można było zastanowić się jak o to powalczyć w sądzie, ale jak nie mieli umowy to po sprawie. Tak wygląda ten szrostrefowy raj.

Być może cenią wolność?

Być może cenią wolność?

Czyli albo są głupi ale

Czyli albo są głupi ale nie ufają (i słusznie) ,,darmowej opiece zdrowotnej" i "godnej emeryturze zapewnianej przez państwo".

W Nowej Zelandii nie mają państwowego systemu ubezpieczeń, w Szwajcarii też nie.

Nie mówiąc o Singapurze, który z wysepki najeżonej śmierdzącymi wioskami rybackimi przemienił się w Perłę Kapitalizmu, gdzie podatki są śladowe a wzrost gospodarczy kilkunastokrotnie większy niż w socjalistycznej EU.

Nie tyle nie ufają, co ich

Nie tyle nie ufają, co ich nie stać, żeby to opłacić. Sam pracowałem w szarej strefie i nie miałem kasy na to żeby sobie zapewnić z tego co mi zostawiał kapitalista leczenia o emeryturze nie wspominając. Myślę że wyjątkiem specjalnym nie jestem.

No i widzę, że się

No i widzę, że się zgadzamy w 100%.

ich nie stać, żeby to opłacić.

TAK nie stać ich aby pracować legalnie i opłacać podatki!

Dla tego pracują w trybie, który jest normalny czytaj PRACUJESZ = DOSTAJESZ 100% WYNAGRODZENIA

A to czy przepijesz, ,,przedupczysz" czy może 20% odłożysz etc. to tylko TWOJA sprawa

Nie, nie zgadzamy się i

Nie, nie zgadzamy się i przeczytaj jeszcze raz to co napisałem, tym razem wkładając w to trochę więcej wysiłku intelektualnego. Nie chce mi się już gadać z kimś, kto nawet nie czyta na co odpisuje. To jest jałowa dyskusja i do niczego nie prowadzi. Szkoda mojego i twojego czasu.

nie dostają 100%

nie dostają 100% wynagrodzenia, bo szef musi mieć zysk

A ja mam pytanie, bo tu

A ja mam pytanie, bo tu bardzo ciekawa dyskusja.
Czy nie uważacie, że brak konkurencyjności z innymi w takiej spółdzielni, będzie oznaczał brak motywacji, stymulacji (czy tam bodźca)do tego aby dbać o jakość produktu czy usługi? W PRL było tak, że się byle jak produkowało. To mnie tu najbardziej interesuje jako anarchoentuzjastę. To mnie wręcz męczy.
Z góry dziękuję za odpowiedź.

Powiem tak: konkurencja

Powiem tak: konkurencja może istnieć na innym poziomie niż obecnie. Konkurować nie trzeba wyłącznie o zysk, ale np. prestiż, uznanie, czy po prostu poczucie bycia lepszym w czymś itd.

Co do PRL to sprawa ma związek nie tyle z brakiem moim zdaniem konkurencyjności, co brakiem motywacji w ogóle. Jeśli pracownik nie czuł się w swoim zakładzie "u siebie", bo wszystkie decyzje podejmowała "góra" - dyrektor, kierownik, szef zakładowej partii, to po co miał się wysilać, skoro docenienie jego wysiłku zależało od układów we władzach? To jest problem wszystkich hierarchicznych struktur, to jest także problem korporacji w kapitalizmie. Przecież tam też ciągłe jest narzekanie, że szefostwo ucina innowacyjność pracowników, np. czytałem ostatnio tekst o tym jak w Microsofcie szefostwo opóźniało wprowadzanie innowacji i jak biurokracja korporacyjna niszczyła motywację itd.

Ale warto też przypomnieć, że PRL to nie była jakaś wyłącznie czarna dziura w której nikomu się robić nie chciało. Pracownicy, zwłaszcza zaraz po wojnie, gdy mieli więcej luzu, wręcz rzucili się do odbudowy kraju. Przecież Warszawa leżała cała w gruzach. Jeśli nikomu nie chciało się robić, jak to teraz jest przedstawiane, to kto ją odbudował? Krasnoludki? Tak samo z niektórymi innymi rzeczami, np. meble. Niektorzy do dziś używają mebli z lat 70 i one się nie sypią tak jak teraz meble wyprodukowane w "raju kapitalistycznym", które potrafią się sypać rok, czy dwa po zakupie. To samo np. ze sprzętem AGD. Rozmawiałem z kolesiem który od lat zajmuje się naprawą tego i mówi, że produkuje się coraz gorszy szmelc, który psuje sie zaraz po upłynięciu terminu gwarancji, a często jest tak skonstruowany, że nie da się go naprawić w ogóle, albo naprawa jest droższa niż nowy sprzęt. Czy to nie jest marnowanie cennych zasobów?

Jak widzisz sprawa jest bardziej skomplikowana niż się wydaje.

Warszawę odbudowywano z wielkim entuzjazmem.

Warszawę odbudowywano z wielkim entuzjazmem. Dziadek mi opowiadał że robili to za miskę zupy a często i bez niej. Po prostu taka była potrzeba chwili. Budowano bo tysiące ludzi nie miało gdzie mieszkać, pracować uczyć się. Mój dziadek pochodził z praskiej strony i jego dom stał nienaruszony mimo to chodził codziennie pracować na gruzach. cóż nie wszystko robi się dla pieniędzy.

A teraz domy które oni

A teraz domy które oni odbudowali są oddawane rzekomym "spadkobiercom" za symboliczną opłatą. A ci, którzy odbudowali te domy (np. na Nowym Świecie) są wyrzucani przez tych "spadkobierców" na bruk.

Pytanie za 100 punktów: jak można odziedziczyć coś czego nie ma (zburzony dom?) i dostać inny dom, tylko dlatego że stoi w tym samym miejscu i tak samo wygląda?

Odpowiedź znajdziesz tu:

https://cia.media.pl/reprywatyzacja_po_warszawsku

Zacznijmy od tego, że mam w

Zacznijmy od tego, że mam w ogóle wątpliwości odnośnie czy "konkurencja" stanowi jakikolwiek realny bodziec do produkcji, działania, etc. Oczywiście w gospodarce kapitalistycznej tak się może wydawać: przedsiębiorstwa rywalizują bo od tego zależy ich przetrwanie i takie są zasady funkcjonowania gos. kapitalistycznej (nie wchodząc specjalnie w szczegóły, warto zaznaczyć, że przynajmniej jest tak teoretycznie, bo w praktyce oligopole, kartele, etc. są zjawiskiem powszechnym).

Wynika to z prostego faktu: ich celem jest zysk. Jej celem nie jest zaspokojenie potrzeb społecznych. Czasem może się zdarzyć, że idzie to w parze, ale najczęściej tak nie jest, jeżeli nawet to kuluje zazwyczaj system redystrybucji.

Gospodarka komunistyczna (która jak dla mnie musi być celem anarchizmu) nie jest nastawiona na zysk. Jest nastawiona na spełnienie wszystkich potrzeb społecznych - celem jest powszechny dobrobyt poprzez dystrybucję na zasadzie "każdemu wg potrzeb" (a wątpię by przy obecnym rozwoju technologicznym, czy nawet dzisiejszym poziomie produkcji było to nierealne). Tu pojawia się pierwszy bodziec do pracy: skoro wiesz, że swoją pracą nie bogacisz pasożyta żerującego na Tobie (kapitalisty) a od Twojej pracy zależy zaspokojenie Twoich i wszystkich innych potrzeb, powoduje to, że masz ochotę pracować wytrwale ;-) (zwłaszcza, że kolejnym celem komunizmu jest maksymalne skrócenie czasu pracy :p). Drugim bodźcem jest to o czym pisał Xavier: wiedząc o tym, że posiadasz realny wpływ na podejmowanie decyzji w zakładzie pracy, wiedząc o tym, że możesz się wykazać inwencją i kreatywnością (w przeciwieństwie do kapitalistycznego modelu pracy, gdzie wszystko idzie z "góry") pracuje Ci się lepiej. W tym wypadku to solidaryzm, współpraca, "pomoc wzajemna" i indywidualne cechy jednostek stanowią o rozwoju, postępie czy wzroście produkcji.

W PRL byle jak się produkowało nie ze względu na brak konkurencji: wręcz przeciwnie, konkurencja, wyścig szczurów pomiędzy pracownikami i zakładami pracy były jak najbardziej promowane przez państwo. Lecz problemem PRL było nade wszystko to, że zbudowano tam kapitalizm państwowy: czyli w zasadzie kapitalistyczne stosunki pracy pozostały bez większych zmian (praca najemna, konieczność wypracowywania wartości dodatkowej - czyli wyzysk, akordowy charakter pracy, centralizacja zakładów pracy) z jedną różnicą, że rolę setek mniejszych bądź większych kapitalistów przyjęło państwo, stając się jedynym kapitalistą, centralizując do bólu gospodarkę przez co w pewnym okresie czasu stała się ona skrajnie niewydajna. Tak samo wyglądało to w zakładzie pacy: hierarchiczne i despotyczne struktury, gdzie wasal państwa (dyrektor) miał władzę absolutną naturalnie podcinało skrzydła i "demotywowało" pracowników.

Największym grzechem PRL było to, że dwa razy spacyfikował realne, rewolucyjne szanse na budowę oddolnego socjalizmu: (1)wraz z nacjonalizacją przemysłu i (2) wraz z pacyfikowaniem "polskiego października".

Trzeba wiedzieć o tym, że od 1944 roku robotnicy samodzielnie, spontanicznie, rozpoczynali produkcję w opuszczonych zakładach pracy w oparciu o samorządność, współpracę, solidaryzm, etc. Spontanicznie wszędzie powstawały Rady Robotnicze i akt o nacjonalizacji przemysłu odebrali (słusznie) jako zwykłą grabież i budowę kapitalizmu państwowego (Jane Hardy w swojej nowej książce poświęconej "polskiemu kapitalizmowi" przytacza właśnie wywiad socjolożki Hanny Swich, która w latach badała to zjawisko). Najbardziej dobitnym przykładem wyzwolonej energii z wiary, że może w Polsce zbuduje się coś sensownego była właśnie ochocza odbudowa Warszawy, o cyzm pisał Xavier.

Drugim momentem była odwilż gomułkowska, podczas której spontanicznie zaczęły powstawać niezależne rady robotnicze. O tym jaki wyzwoliło to entuzjazm na budowę socjalizmu mogą być np. wspomnienia L. Goździka (jednego z przywódców robotniczych w zakładach FSO).

"Wszelkie państwo to sojusz bogatych przeciwko biednym, sojusz posiadających władzę przeciwko tym, którymi rządzą"
http://drabina.wordpress.com

"(1)wraz z nacjonalizacją

"(1)wraz z nacjonalizacją przemysłu i (2) wraz z pacyfikowaniem "polskiego października."

...i 13 grudnia 1980 gdy czołgami rozjechał pierwszą Solidarność

na marginesie: rekord

na marginesie: rekord przestal nalezec do hiszpanii bo kryzys naprawde dal im popalic i ludzie bez stalej umowy zostali po prostu zwolnieni

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.