VOBRO: Fabryka Śmierci

16 kwietnia 2008 r. w wyniku ciężkich obrażeń doznanych po tym, gdy wpadł do maszyny w fabryce słodyczy "Vobro” w Brodnicy zmarł Krzysztof Pruszewicz.

Rodzina Krzystofa domaga się sprawiedliwości. Przedstawiamy raport o tragedii.

Protest w Brodnicy przeciwko tuszowaniu śmierci młodego robotnika

Właściciel Vobro korzysta z ochrony wiceministra spraw wewnętrznych i policji?

Szef Vobro mówi w Radiu Maryja o bezpiecznej produkcji

Barbarzyński wyzysk przyczyną wypadku w Vobro

11 września jest sprawa w

11 września jest sprawa w Sądzie na ten temat ( chyba Toruń, ale jeszcze potwierdzę), a właściwie na decyzję prokuratora, który już umorzył śledztwo. Jest pomysł aby tego dnia nagłośnić temat i zrobić pikiety tak pod sądem, jak i pod fabryką gorzkiej śmierci. Wzywam wszystkich do wsparcia! Nie pozwólmy winnym uniknąć kary i zamieść sprawę pod dywan. Nie każdego można kupić!!! Dalsze informacje niebawem.

11-09-2008r.odnośnie sprawy.

Moim zdaniem bardzo ważną sprawą jest złożenie wniosku w tym dniu w Sądzie o przeniesienie rozprawy do \sądu w inne województwo. Bo powszechnie wiadomo że w tak małym mieście żądzą elity miejskie, które się wzajemnie wspierają. Ponadto dobrze by było upewnic się w kodeksie pracy jakie zawody są dopuszczane do pracy w systemie 12-godzinnym i zwrócic uwagę - bo może byc dopuszczenie chwilowe ale nie ciągłe. A na marginesie proszę nie dawac wiary tak bez końca adwokatom.

Uważam, że także można

Uważam, że także można apelować do konsumentów w tej sprawie.

Dobry pomysł.

No można zrobić akcje u siebie, bo słodycze tej chamskiej firmy znajdziecie w każdym sklepie spożywczym. To do roboty!

ten zakład to

ten zakład to AUSCHWITZ!!!!!!!!

Ten zakład to niestety

Ten zakład to niestety "standard" - czujniki zakryte szmatami, stare maszyny, 12 godzinny czas pracy, stare maszyny, i brygadzista, mistrz czy ktokolwiek -zawsze sie ktoś znajdzie - kto lubi się dopier*** gdzie wszystko trzyma się na taśmach klejących - zatrudnij się na miesiąc na produkcji fabryce - będziesz głośniej krzyczał na demonstracjach.

w tych standardach ludzie

w tych standardach ludzie lugają po 12gogz nawet nie mając czasu się w....ć zaniedbując rodziny i domy ajak się cos stanie i tak zawsze wyjdą na swoje grunt to aby szła kasa ale do czyjej kieszeni? to w polsce to nadal norma i barbarzyństwo brzydze się takimi zakładami nazwijmy to "pracy"

ludzie tam pracujący sami

ludzie tam pracujący sami sobie są winni boją się odezwać a oni tam z nimi robią co chcą.

A jak dostaniesz wpierdol od

A jak dostaniesz wpierdol od bandy dresow to tez jestes sam sobie winnien bo nie cwiczyles boksu, dżu dżitsu czy innego tekłondo przez 8 lat? Czy jednak troche winna moze byc banda dresow? wynocha z takimi ultra glupimi komentarzami na onet, bo czytelnicy CIA tez dostana wtornej tempoty

Mottem tej firmy jest

Mottem tej firmy jest "ARBEIT MACHT FREI"

kapitalizm

kapitalizm

W Brodnicy Wojciech

W Brodnicy Wojciech Wojenkowski, właściciel VOBRO sponsorował akcję "Jesteś widoczny, jesteś bezpieczny" oraz pokupował na akcje "Misie Bezpiecznisie". Jak widać, gdy nie jesteś widoczny (bo kryją cię mury fabryki VOBRO) to już bezpieczny nie jesteś... I nawet Miś Bezpieczniś nie pomoże...

http://brodnica.miasto.biz/index.php?news_id=2215

piketa

"Sprawa przeciwko decyzji Prokuratury, która oczywiście umorzyła
śledztwo jest w Brodnicy 11.09.2008 o godz. 9.00.

Planowane są dwie pikiety.

Pierwsza przed sądem o 9.00 dla tych co mogą być tak rano, czyli dla
Toruniaków, Gdańszczan i wspierająca Magdę (siostrę zamordowanego) z
rodziną lokalna społeczność.

Druga większa ( mam nadzieję ) pikieta na rynku w Brodnicy o godzinie
12.00 dla tych co dojadą między innymi z Poznania. Rozdamy ulotki,
które obecnie się tworzą ( znaczy my w Gdańsku je składamy ), aby
poinformować ludność w Brodnicy z jakim cuchnącym bagnem sąsiadują w
postaci Vobro.

Obydwie pikiety będą zalegalizowane jeśli dostaniemy zgodę. Magda już
zgłosiła odpowiednie wnioski do odpowiednich organów.

Fabryka jest oddalona od miasta jakieś 2-3 km więc chyba nie ma sensu
tam demonstrować, ale może się tam przejdziemy po części oficjalnej?

Poznaj „VOBRO” od kuchni! Przyjdź na pikietę!

Podczas, gdy młody człowiek ubrudzony w czekoladzie wykrwawiał się na podłodze, zakład zajmował się oczyszczaniem maszyny, wymyślając wiarygodną wersję wydarzeń, która nie godziłaby w jego “dobre imię”. Polityka firmy opiera się bowiem na marketingu, gdzie chęć zysku liczy się bardziej niż zdrowie a nawet życie człowieka. Prawa pracownicze nie mają racji bytu, nie wspominając już nawet o jakimkolwiek humanitaryzmie czy etyce. Wobec takiej polityki zakładowej trudno też oczekiwać jakiejkolwiek refleksji ze strony właściciela Zakładu Produkcji Cukierniczej “Vobro” w Brodnicy. Dziwi jednak fakt, że inni pracownicy, mieszkańcy miasta, a nawet lokalne media omijają tę tragedię szerokim łukiem, przystając na wersję “nic się nie stało”. A przecież stało się – młody człowiek stracił życie w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach, jednak dla firmy “Vobro” oraz prokuratury sprawa jest jasna i według nich wypadek wydarzył się tylko i wyłącznie z winy pracownika! Nie zawiniła przestarzała maszyna, to nie z powodu dwunastogodzinnego systemu pracy, a już na pewno nie z powodu niestosownego przeszkolenia pracownika do pracy przy niebezpiecznym urządzeniu. To żenujące, że tak łatwo obwinić zmarłego pracownika tylko dlatego, że pracował od niedawna, tylko dlatego że był „zwykłym robolem” i tylko dlatego, by sprawa nie odbiła się echem w mediach, co mogłoby oczywiście wpłynąć na profity firmy. To żenujące, że Inspektorzy Pracy oraz prokuratura przeszła do porządku dziennego wobec rażących uchybień, łamania praw pracowniczych oraz szeregu manipulacji ze strony ludzi “przychylnych” pracodawcy. Z przykrością zauważamy (po raz który?!), że na rynku pracy nie liczy się zdrowie i życie człowieka, że skutecznie zacierane są wszelkie dowody, które mogłyby pomóc w ujawnieniu prawdy, a rodzina pogrążona w bólu i żałobie, pozostawiona sama sobie, bez skutku usiłuje szukać sprawiedliwości u ślepej jak zawsze Temidy... Tym razem jednak żadne pieniądze, groźby oraz „zaślepienie” nie przeszkodzą w poznaniu prawdy i pociągnięciu do odpowiedzialności, tych którzy mają za nic prawa pracownicze oraz życie ludzkie.
Dlatego też w dniu 11.09.2008 o godz. 9.00 pod Sądem Rejonowym w Brodnicy przy ulicy Sądowej 5 odbędzie się pikieta solidarnościowa z rodziną zmarłego poruszająca problem nieprzestrzegania praw pracowniczych przez firmę “Vobro”, wskutek czego życie stracił młody człowiek. Tego samego dnia, o godz. 12.00, odbędzie się także druga pikieta na rynku w Brodnicy.
Serdecznie zapraszamy tych, którzy nie zgadzają się na łamanie praw pracowniczych przez firmę “Vobro”, wszystkich dla których życie ludzkie na wartość większą niż pieniądze czy słodkie czekoladki, wszystkich którzy mieli szczęście poznać Krzysztofa.

Nie pozwólmy, aby zakłady łamały prawa pracownicze!
Nie pozwólmy na milczenie obliczu takiej tragedii!
Solidarność naszą bronią!

Vobro zdemaskowane!!!

Źrebak na okresie próbnym

Halówki wytrzymały dwa tygodnie, kupiłam adidasy, ale mówił: „Mama, ślizgam się”. Bo tam w fabryce wszędzie tłuszcz. Kupiłam półtrampki. W tych zginął

Zginął w środę nad ranem w mieszalniku do wyrobu cukierków Cza-cza. Krzysztof Pruszewicz żył 20 lat, 11 miesięcy i 4 dni. Siostry, matka, koleżanki mówią, że Krzysiek był zwykły. Żył w Gorczenicy, wiosce pod Brodnicą, prawie nie wyjeżdżał (raz z klasą technikum do Częstochowy w intencji matury, czasem skoczył do Torunia do dziewczyny i parę razy do rodziny do Gdańska). Jak się śmiał, to marszczył mu się nos, rudawe włosy się nie układały i miał trochę piegów.

Opowiadają: matka, siostry, behapowcy, prokurator, pracownicy „Cukierków” (anonimowo) i jeszcze protokoły z wizji lokalnej.

Tata Krzycha, rolnik z chorym kręgosłupem, nie chciał przyjść z kuchni porozmawiać, młodszy brat nic nie mówi. Po śmierci Krzycha ściął długie włosy.

Wtorek, 15 kwietnia

Krzysztof przeciska się przez dziurę w izolacji nad schodami. Dom Pruszewiczów nieotynkowany, z białych pustaków stoi przy szosie. Pół życia go budowali. Wykończyli tylko parter i żeby ciepło nie uciekało na piętro, odcięli schody wełną mineralną, a Krzyś uparł się i za to, co uzbierał na rwaniu truskawek u plantatorów i pieleniu po wsi ogródków, wykończył sobie pokoik na górze. Chciał mieć spokój przed maturą, bo przedtem miał pokój z siostrami. (To tam, gdzie stała trumna).

Rok temu skończył Technikum Żywienia i Gastronomii w Brodnicy, specjalność dietetyka.

Magda, starsza siostra (studiuje etnologię w Toruniu): – Na temat maturalnej prezentacji wybrał sobie Apokalipsę. Ćwiczył przed lustrem. Jakoś połączył „Małą Apokalipsę” Konwickiego, Ewangelię św. Jana, obraz Memlinga, tylko nie mógł znaleźć w internecie dobrej jakości „Sądu Ostatecznego” Michała Anioła. Śmiał się potem, bo w końcu ściągnął go z jakiejś strony gejowskiej. Na tapecie monitora miał obraz Beksińskiego.

Danuta Pruszewicz, matka: – Po technikum siedział w domu, z tych naszych 12 ha już się nie wyciśnie pieniędzy, a on chciał mieć własne, żeby ojców nie prosić.

Magda: – Lubiłam patrzeć, jak się goli przed pracą. Taki przejęty, to przecież była jego pierwsza praca. Do „Cukierków” przyjęli go na okres próbny, na trzy miesiące. Wiadomo, nie wytrzymasz próby, to wezmą innego. Razem z babcią jest nas w domu siedmioro, łazienka stale zajęta, więc brał wodę w kubek i golił się w pokoju. Syczał: „Nie patrz, bo się zatnę”.

Vobro. Słodycze Polskie

Krzysztof je zupę i rozmawia z matką. Zaczęli produkować nowe cukierki z moreli, kierownikowi bardzo smakują. Chłopak martwi się, żeby mieszalnik był sprawny. Raz przez awarię przerobił tylko 600 kg i kierownik produkcji wyzwał go od najgorszych, bo nie wyrobił normy. Maszyny są stare. Na początku męczył się z temperaturą wody, aż mu ktoś powiedział: „Nie patrz dzieciaku na te czujniki, bo źle pokazują i cukierek nigdy ci nie wyjdzie, musisz robić na wyczucie”.

Do tablicy „Vobro. Słodycze Polskie” Krzysztof ma 2 km, ale na nockę pożycza stare audi rodziców, po 12 godzinach nie chce się wracać pieszo. Potem 12 godzin odpoczynku i znowu na 12.

Matka: – Mąż ma kłopoty ze snem, jak Krzych wracał z nocki, to mu bramę otwierał. Siedzieliśmy potem przy herbacie i Krzych opowiadał, co w pracy. Ostatnio narzekał, że szef produkcji gna do roboty jak niewolników. Opowiadał, że w jedną noc 1700 kilo musi przenieść, wymieszać i jeszcze wydobyć z tego mieszalnika. Jak facet przed nim tylko połowę normy wyrabiał, to go zwolnili.

Mąż słyszał, jak karetka jechała. Przed siódmą przyjechał pracownik z Vobro. Siadł na kanapie, głowę zwiesił i powiedział, że syn miał lekki wypadek, coś w rękę sobie zrobił. I pojechał, a przecież już wiedział.

Jak potem mąż poszedł do Vobro po samochód, to mu nie wydali, że niby policja sprawdza, czy Krzychu za kluczykami od auta nie wpadł do mieszalnika. Bo w tej masie znaleźli gumę do żucia, czepek zakładowy i kluczyki. Potem się z tego wycofali, bo klucze były służbowe, od magazynu. Przecież jak dzieciaka mieszało, to wszystko mu wypadło.

Pielucha

Wypadek był ok. 5 nad ranem na hali cza-cza (cza-cza to cukierek produkowany w Vobro). Skończyli właśnie ostatnią partię, jedni zeznają, że robili wtedy cza-czę, drudzy, że sambę. Kobiety z brygady Krzysztofa sprzątały linię, a on miał jeszcze ręcznie wybrać z mieszalnika 150 kg nieprzerobionej masy. Mieszalnik ma 1,5 m głębokości. Stojąc na trzech schodkach przystawionych do mieszalnika, trzeba się głęboko pochylić albo wejść do środka i łychą wygrzebywać masę. Maszyna działa tylko przy zamkniętej pokrywie. Ma wyłącznik krańcowy, kiedy uniesie się pokrywę, wyłącznik zatrzymuje łopaty mieszadła.

– Wydawało mi się, że nogi wystają z mieszalnika – zezna potem jedna z robotnic. Ale nikt nie widział, jak i kiedy Krzysztof wpadł.

Wszyscy byli zmęczeni. Robotnik, który tej nocy zastępował jedną z kobiet przy taśmie i pomagał Krzysztofowi, poszedł akurat umyć narzędzia. Kiedy wrócił, mieszadło pracowało, a w środku był Krzysztof.

Robotnik zezna potem, że wyłącznik krańcowy był zablokowany czyściwem, nazywanym w Vobro pieluchą.

Zerwał pieluchę i maszyna się zatrzymała. Kilka dni później robotnik dostanie „karę regulaminową”, bo przyznał w śledztwie, że nieraz też blokował wyłącznik pieluchą, chociaż to wbrew przepisom bhp.

Zezna nawet, że inni też tak robili. Żeby ułatwić sobie pracę, zgarniali masę z pracujących łap Poza tym robotnikiem nikt

mieszalnika. z zeznających nie widział tej nocy, że wyłącznik był zablokowany pieluchą. Pielucha też gdzieś przepadła.

Jakaś kobieta krzyczała, że trzeba rozciąć mieszalnik, ale warsztat był za daleko.

Robotnicy siłą przepchnęli łapy mieszadła i wyciągnęli Krzysztofa na posadzkę.

Robotnica z sąsiedniej hali, która próbowała tamować krew (kiedyś pracowała jako pielęgniarka), powie potem matce, że Krzyś miał oczy otwarte, chyba mówił, że go boli, niewyraźnie, bo miał podcięte gardło, zmiażdżone lewe płuco... I że długo czekali na pogotowie.

Fundator

Wojciech Wojenkowski, właściciel Vobro, to znana postać w Brodnicy. Fundator i sponsor. – Zarzucił dzieci ciasteczkami – chwali go organizator letniej kolonii.

– Zapłacił za renowację zegara na rynku. Daje na budowę kościoła – chwalą mieszkańcy.

– A to był prosty chłopak spod Brodnicy, chyba tylko zawodówkę skończył, zaczynał od waty cukrowej. Ale uparty, dobrze inwestował, wykorzystał koniunkturę na rynku wschodnim i teraz chyba nie ma bogatszego w powiecie.

– Widziałam, jak się spóźnił się na mszę, a ksiądz przerwał i poprosił wiernych, żeby się posunęli, zrobili w ławce miejsce państwu Wojenkowskim.

W Radiu Maryja wziął udział w dyskusji na temat ochrony środowiska w rejonie toruńskim.

Nazwisko fundatora Wojenkowskiego obok burmistrza i kilku miejscowych przedsiębiorców wyryto na granitowym cokole pomnika papieża Polaka, który stoi w centrum Brodnicy.

Pomnik odsłonięto 8 czerwca. Ludzie żartują, że nie wiadomo, do kogo się teraz modlić, do Wojenkowskiego i biznesmenów czy do Jana Pawła II.

Tydzień po odsłonięciu pomnika i dwa miesiące po śmierci Krzysztofa brodnicki prokurator Marcin Perliński umorzył śledztwo w sprawie wypadku w Vobro. Nie dopatrzył się winy pracodawcy. Podobnie inspektor Państwowej Inspekcji Pracy.

Uznali, że to poszkodowany złamał przepisy bhp i dlatego zginął.

Raport o śmierci brata

Magdalena, siostra Krzysztofa, napisała dziesięciostronicowy raport o śmierci brata. Krytykuje zakład pracy. „Nie było ani lekarza, ani pielęgniarki. Na miejscu reanimowali Krzysztofa pracownicy. A przecież firma ma status zakładu pracy chronionej!”.

Siostra krytykuje też policję, behapowców, inspekcję pracy i prokuratora. Że nie widzą oczywistych spraw, że nie zadają właściwych pytań, jakby chcieli schować sprawę pod dywan.

Własne śledztwo Pruszewiczowie zaczęli kilka dni po pogrzebie, kiedy z Vobro przyszła komisja z protokołem powypadkowym. Karolka, młodsza siostra, nagrała ich telefonem, słychać, jak się behapowiec zacina. – Czytamy, a tam, że syn miał zakładowe buty antypoślizgowe. Nerwy nas wzięły. Jakie służbowe?! Sama mu buty kupowałam. Trzy pary zniszczył przez te dwa i pół miesiąca. – Od czego? – Od chodzenia! Do Częstochowy by tak butów nie zdarł. Jezus Maria, jak tam ludzie harują. Sportowe halówki wytrzymały dwa tygodnie, kupiłam mocniejsze adidasy, ale mówił: „Mama, ślizgam się”. Bo tam wszędzie tłuszcz, to kupiłam półtrampki. W tych zginął.

Magda: – Ludzie powtarzają: w Brodnicy nie wygracie. Ale nie odpuścimy. Krzych też by nie odpuścił. Kiedyś nasi sąsiedzi palili opony i Krzych mówił, żeby przestali, bo powietrze trują. Kochał przyrodę. Sąsiad się śmiał, więc Krzych za telefon i ściągnął policję.

Matka: – Jak oni człowieka traktują! Poszłam na policję, to nie chciało im się z matką gadać. Poszłam do prokuratora, to tak spojrzał na człowieka. No dobra, mogłam być źle ubrana, nie tak uczesana, ale w końcu mój syn zginął. Co, zanim pójdę do prokuratora, mam iść do fryzjera? To na tym świat polega?! Z początku człowiek siły nie miał, żeby walczyć. Kręcili z pogrzebem, że sekcja zwłok, ale patolog się urżnął akurat, więc wywieźli syna aż do Torunia. Później, że trumny nie dadzą do domu. Mąż jakoś załatwił i dali syna na godzinę. Mówię do męża: „My z nimi nie wygramy”. Sąsiedzi poradzili, żeby brać adwokata, tego z Płocka, nawet mordercę wyciągnie. Ale chciał 5 tys. Skąd wziąć? My z mężem na rencie. Dziewczyny się uczą. Wzięliśmy tańszego z Torunia. Nawet nie wiedzieliśmy, że sprawa jest umorzona, dopiero adwokat powiedział.

Siostra: – Jak zaczęłam to nasze śledztwo, poszliśmy z wnioskiem do Vobro po instrukcje bhp do obsługi maszyny, ale nie dali. To poprosiłam, żeby napisali, że odmawiają. Nie chcieli.

Brat kontrolował brata

Poszedłem do doświadczonego behapowca, żeby wczytał się w dokumenty.

Przeczytał i pyta: „Dlaczego prokurator Marcin Perliński nie zauważył, że młody chłopak zatrudniony na okres próbny jako robotnik pomocniczy w przemyśle spożywczym wykonywał prace operatora maszyn i brygadzisty?” (W świadectwie pracy nie ma słowa o jakimś awansie, wypowiedzeniu warunków pracy, podpisaniu nowych). Awans po śmierci?

„Instrukcja bezpiecznej obsługi maszyn i urządzeń – linia wyrobów czekoladowych” dołączona do akt sprawy zabrania pracownikowi pomocniczemu pracy przy takich maszynach jak mieszalnik. Krzysztof Pruszewicz nawet nie

powinien go włączać ani wyłączać. A on obsługiwał mieszadło zwykle sam i nawet w nocnych nadgodzinach. Prokurator to przeoczył? Dlaczego w swoim uzasadnieniu prokurator określa Pruszewicza ogólnie „pracownikiem produkcji”?

Dlaczego do grudnia mieszalnik obsługiwały dwie osoby, a potem drugi etat zlikwidowano?

Dlaczego pod tą instrukcją bhp jest prawie 200 podpisów pracowników i żadnej daty, kiedy podpisali? Jakby ktoś hurtem zbierał podpisy, a na samym końcu, na dole kartki wciśnięty jest drobniutki podpis Krzysztofa Pruszewicza?

Rodzina mówi, że to nie jego podpis, ale grafolog nie mógł ocenić autentyczności, bo twierdzi, że tekst do badania, czyli podpis tego chłopaka, jest za mały.

Dlaczego uszło uwagi prokuratora, że „brat kontrolował brata”? Otóż inspektor Państwowej Inspekcji Pracy z Torunia kontrolujący zakład po wypadku jest bratem właściciela toruńskiej firmy Tarcza, która obsługuje Vobro w sprawach bhp.

Krzysztof Pruszewicz, stojąc godzinami na trzech schodkach mieszalnika, powinien mieć służbowe, antypoślizgowe buty z atestem. A prokurator Perliński zdaje się dawać wiarę tłumaczeniom, że w Vobro zakładowe obuwie należy się po okresie próbnym. Czy w okresie próbnym nie można się pośliznąć i zabić?

(Z raportu Magdy Pruszewicz: „W lutym podczas wizytacji komisji ISO kazano Krzyśkowi przejść na inne stanowisko, by nie spotkał się z członkami komisji, bo nie posiadał uprawnień do obsługi maszyn”).

Inspektor nie jastrząb, inspekcja musi być zapowiedziana

– U nas w inspekcji – opowiada mi behapowiec, którego poprosiłem o konsultację – była pani Zosia, inspektorka. Jak szła na kontrolę, to po drodze do kierownika pstrykała zdjęcia: a to pracownicy na dachu bez zabezpieczenia, a to piła bez osłony. I kierownik nie mógł się wymigać. To było już za wolnej Polski, ale potem jakiś minister powiedział: „Inspektor pracy nie może jak jastrząb spadać na pracodawcę”. I zmienili przepisy. Teraz muszę uprzedzić zakład, że się wybieram na kontrolę.

A te nadgodziny? To co, że pracownik się zgodził, a kodeks pracy?! Nawet nie wiadomo, jaka to praca: lekka czy bardzo ciężka. Czy na tym stanowisku w ogóle dopuszczalna jest praca przez 12 godzin? Chłopak ciężko pracował i jeszcze kierował zespołem.

Powiem panu, zobaczyli, że chłopak ze wsi, pracowity, więc go zaprzęgli do roboty i zajechali.

Po co prokurator w swoim uzasadnieniu umorzenia śledztwa wtrąca, że Vobro teraz, czyli po wypadku, zmienia system pracy na łagodniejszy?

Dlaczego inspektor pracy, badając okoliczności wypadku, donosi, że teraz, po tragedii, Vobro zmienia mieszalnik na mniejszy, nowszy i łatwiejszy w obsłudze? Wystarczy go przechylić i wylać masę.

Kropka

W Vobro nikt nie chce ze mną rozmawiać. Odsyłają do szefa. Dzwonię do Wojciecha Wojenkowskiego. Sekretarka najpierw mówi, że szefa nie ma, a za drugim razem oświadcza krótko: – Szef nie będzie z panem rozmawiał, kropka.

– Chciałem zapytać, czy pan Wojenkowski nie czuje się winny śmierci tego chłopaka. – Żartuje pan?! – Nie, pytam ze śmiertelną powagą. – Przecież to był nieszczęśliwy wypadek, myśli pan, że szef tego nie przeżywa? (trzask odkładanej słuchawki)

Z siostrą Krzysztofa szukamy robotników Vobro chętnych do rozmowy.

– Przepraszam, czy pani pracuje na „cza-czy”? – próbuję zaczepiać pod bramą zakładu. Kobieta w krzyk i strażnik mnie przepędza.

Dzwonimy po pracownikach, Magda ma już listę telefonów. Wszyscy odmawiają.

Jeździmy po domach. Robotnica z Vobro po 12 godzinach wróciła z pracy. Pali jednego za drugim i pilnuje późnego obiadu. Pytam o te 200 podpisów bez daty pod instrukcją bhp. – No, ja też podpisałam. – Kiedy? – Niedawno, jakoś latem. – Ale ostatni na liście jest podpis chłopaka, co zginął 16 kwietnia.

– Tak? To ja nie wiem, co mnie pytacie – denerwuje się kobieta.

Mówi, że Wojenkowski to ludzki szef, tylko kierownik produkcji nie szanuje ludzi. – Po wypadku groził bunt na zakładzie. Kobiety zeszły ze zmiany o drugiej w nocy, osiem godzin i koniec, żadnych nadgodzin, następna zmiana to samo, a na cza-czy w ogóle robota stanęła, nikt tam nie chciał pracować. Potem Aśka, ta od ISO u nas w zakładzie, akurat wróciła z macierzyńskiego, poszła do Wojenkowskiego i mówi, jak jest, że szef produkcji zamordysta, że ludzi gna. Aśce Wojenkowski wierzy, bo jak inni do niego chodzili, to machał ręką. No i słyszę, że ponoć szef produkcji poleciał.

Pracownica Vobro rozmawia z matką Krzysztofa przez telefon: – Nie widziałam, ale ta pielucha tam była. Tak się robiło. Ja bym też zawiązała pieluchę.

Pracownicy mówią, że w dwunastej godzinie roboty ciężko wydobyć masę, która stygnie. Nie wiadomo, kto i kiedy zaczął blokować wyłącznik pieluchą, żeby mieszadło samo wybierało i tylko zgarniałeś masę z łapy.

Inna pracownica to potwierdza: – Zawiązywali pieluchę, maszyna się kręciła, a masę w locie się łapało, robiło kulkę i niosło na noże, które cięły to na cukierki, bo brygada czekała. A jak nie zrobisz normy, to brygada nie ma premii. Kobiety z Krzysia były zadowolone, bo był pracowity, za poprzedniego brygadzisty nie miały premii.

Luty – 376 godzin

Wchodzi Pruszewiczowa z szufladą syna. – Przypomniało mi się, trzy godziny przed wpadnięciem syna kobieta w Vobro dostała klapą od maszyny w głowę, tak że trafiła do szpitala. Może taka pogoda była, że z ludźmi coś się działo. – Pokazuje, co zostało po synu. Wszystko poukładane, od podstawówki. Karta rowerowa, portfel, grzebień. (– Jak szedł do pracy, to się galantował). Dwie karteczki, coś sobie notował w pracy: „ jamajka, czekolada na oblewanie wajcha w dół. Folia karaibska dekorowana, cza-cza, średnie koło, samba, wentylator napęd stały, taśma, włącz wyłącz w odwrotnym kierunku (gorący tłuszcz zetnie się masa)”.

– Wie pan, że na tym mieszadle nikt za bardzo nie chciał robić. – Pruszewiczowa łyka tabletki na uspokojenie. – Koledzy z pracy syna namówili, „idź na mieszadło, dostaniesz 200 zł więcej”. Nie miał za bardzo odwrotu, jak to na okresie próbnym.

Dwa odcinki wypłaty. W lutym przepracował 168 godzin, 32 nadgodziny płatne po 50 proc., i 88 nadgodzin po 100 proc., 88 godzin nocnych. Premia za wydajność itd., na rękę 2582,49 zł.

Wzdycha: – Jak przyniósł pierwszą wypłatę, mąż mówi „zobacz, ty dzieciaku masz tyle za miesiąc, co ja za sześć świń, które trzymam pół roku”. Ale bez nocek i nadgodzin miał minimalną krajową.

Zostało po nim w szufladzie 2,5 tys. zł. Nie pił, nie palił, pieniądze kupkował. Chciał być kucharzem, marzył o własnej restauracji. W lutym nawet w soboty pracował. Niedziele odmówił, bo niedziela jest dla Kościoła i rodziny, chociaż namawiali. Nawet msze z radia mieli puszczać na niedzielnej zmianie.

Zdjęcia. – Dziesięć kilo schudł przez dwa miesiące pracy. Tam nie było, żeby usiąść. Jak chciał sikać, to musiał dziewczyny z taśmy prosić, żeby pilnowały maszyny, i wtedy wybiegał.

Dwa dni przed wypadkiem mieszalnik się zepsuł i przerzucili go na inny oddział. Dzieciak zapomniał o temperaturze w mieszalniku. Jak przyleciał, to czekolada już zesztywniała. Farelką podgrzewał, żeby ją wydobyć. Wrócił późno, podłamany i z bąblem na ręku, bo się tą farelką oparzył. Przecież widzieli, że chłopak nie daje rady.

Pisał wtedy SMS-y do koleżanek, że ryczy ima dość. Ale jak policja je przesłuchiwała, to tylko pytali, czy nie miał samobójczych planów. Ja nie przeczę, mógł zemdleć, mówił, że na nocce najgorzej nad ranem, kiedy kobiety skończą i kierownik przerzuci je na inne oddziały. Człowiek sam, taka cisza, i walczy ze zmęczeniem. W protokole behapowiec napisał, że syn był leniwy, bo nie chciało mu się chodzić po tych schodkach. A kierownik zeznał, że Krzych był nad ambitny.

Świadectwo pracy. Punkt 3, „stosunek pracy ustał: w wyniku śmierci pracownika”.

Matka czyta i nie rozumie: –„Proszę o wyrażenie zgody na pracę w systemie 12-godzinnym zmianowym w godzinach nadliczbowych i nocnych”.

Gadu-Gadu o pracy

Magda wącha półbuty Krzyśka. – Już nie pachną. Cały tak przesiąkał czekoladą, że wszystko pachniało na słodko. Rzeczy, pokój. Był intensywnie czekoladowy. Koleżanki się śmiały, „Krzysiu jesteś taki słodki”.

Koleżanki z technikum, Kasia (dziewczyna Krzysztofa) i Gosia: Miał ksywkę „Źrebak”. Na

– pierwszej lekcji każdy mówił, czym się interesuje, i Krzyś opowiadał, że lubi zwierzęta, małe prosiaki, źrebaki... I chłopacy zaczęli rechotać: źrebak, źrebak! Tylko on pamiętał o 8 Marca, kupił wszystkim dziewczynom po róży, chyba z 50 zł wydał, ale się cieszył.

Gosia ma jeszcze list od Krzycha z Gadu-Gadu: „hej pracuje w vobro brak słów 12 h na dobę ledwo się kładziesz spać to już wstajesz. a co tak się robi – heh litości ja na przykład robię chyba wszystko: nosze wiadra nalewam 5 różnych mas czekoladowych mleczny, czekoladowy, tofi, kapuczino, i cos tam jeszcze (wyleciał mi ten 5 smak) myje sita młyny które mieszają składniki no i ja nosze te składniki i muszę warzyć przesiewać i się nie mylić bo za pomyłkę płaci się życiem (hihihi) wylatujesz za pomyłkę i co ja tam jeszcze robię aaa uzupełniam papiery.

Mam 15 minutową przerwę na 6 godzin więc mam 2 przerwy ledwo siusiu i chlebek a już musisz iść robić... no ale mam prace śpię już tylko 5 godzin na dobę. Nie jest źle kwestia przyzwyczajenia i wytrzymania. heh czas iść spać.

krzysiu P. sory za błędy ale myli mi się bo krzyż mnie napierdala i pisze na leżąco”.

W czwartek sąd

Prokurator rejonowy w Brodnicy Alicja Szram (Marcin Perliński był na urlopie) – Wcześniej były doniesienia anonimowe, że w Vobro istnieje „zamordyzm, stalinowskie metody pracy, gestapowskie relacje między podwładnym a przełożonym” i że tak nie może być, bo dojdzie do tragedii. Badaliśmy to, ale osoby, które się wypowiadały do protokołu, nie powiedziały ani pół słowa, które by upoważniało nas do wszczęcia postępowania. – Dotarli państwo do autorów anonimów? – Przesłuchaliśmy każdą osobę, która miała coś do powiedzenia, z tym że znalezienie chętnych, nie jest łatwe. Przesłuchiwani mówili, że relacje pracownik – pracodawca są wzorowe i nie ma zastrzeżeń do czasu pracy. – A blokowanie wyłącznika pieluchą? – Co do pieluchy, to wiadomo, że była praktykowana, ale ci, którzy o tym mówili, przyznawali, że człowiek odpowiedzialny za bezpieczeństwo pracy, gonił ich za to. Badaliśmy wiele wątków, czy na przykład pracownik się pośliznął, bo nie miał odpowiedniego obuwia. – I co z butami? – Uznaliśmy, że jeśli ze strony inspekcji pracy nie było zarzutu dla behapowca i kierownika, że dopuścili pracownika w innych butach, to kwestia obuwia nie budzi wątpliwości. – A to, że inspektor kontrolował brata? – Nie wiem, czy prokurator Perliński o tym wiedział. Ja bym się zastanawiała, czy ten inspektor nie powinien być wyłączony ze sprawy, by uniknąć zarzutu stronniczości. I dlaczego sam się nie wyłączył? Bo to nieetyczne. Jednak musimy udowodnić, że do wypadku ktoś się przyczynił w sposób umyślny lub nieumyślny, w wyniku niedbalstwa, lekkomyślności. To też jest forma winy. Ale muszą być dowody, które umożliwią skazanie przed sądem.

– Na razie udowodniliście państwo, że chłopak był sam sobie winien.

– Nie, raczej nie udowodniliśmy nikomu, że zawinił.

W czwartek brodnicki sąd rozpatrzy zażalenie Pruszewiczów na prokuratorskie umorzenie i zdecyduje, czy wznowić śledztwo w sprawie śmierci Krzysztofa.

Matka stoi pod bramą

Wieczór, Pruszewiczowa wraca spod bramy Vobro, już piąty miesiąc próbuje porozmawiać ztym robotnikiem, który tamtej nocy pracował z Krzysiem i jest jedynym świadkiem w sprawie pieluchy. – Kto Krzysia tego nauczył? Przecież syn tego nie wymyślił, trząsł się ze strachu, jak to będzie w tej robocie, a teraz wszystko na niego zwalili, bo nie żyje. W zakładzie powiedzieli, że nie mogą zmusić tego pracownika, żeby ze mną rozmawiał. Chodzę pod zakład z Karolinką, widzę z daleka, jak wychodzi z hali, ale od razu do samochodu wskakuje. Dzisiaj byłam pod bramą, bo widzę, że rano stoi jego auto. O 14 nie wyszedł, czyli znowu pracują na 12 godzin.

Gazeta Wyborcza TEKST WŁODZIMIERZ NOWAK

Serdecznie zapraszamy tych,

Serdecznie zapraszamy tych, którzy nie zgadzają się na łamanie praw pracowniczych przez firmę “Vobro”, wszystkich dla których życie ludzkie na wartość większą niż pieniądze czy słodkie czekoladki, wszystkich którzy mieli szczęście poznać Krzysztofa.

Zachęcam do wzięcia udziału w pikiecie.
Pokażmy, że nie jest nam obojętne ludzkie życie a także to jak traktowani są pracownicy w zakładach.

Wyuczony debil!

Prokurator nie znajduje związku podnoszonych wątków przez rodzinę, z wypadkiem. Przyznał, że w zakładzie stwierdzono wiele nieprawidłowości związanych z przestrzeganiem przepisów bhp, brakiem obuwia przeciw poślizgowego i brakiem właściwego przeszkolenia pracowników podejmujących prace w fabryce. Ale nie miały one, jego zdaniem, bezpośredniego wpływu na tragiczny wypadek.

http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20080911/REGION/509872...

I tacy ludzie maja stawiać zarzuty? SZOK!!! A tak łatwo oskarżają niewinnych.

tekst z Wyborczej

Właściciel Vobro korzysta z ochrony wiceministra!

Właściciel Vobro korzysta z ochrony wiceministra spraw wewnętrznych i policji?
Piątek, 12 Wrzesień 2008 11:34

Istnieją uzasadnione przypuszczenia, że prokuratura, która umorzyła śledztwo w sprawie śmierci Krzysztofa Pruszewicza, pracownika fabryki Vobro, mogła działać pod presją wysokiego rangą urzędnika z ministerstwa spraw wewnętrznych oraz policji, chroniących właściciela firmy.

16 kwietnia 2008 w fabryce cukierków Vobro w Brodnicy uległ śmiertelnemu wypadkowi 21-letni robotnik. Pomimo licznych stwierdzonych uchybień i notorycznego łamania przez pracodawcę prawa pracy, prokuratura nie stwierdziła niczyjej winy i postanowiła umorzyć śledztwo. Śledztwo dziennikarskie przeprowadzone przez Włodzimierza Nowaka z Gazety Wyborczej (opublikowane w dniu 8 września 2008 roku na łamach dodatku Duży Format) wykazało jednak, że pracodawca dopuścił się licznych uchybień, które potem w dokumentach zostały zatuszowane. Żona właściciela fabryki Wojciecha Wojenkowskiego, sporządziła protokół powypadkowy, a brat osoby odpowiedzialnej w Vobro za przestrzeganie bhp, jako Inspektor Pracy, przeprowadził odpowiednią kontrolę. Na dokumenty te z kolei powołała się prokuratura, stwierdzając, że nie ma podstawy do sformułowania zarzutów wobec kogokolwiek. Rodzina zmarłego zaskarżyła jednak decyzję o umorzeniu śledztwa. Na rozprawie przed Sądem Rejonowym w Brodnicy w dniu 11 września prokurator zachowywał się jak obrońca właściciela zakładu Wojciecha Wojenkowskiego.

Jednocześnie okazało się, że właściciel Vobro Wojciech Wojenkowski może być ochraniany przez Zbigniewa Sosnowskiego, obecnie wiceministra spraw wewnętrznych w randze podsekretarza stanu, który pochodzi z Brodnicy i pełnił lokalnie ważne funkcje na stanowiska samorządowych - jest radny powiatowym i był członkiem zarządu województwa kujawsko-pomorskiego. Sosnowski, związany z PSL-em, był posłem do sejmu w latach 2001-2006. Jest także prezesem Zarządu Oddziału Powiatowego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych w Brodnicy. W Brodnicy mówi się, że Sosnowski nie da skrzywdzić Wojenkowskiego i oczywiście powątpiewa się w niezależność tutejszej prokuratury. Tym bardziej, że z drugiej strony, Wojciech Wejkowski należy do zarządu, działającego pod auspicjami policji, Mundurowego Klubu Motorowego (www.mkmrp.org). Brodnicki oddział tej organizacji powstał 24 kwietnia 2008 roku w... Powiatowej Komendzie Policji. Przewodniczącym zarządu jest Joachim Szulc, były szef brodnickiej drogówki, dziś radny gminy Brodnica.

Czy Wojenkowski i Sosnowski się znają? To pytanie czysto retoryczne. Między innymi Sosnowski, już jako wiceminister, w czerwcu br., odsłaniał w Bordnicy pomnik Jana Pawła II, którego Wojenkowski był jednym z głównych fundatorów. Właściciel Vobro powiązany z elitą władzy korzysta z jej ochrony. W ten sposób państwo strzeże interesów prywatnego kapitału.

www.ozzip.pl

......

adres firmy jak kto ma ochotę wysłać gówno w pudełku od czekoladek:

Zakłady Produkcji Cukierniczej VOBRO

ul. Podgórna 78, 87-300 Brodnica

a to numery telefonów handlarzy krwawej czekolady:
502163400
502188850
502188842
502188827
502188848
502188833
502305287

próchnica stop!

szukam sklepów firmowych gównianej fabryki i ani widu, i ani słychu... jak ktoś coś wie to niech pisze... albo jakoś przyozdobi owy sklep

Witamy pana Wojenkowskiego i

Witamy pana Wojenkowskiego i jego ludzi na CIA. Będziecie dużo o nas słyszeć.

Zajawka z tv

http://www.tvn24.pl/2158322,0,0,1,1,smierc-w-fabryce-czekolady,wideo.htm...

Ps. Niebawem wrzucę raport związkowy dotyczący konkretnych przykładów łamania kodeksu pracy i przepisów bhp przez vobro.

Barbarzyński wyzysk przyczyną śmierci w Vobro

Dlaczego zginął Krzysztof Pruszewicz? Raport.

Praca, którą wykonywał Krzysztof Prusiewicz wymagała zapewnienia szczególnych warunków i norm w związku ze zmianowym i nocnym jej trybem. Oznacza to, że jeżeli nie były przestrzegane określone normy pracy, to mogło to doprowadzić do jego śmierci.

Szczególność pracy zmianowej i w porze nocnej.
Termin „praca zmianowa” odnosi się do jakiejkolwiek metody organizacji pracy w systemie zmianowym, kiedy to pracownicy zastępują siebie nawzajem na tych samych stanowiskach pracy według pewnego wzoru, łącznie z wzorem rotacyjnym; praca zmianowa może być ciągła lub nie, wiążąca się z potrzebą pracy o różnych porach doby, przez pewną liczbę godzin i dni w tygodniu (tylko pewną liczbę godzin i dni w tygodniu!). Praca nocna natomiast obejmuje 8 godzin między godzinami 21:00 a 07:00. Pracownik, którego rozkład czasu pracy obejmuje w każdej dobie co najmniej 3 godziny pracy w porze nocnej lub którego co najmniej 1/4 czasu pracy przypada na porę nocną, jest pracownikiem pracującym w nocy.

Istnieją liczne dowody naukowe wyjaśniające, że przy takim systemie pracy organizm jest wyjątkowo obciążany. Zmieniony tryb życia jaki z tego wynika (zwłaszcza przy pracy nocnej) przyczynia się do dolegliwości zdrowotnych. Badania na ten temat prowadzili m.in. dr n. med. Krystyna Zużewicz, a także dr n. med. Jadwiga Siedlecka. Zaledwie 10 proc. pracowników w pełni toleruje pracę zmianową, 20 proc. osób rozpoczynających ten rodzaj pracy, rezygnuje w krótkim czasie ze względów zdrowotnych, natomiast pozostałe 70 proc. osób pracujących w tym systemie odczuwa różnego rodzaju dolegliwości.

To bardzo ważne problemy, których istnienie większość pracowników czuje jedynie intuicyjnie, Wynikają one z podejmowania aktywności zawodowej w porach niezgodnych z prawidłową rytmiką dobowego funkcjonowania człowieka. Praca zmianowa jest czynnikiem sprzyjającym, przyspieszającym lub nasilającym występowanie i przebieg wielu schorzeń i stanów patologicznych. Dotyczyć to może przede wszystkim zaburzeń snu, chorób układu pokarmowego, zmian w układzie krążenia - włączając w to chorobę niedokrwienną serca i nadciśnienie tętnicze, zaburzeń metabolicznych, zaburzeń układu immunologicznego oraz zaburzeń o charakterze nerwicowym. Negatywny wpływ na regulację hormonalną organizmu uważany jest przez niektórych autorów za potencjalny czynnik mogący sprzyjać rozwojowi nowotworów hormonozależnych. U kobiet praca w nietypowych zmieniających się porach doby, może powodować zaburzenia procesu reprodukcyjnego - zmiany w cyklu miesiączkowym, w przebiegu ciąży (poronienie samoistne, poród przedwczesny, obniżenie masy ciała noworodków), przyspieszenie wystąpienia menopauzy oraz obniżenie płodności. Poza wymienionymi skutkami zdrowotnymi, należy również zwrócić uwagę na zaburzenia w sferze życia rodzinnego i funkcjonowania społecznego. Poczucie izolacji od codziennego życia rodziny i znajomych, brak warunków do właściwego wypoczynku po pracy i szereg innych czynników niekorzystnie wpływają na psychikę pracownika. Długotrwała praca w systemie zmianowym jest źródłem stresu, mogącego wpływać niekorzystnie na całościowy stan pracownika. U subpopulacji pracowników zmianowych stwierdza się wyższy wskaźnik rozwodów, nadużywania leków, problemy alkoholowe i występowania depresji.

Dlatego trzeba znaczyć, że organizm człowieka nie jest przystosowany do wykonywania tej samej pracy fizycznej czy umysłowej z tą samą efektywnością w dowolnej porze doby. Jednak w Vobro norma do wykonania była jedna - czy to w dzień, czy w nocy. Powyższe fakty mają zasadnicze znaczenie przy próbie wyjaśnienia okoliczności i przyczyn śmierci Krzysztofa Pruszewicza.

W pracy Krzysztofa Pruszewicza, znajdujemy obydwie trudności razem, bo pracował raz w dzień, a raz w nocy i zawsze po 12 godzin. Nie miał szans przyzwyczaić organizmu, czy - inaczej nazywając – „przestawić swojego zegara biologicznego”. Prusiewicz był stale przemęczony, co potwierdza jego rodzina i znajomi. Dlaczego? Bo nie dosyć, że pracował na zmiany i w porze nocnej, to był jeszcze zmuszany do pracy 6 dni w tygodniu po 12 godzin dziennie tak w styczniu, jak i lutym. Właściciel firmy, odpowiedzialny za planowanie czasu pracy, w tym nadgodzin, nie liczył się ze skutkami pracy zmianowej i nocnej zwłaszcza w przypadku ponadnormatywnego czasu pracy! Ofiara wypadku w niecałe 3 miesiące przekroczyła roczny limit nadgodzin (150 godz.). W samym tylko lutym przepracował ponad 120 godzin nadliczbowych. Przekroczono normy dotyczące odpoczynku dobowego i tygodniowego! Przypomnijmy, że tygodniowy czas pracy to 5 dni w tygodniu po 8 godzin – art. 129 par 1 k.p, - a z nadgodzinami, w przypadku uzasadnionej potrzeby, 48 godzin tygodniowo. Dochodzimy to do jeszcze jednej sprawy – łamania przez kierownictwo Vobro prawa do 8-godzinnego dnia pracy poprzez planowanie nadgodzin (patrz art. 151 k.p.) Nadgodziny przepracowane przez Pruszewicza nie były bowiem związane z jakimiś wyjątkowymi okolicznościami, „szczególnymi potrzebami pracodawcy”, one po prostu były czymś w Vobro „codziennym”, a zatem według prawa pracy nielegalnym. Co do tych kwestii istnieją dowody w postaci grafików pracy, oraz odcinków wydawanych przy wypłacie wynagrodzenia z wyszczególnieniem czasu pracy.

W każdym systemie czasu pracy, także wówczas, gdy pracodawca organizuje pracę na zmiany, pracownik ma prawo:

- korzystać z dobowych i tygodniowych okresów odpoczynku;

- mieć zagwarantowany dzień wolny z tytułu wykonywania pracy w niedzielę lub w święto;

- skorzystania z dni wolnych z tytułu przeciętnie pięciodniowego tygodnia pracy.

Przepisy Kodeksu pracy nie przewidują wyjątków dotyczących ograniczenia dobowego okresu odpoczynku czy też stosowania innej formy odpoczynku dobowego - tylko z tego tytułu, że pracownik wykonuje pracę zmianową. Innymi słowy, praca zmianowa nie może stanowić samoistnej przyczyny pozbawienia pracownika dobowego okresu odpoczynku czy też stosowania jakichkolwiek ograniczeń z tego tytułu. Zgodnie z przepisami kodeksu pracy minimalny odpoczynek tygodniowy przysługujący każdemu pracownikowi powinien obejmować co najmniej 35 nieprzerwanych godzin (w tym co najmniej 11 godzin odpoczynku dobowego) i co do zasady powinien przypadać w niedzielę. Niedziela to 24 kolejne godziny, poczynając od godziny 6.00 w tym dniu, chyba że u danego pracodawcy została ustalona inna godzina. Zatem tygodniowy co najmniej 35-godzinny nieprzerwany odpoczynek to czas wolny od pracy przypadający od godziny 19.00 w sobotę do godziny 6.00 w poniedziałek (11 godzin z doby sobotniej bezpośrednio poprzedzających niedzielę plus 24 godziny stanowiące niedzielę). Tygodniowy okres odpoczynku dla pracowników zatrudnionych przy pracach, których wykonywanie jest dozwolone w niedziele, może obejmować inny dzień niż niedziela. Normy te w przypadku Prusiewicza zostały naruszone.

Istnieje zatem całkowicie logiczny i uzasadniony naukowo związek pomiędzy systemem pracy w Vobro, naruszającym szereg norm prawa pracy, a okolicznościami śmierci Prusiewicza, łącznie z tym że wypadek zdarzył się w godzinach wczesnoporannych, po przepracowanej całej nocy; że przedstawiony powyżej rygor pracy narzucono pracownikowi będącemu na umowie próbnej, a zatem mniej doświadczonemu; że pracodawca powinien się był liczyć, że pracownik zatrudnia się u niego po raz pierwszy w życiu, a zatem wymaga szczególnych sposobów przeszkolenia i uświadomienia w sprawa BHP i prawa pracy oraz zasad obowiązujących na terenie zakładu pracy. Wiąże się to z wymogami choćby art. 15 kodeksu pracy nakazującego pracodawcy zapewnienia pracownikowi bezpiecznych i higienicznych warunków pracy, czy art. 17 k.p. nakazującego pracodawcy ułatwić pracownikowi zdobywanie potrzebnych kwalifikacji itd.

Ryzyko zawodowe i inne czynniki
Ryzyko zawodowe, związane z wykonywaną pracą wynika z narażenia pracownika na działanie czynników niebezpiecznych, szkodliwych i uciążliwych występujących na stanowisku pracy.

- Czynnik niebezpieczny to czynnik, którego oddziaływanie może prowadzić do urazu lub innego istotnego natychmiastowego pogorszenia stanu zdrowia człowieka bądź do zejścia śmiertelnego. Do czynników niebezpiecznych powodujących najczęściej urazy, należą przede wszystkim czynniki mechaniczne.

- Czynnik szkodliwy oznacza czynnik, którego oddziaływanie może prowadzić do pogorszenia stanu zdrowia człowieka.

- Czynnik uciążliwy nie stanowi wprawdzie zagrożenia dla życia lub zdrowia człowieka, lecz utrudnia pracę lub przyczynia się w inny istotny sposób do obniżenia jego zdolności do wykonywania pracy lub innej działalności bądź wpływa na zmniejszenie wydajności. W zależności od poziomu oddziaływania lub innych warunków czynnik uciążliwy może stać się szkodliwym, a szkodliwy - niebezpiecznym. Do czynników uciążliwych, występujących przy pracach można zaliczyć: podnoszenie i przenoszenie ciężarów, wymuszoną pozycję ciała oraz znowu stres.

Praca, w której podnoszenie i przenoszenie ciężarów jest stałą czynnością, może być przyczyną nadmiernego zmęczenia fizycznego, przeciążenia mięśni, stawów, a przede wszystkim kręgosłupa. Skutkami mogą być: wycieńczenie organizmu, zmniejszenie wydolności fizycznej, zwiększenie podatności na wypadki, powstawanie urazów ścięgien i kręgosłupa. Środkiem prowadzącym do zapobiegania niekorzystnym skutkom dźwigania jest przestrzeganie norm dźwigania ciężarów z uwzględnieniem różnic w wydolności indywidualnej lub poszczególnych grup pracowników (młodociani, kobiety). Należy dążyć do ograniczenia i wyeliminowania ręcznego przenoszenia ciężarów, np. przez stosowanie urządzeń transportowych (wózków, podnośników).

Wymuszona pozycja ciała podczas wykonywania pracy powoduje szybkie zmęczenie fizyczne, zmniejszenie wydajności pracy, obniżenie tempa i jakości pracy. Niekorzystnym elementem tej uciążliwości jest możliwość przyzwyczajenia się do złej pozycji przy pracy, co po latach może doprowadzić do utrwalonych zmian organicznych, np. trwałego garbienia się, nierównomiernego rozrostu pewnych grup mięśniowych, skrzywienia kręgosłupa. Zapobieganie skutkom wymuszonej pozycji ciała to przede wszystkim kontrola stanowisk pracy i ich optymalizacja za pomocą środków technicznych i organizacyjnych, prowadzona z aktywnym uczestnictwem samych pracowników.

Wykonywanie prac w fabryce słodyczy automatycznie wiąże się z narażeniem pracownika na oddziaływanie większości powyższych czynników w stopniu znacznym, stwarza wiele potencjalnych możliwości występowania groźnych wypadków przy pracy z maszynami i wymaga zachowywania na co dzień rygorystycznych zasad bezpieczeństwa i higieny pracy wynikających z kodeksu pracy, które powinny być regulowane oraz przestrzegane stosownymi aktami prawnymi.

Krzysztof Pruszewicz zmuszony był dźwigać duże ciężary i pracować w niewygodnej pozycji przez długi okres czasu. Pracując na zmiany i w godzinach nocny był zatem szczególnie narażany na wszelkiego typu ryzyka ulęgnięcia wypadkowi. Choć art. 225 k.p. nakazuje, aby pracodawca zapewnił obsadę 2 osób przy tego typu pracy (zwłaszcza w nocy), to Krzysztof Pruszewicz pracował felernej nocy sam, bez asekuracji. Co więcej Krzysztof Pruszewicz nie posiadał nawet właściwych i koniecznych butów antypoślizgowych. Pracodawca ich nie zagwarantował i pracownik ten mógł w każdej chwili pośliznąć się na wszechobecnym w fabryce tłuszczu. Nie wiadomo również co z Kartą Ryzyka Zawodowego, która powinna być podpisana czytelnie imieniem, nazwiskiem z datą przez Krzysztofa Pruszewicza.

Oprócz wskazanych potencjalnych zagrożeń związanych z obsługą różnych niebezpiecznych maszyn i innych urządzeń, niekorzystne warunki pracy są w firmie związane z uciążliwymi warunkami mikroklimatycznymi - temperatura na stanowisku pracy okresowo mogła znacznie przekraczać normę 28 °C (dla prac ciężkich 26 °C). Przekroczenie tych norm powinno skutkować przerwaniem produkcji, zwłaszcza jeżeli zakład nie był do tego typu sytuacji odpowiednio przygotowany. Czy np. Krzysztof Pruszewicz i inni pracownicy otrzymywali posiłki i napoje profilaktyczne zagwarantowane prawnie w związku z powyższymi warunkami pracy (Dz.U. nr 60, poz. 279 z późn. zm.)? Powstają też liczne zapytania dotyczące przekroczeń norm związanych z zapyleniem czy hałasem.

Instytucje (Okręgowa Inspekcja Pracy, prokurator) badające okoliczności wypadku Krzysztofa Pruszewicza nie wzięły pod uwagę, że nałożenie się kilku negatywnych czynników związanych z przekroczeniem norm (dot. np. hałasu, zapylenia, temperatury, noszenia ciężarów, niewygodnej pozycji) w powiązaniu z niedostatecznym zabezpieczeniem warunków pracy (np. w zimne napoje, częstsze przerwy w pracy, obniżenie tempa pracy, odpowiednie wyposażenie pracowników w odzież i obuwie robocze) mogły stać się przyczyną śmiertelnego wypadku. Zwłaszcza przy pracy bez asekuracji. Stwierdzone okoliczności wypadku dowodzą, że Krzysztof Pruszewicz nie uzyskał natychmiastowej pomocy, w tym medycznej, co w przypadku asekuracji nie mogło się wydarzyć i być może pozwoliłoby na uratowanie mu życia. Dodatkowo jeżeli spełnione są przesłanki definicji pracy nocnej, to przepisy Kodeksu pracy zakazują wykonywania pracy przez czas dłuższy niż 8 godzin w przypadku prac szczególnie niebezpiecznych albo związanych z dużym wysiłkiem fizycznym lub umysłowym. Pruszewicz pracował 12 godzin.

Wszechobecny stres
Stres związany z systemu pracy zmianowej i nocnej oraz wykluczeniem z normalnego życia. Stres wynikający z niebezpiecznych warunków pracy przy maszynach i odpowiedzialności świeżo upieczonego brygadzisty. Stres z koniecznością wykonania normy pracy (swojej i całej brygady, bo premia była zależna także od wyniku współpracowników). Stres z przemęczenia i regularnych planowanych nadgodzin (takiego pojęcia nie ma w kodeksie pracy, a Krzysztof miał planowane nadgodziny w grafiku) narzucanych przez pracodawcę. Stres z obawy przed nie przedłużeniem umowy o pracę i utraty pracy.

Stres może powodować dodatkowe zmęczenie i zmniejszenie wydolności umysłowej i psychicznej, zmniejszenie odporności na choroby, zmniejszenie sprawności wzroku, słuchu oraz precyzji czynności manualnych. W konsekwencji prowadzi do zwiększenia ilości błędów popełnianych w pracy, mylnych decyzji, złej oceny stanu bezpieczeństwa oraz braku motywacji do pracy. Przyczyny powstawania stresu to: zła organizacja pracy, zbyt szybkie i wymuszone tempo pracy, zwłaszcza monotonnej, zbyt duża ilość pracy oraz złe stosunki międzyludzkie. To wszystko zaobserwujemy w firmie Vobro i niewątpliwie mamy tu związek przyczynowo skutkowy z zaistniałym wypadkiem śmiertelnym.

Wniosek
Wyjaśnienie jakoby jedyną czy podstawową przyczyną śmierci, był fakt, że Krzysztof Prusiewicz zablokował czujnik maszyn, przez co w momencie wypadku nie wyłączyła się ona samoczynnie, trudne jest do przyjęcia. Po pierwsze dlatego, że nie zabezpieczono dowodu rzeczowego, materiału zakrywającego czujnik. Po drugie dlatego, że zeznający świadkowie, którzy utrzymują, że czujnik był zasłonięty kawałkiem materiału, są uzależnieni od pracodawcy i dodatkowo chronią sami siebie. Po trzecie, nie jest wykluczone, że wyłączanie czujnika była standardowym sposobem podnoszenia wydajności pracy w Vobro. Po czwarte, nawet jeżeli tak było, że czujnik był zablokowany przez Prusiewicza, to istnieją przesłanki, aby stwierdzić, iż w wyniku przemęczenia i stresu, pracownik ten nie działał w sposób racjonalny, więcej, warunki obsługi maszyny (praca w pojedynkę) zmuszały pracowników do tego typu działań. Po piąte, nawet jeżeli czujnik został zasłonięty, to przepis nakazujący, aby przy maszynie pracowało dwóch pracowników zabezpiecza przed takimi okolicznościami. Ale przepis ten nie został spełniony. Ważne jest to zwłaszcza, że – po szóste – nie można wykluczyć, iż zablokowanie czujnika było przypadkowe lub/i wcale nie dokonał tego Krzysztof Pruszewicz (czy ktoś widział, że robi to Pruszewicz?). Siedem: przy maszynie działał tylko jeden z dwóch czujników. Wreszcie po ósme, gdyby w pobliżu był inny pracownik, ofiara wypadku mogłaby liczyć na szybką pomoc.

Dodatkowe ważne jest nie tylko to dlaczego maszyna się nie wyłączyła, ale dlaczego pracownik do niej wpadł. Mamy dwie przyczyny wypadku: po pierwsze pracownik znalazł się w maszynie, po drugie nie zadziałał system ją w takich okolicznościach wyłączający. Jeżeli mówimy o pierwszej przyczynie wypadku, to zasadniczego znaczenia nabierają kwestia o których tu pisaliśmy: szczególne warunki pracy i nie przestrzeganie norm prawa pracy, zwłaszcza co do czasu pracy, odpoczynku pracownika, zabezpieczeń BHP, przeszkolenia, wymuszania wydajności pracy itd. To, że Krzysztof Prusiewicz znalazł się w niebezpieczeństwie związane jest z warunkami pracy w Vobro i łamaniem norm prawa pracy przez pracodawcę. Nie można zatem stuprocentową winą za wypadek obarczyć pracownika, Krzysztofa Prusiewicza. Prokurator badający sprawę kwestie te całkowicie pominął, traktując ofiarę niemal jak samobójcę. Pominął zarówno to, że Prusiewicz wpadł do maszyn pracując już w ponadnormatywnym, „nielegalnym” czasie pracy (ponad 8 godzinę w nocy), kiedy go na terenie zakładu już nie powinno być, oraz w warunkach nie spełniających norm BHP, przede wszystkim stojąc sam przy maszynie, nie będąc wyposażonym w odpowiednią odzież ochroną (buty antypoślizgowe) itd.

Dodatkowo pracodawca ukrywa niektóre okoliczności związane ze śmiercią pracownika. Kiedy doszło do takich przypadków jak ten, że Inspektor Pracy badający sprawę wypadku w firmie Vobro był bratem osoby odpowiedzialnej w firmie za przestrzeganie przepisów BHP; jeżeli dochodzenie dziennikarskie wykazuje wiele nieprawidłowości (Gazeta Wyborcza z d. 8 września 2008 roku); jeżeli właściciel firmy jest zaprzyjaźniony z przedstawicielami brodnickiej policji – to pod znakiem zapytania staje obiektywność całego dochodzenia w tej sprawie. Zginął człowiek i celem wyjaśnienia wszystkich przyczyn śmierci trzeba przesłuchać wszystkich pracujących i już nie pracujących pracowników Vobro. Trzeba wysłuchać specjalistów z prawa pracy i medycyny pracy, którzy określą, na ile warunki pracy w Vobro mogły być przyczyną śmierci Krzysztofa Prusiewicza. Należy to do obowiązku odpowiednich instytucji, a nie rodzinny zmarłego, która wynajmując prawnika za własne pieniądze, musi wyręczać prokuraturę.

Dochodzenie trzeba przeprowadzić i musi je prowadzić osoba spoza brodnickich układów.

Ogólnopolski Związek Zawodowy
Inicjatywa Pracownicza

Tak jest wszędzie.

Ludzie milczą, bo chcą pracować wszystko jest ok do czasu jak nie stanie się tragedia. Ojciec kolegi tydzień temu uległ wypadkowi ma zmiażdżone nogi. Niedopatrzenie BHP.

Reportaż o prawdzie w

Reportaż o prawdzie w Vobro. Prokurator pokazał się z dukającej strony.

http://interwencja.interia.pl/news?inf=1183789

straszne

to jest straszne tak,z tej firmy nie będe kupowała słodkości!

zupełnie z boku nie ważne

zupełnie z boku
nie ważne jaki zakład
pracownicy łamia przepisy bhp, ida ''na skróty'' żeby zrobic norme albo ponad.
a jak cos sie stanie to wina właściciela

te reportaże pani Jaworowicz sa smiechu warte - podobno dostała jakąś anty nagrodę za te jednostronne przedstawianie sytuacji, nie mam na myśli vobro.

a to ze Wojenkowski zaczął podobno ''dbac'' o miasto i sie udzielać dobroczynnie po wypadku mozna miedzy bajki włożyc. pamietam jak juz w 90' sponsorował dzieciakom i szkołom imprezy i nagrody.

czy pisze tu jakis pracownik vobro ? czy może ktos z taśmy sitsu, samindruku itd i się wypowiada w imieniu innych ?
na miejscu Wojenkowskiego zamknęłabym budę, wysłała na ulice 350 osób i miałabym swiety spokój. 20 lat działalności na rynku wystarczy, to nie jest państwowy zakład tylko stworzona z niczego fabryka więc niech to zamknie w cholerę bo chyba do tego dąży siostra Krzysztofa

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.