Zaburzenia psychiczne w kapitalizmie oczami "psychola"
„Zakończyć cyrk gdzie głównym punktem programu
Jest reanimacja stanów, które nigdy już nie staną
Na nogi, i znowu wieczór ma smak podłogi
Gdybym tylko się podniósł, dobrze wiedziałbym co zrobić...”
A.J.K.S. – Brak ofiar w ludziach
Osobowość schizotypowa, neuroza, amotywacja, zaburzenie obsesyjno-kompulsywne, fobia społeczna – te medyczne terminy, są synonimami ogromu cierpienia jakiego doświadczyłem w dzieciństwie i wczesnej młodości. Z jednej strony, uniemożliwiały one normalne funkcjonowanie, z drugiej strony, wyobcowanie społeczne będące ich skutkiem, było jedną z przyczyn moich wnikliwych dociekań dotyczących niesprawiedliwości społecznej i duchowej kondycji człowieka – tak stałem się anarchistą.
Zajęło mi ok. dwudziestu lat, by ogarnąć się i zacząć funkcjonować w miarę normalnie. Chociaż zaburzenia wyleczone i tak odbijają się echem przez całe życie – wciąż na sytuacje stresowe reaguje patologicznie. Nadmierną agresją, depresją lub narkotyzowaniem się. Pisząc ten tekst, powoli wychodzę z kilkumiesięcznego epizodu hardkorowej depresji, leczonej ogromnymi ilościami THC, oraz w mniejszych stopniu alkoholem i amfetaminą (nie polecam). To właśnie owa depresja sprawiła, że projekty LA-RAGE.PL, zin Czarny Rynek, oraz Living Proof stanęły w miejscu, za co przepraszam wszystkich ludzi, których robiłem w chuja zawalając terminy, nie odpisując na maile itp. –współpracowników z L. Proof Gang, znajomych, oraz tych, dla których ważna jest nasza praca.
To doświadczenie, dało mi jednak dużo okazji do przemyśleń i zredefiniowania tego, co dla mnie ważne. Tutaj pobieżnie i na szybko podzielę się garścią swoich refleksji.
Pierwszą kwestią jest medykalizacja i indywidualizacja depresji, neurozy i innych zaburzeń. Jest to ogromny błąd, tylko trochę mniejszy od błędu jakim jest kryminalizacja narkotyków. Zaburzenia psychiczne i emocjonalne oraz zażywanie narkotyków często idą ze sobą w parze, z przyczyn wiadomych tylko dla tych, którzy przeszli przez to hardkorowe gówno. W zasadzie zarówno medykalizacja zaburzeń, jak i kryminalizacja narkotyków jest sposobem na zrzucenie całej odpowiedzialności za życiowe tragedie na jednostkę – system, władza i społeczeństwo umywają ręce od krzywd jakie wyrządzają tym, którzy przyszli na świat, przegrani już na samym starcie.
Bierzesz narkotyki? Łamiesz prawo, więc sam umieszczasz siebie na marginesie społeczeństwa. Ale spokojnie – wpierdol na komendzie i wyrok sądowy na pewno ci pomogą. Mówisz, że palisz skręta, gdyż przedwczoraj walczyłeś sam ze sobą o przeżycie? To idź do lekarza, ty roszczeniowy biedaku! Lekarz przepiszę ci na receptę jakieś pierdolone pastylki, które uczynią z ciebie nie myślące warzywo i ewentualnie sprawią, że będziesz miał siłę iść do pracy.
Nie zrozumcie mnie źle – depresja jak i inne mentalne problemy, są oczywiście zagadnieniem medycznym i jednostkowym, ale nie w tak dużym stopniu jak nam się wydaje. One nie biorą się z powietrza, nie są samostwarzane przez chorą osobę, nie są determinowane przez geny (tak właśnie!). Musiały mieć jakiś grunt, na którym wyrosły. Pierwszym z nich, jest sytuacja społeczno – ekonomiczna danej osoby i jej rodziny, czyli czynnik jak najbardziej społeczny, nie jednostkowy. Drugim, są traumy i domowe patologie z dzieciństwa, które też są zagadnieniem społeczno – ekonomicznym w dużo większym stopniu, niż się wydaje „specjalistom” wierzącym w liberalną religię.
Krótko i prosto – jeżeli żyjesz w ciągłym strachu przed utratą pracy, zadłużeniem, wykluczeniem społecznym, to w pewnym momencie, umysł skatowany tak dużą ilością hormonów stresu (zobacz: kortyzol), zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Często działa tu mechanizm błędnego koła – nie masz pracy, masz deprechę, a przez deprechę, aktywne szukanie pracy z dnia na dzień i z tygodnia na tydzień staje się coraz trudniejsze… Żeby nie być gołosłownym:
„Fried (Fried, 1982) negatywne doświadczenia życiowe, wynikające z przynależności do niższych warstw społecznych, nazywa stresem endemicznym. Definiuje on stres endemiczny jako utrzymujące się poczucie niedoboru, trwałe poczucie straty lub deprywacji i doświadczanie braku odpowiednich zasobów zaradczych. Sugeruje, że stres endemiczny powoduje subtelne i subkliniczne oznaki apatii, alienacji, wycofania, zaprzeczenia emocjom, obniżonej produktywności i rezygnacji.
(…) Dane epidemiologiczne wykazują istnienie ścisłego związku pomiędzy niskim statusem społecznym a zwiększoną zachorowalnością na takie zaburzenia lękowe jak: lęk paniczny (Eaton i wsp., 1994), fobia społeczna (Furmark i wsp., 1999), agorafobia (Boyd i wsp., 1990), fobie proste (Magee i wsp., 1994) i zaburzenia lękowe uogólnione (Wittchen i wsp., 1994).”
[Dorota Frydecka „Nierówności ekonomiczne a choroby psychiczne”, Oblicza nierówności społecznych (Warszawa 2007)]
W tym momencie, jedyną jednostkową predyspozycją jest to, jakiego rodzaju zaburzenie/a wytworzą się w twojej psychice. Dla jednego będą to zaburzenia lękowe, dla innego depresja, dla dziewczyn bulimia/anoreksja, a dla przećpanego mózgu być może schizofrenia. Do wyboru, do koloru.
Kolejną społeczno-ekonomiczną przesłanką, są traumy dzieciństwa i rodzinne patologie. Jeżeli będąc dzieckiem, chciałeś żeby twój ojciec umarł, lub też przystawiałeś do twarzy pijanego ojca rozgrzane do czerwoności żelazko by go „uspokoić”, czy możesz w sposób normalny rozwijać się i robić karierę? Ułatwię wam zadanie i udzielę odpowiedzi zaczerpniętej z doświadczenia mojego i mojego ziomka z Living Proof – otóż nie. Przez następnych parę, lub parę naście lat będziesz powracał do względnej normalności.
Dla katolicko – prawicowych zakutych łbów, patologie to zagadnienia natury moralnej. Dla nas lewicowców, również. Jest tylko jedna mała równica – my dostrzegamy, że połowa ciężaru tych tragedii nosi znamiona społeczno – ekonomiczne. Zabierz rozpacz i beznadzieję biedy, a zabierzesz ponad połowę domowych tragedii. (Interlokutorzy z klasy średniej, proszeni są o nie zabieranie głosu w tej dyskusji, z powodu braku danych empirycznych).
Kolejną kwestią jaką dane mi było zrozumieć jeszcze lepiej, jest to, że granica między zdrowiem a chorobą psychiczną jest bardzo płynna i bardzo umowna. I nie jest to tylko mój wymysł, lecz teza podzielana przez dużą ilość specjalistów, nie tylko tych z nurtu antypsychiatrii.
Co więcej – zdrowie i choroba psychiczna, to etykietki dość mocno uwarunkowane kulturowo. Jeżeli coś pierdolnęło ci w uzwojeniach mózgowych i masz paranoje, fobie lub depresję, jesteś niezdolny do pracowania i konsumowania – jesteś chory. Jeżeli wykształciłeś w sobie osobowość narcystyczną, lub dyssocjalną – będziesz świetnym menedżerem, przedsiębiorcą, lub celebrytą. Osobą stawianą za wzór, raczej nie kojarzoną z jakimkolwiek zaburzeniem. To tylko jeden z wielu przykładów na to, że choroba i zdrowie są postrzegane w dość dużym stopniu przez pryzmat społecznej przydatności i wydajności.
Jeżeli cierpisz na fobię społeczną, którą utrudnia ci wydajną pracę – jesteś chory. Jeżeli cierpisz na pracoholizm zubażający twoje życie – i tak będziesz stawiany za przykład. Jeżeli jestem biseksualistą – powinienem się leczyć i wyspowiadać. Jeżeli mój ziomek ma paranoje i obsesyjne myśli na temat bycia zdradzonym przez dziewczynę – widocznie ceni sobie wierność i katolickie wartości rodzinne.
Jakiś czas temu, spotkałem starą znajomą z Kozanowa – wrocławskiej mekki hip hopu. Przy rozmowie o wspólnych znajomych, padło stwierdzenie o H., moim ziomku z którym zacząłem malować graffiti 13 lat temu. Chodziło o to, że jest ponoć „przećpany”, gdyż wyizolował się, jest w swoim świecie i nie da się pogadać z nim normalnie. Trochę czasu zajęło mi zrozumienie, że koleś, któremu zmarła matka parę lat temu i który też od zawsze klepał biedę, być może również ma depresję. Tylko że zrozumienie tego typu kwestii w naszym społeczeństwie jest nikłe. Dla szarej masy, zwanej też niekiedy przeze mnie bydłem, jesteś po prostu leniwy, mało przedsiębiorczy, niedostosowany (pewnie dlatego, że nie wierzysz w boga).
Ale cóż się dziwić, skoro w szkołach naucza się obowiązkowo religii, zamiast psychologii – jednej z najważniejszych nauk jakie mogą człowieka dotyczyć. Ta sama ignorancja tyczy się również ruchu anarchistycznego, ale to temat na osobny artykuł…
Jedno jest pewne – życie w kapitalistycznym społeczeństwie, które jest niczym innym jak wegetowaniem w ciągłym strachu i stresie, sprzyja i będzie co raz bardziej sprzyjać powstawaniu zaburzeń psychicznych. Przygotujcie się.