Toruń: miasto to nie firma !
„Miasto to nie firma” to hasło niosące ze sobą głos sprzeciwu wobec zawłaszczania przestrzeni miejskiej, która zwyczajowo powinna znajdować się w społecznych rękach, przez kolejne centra handlowe, deweloperów, punkty handlowe i usługowe, przez działalność, która ma na celu pomnażanie zysków, a nie wzmacnianie więzi w społecznościach lokalnych.
W ostatnich latach możemy zaobserwować w Toruniu coraz silniejszą ekspansję nowych centrów handlowych oraz wzmożone zjawisko powstawania grodzonych osiedli, zamkniętych dla okolicznej ludności i zmieniających lokalny krajobraz oraz dzielących przestrzeń na to, co „otwarte” i „zamknięte”, na „nasze” i „cudze”. Nagminne budowanie grodzonych osiedli oraz ogradzanie już istniejących przyczynia się do pogłębiania podziałów społecznych i klasowych pomiędzy bogatszymi i biedniejszymi oraz dzieli ludność mieszkającą w danej dzielnicy na „niebezpieczną” i tą, która się przed niebezpieczeństwem chroni, zamykając przed sąsiadami furtkę, budując płot czy wynajmując ochroniarza, aby, uzbrojony w oko kamery, obserwował, czy nikt nie wdziera się na „lepszy” teren.
Zjawisko powstawania grodzonych osiedli nie ominęło również naszego miasta, jest to obecnie bardzo żywy trend w architekturze, jest to „modne”. Dochodzi do kuriozalnych sytuacji, gdy kolejne bloki tego samego osiedla odgradzają się płotami i domofonami od siebie nawzajem, zagradzając sobie i rdzennym mieszkańcom dzielnicy drogi na skróty i wydzierając kawałek po kawałku lokalną, wspólną przestrzeń.
Zamiast tworzyć lokalne, sąsiedzkie społeczności, oparte na wzajemnym zaufaniu i wspólnocie celów, buduje się podział na „lepszych” i „gorszych”, żerując na strachu lokatorów przed wyimaginowanym niebezpieczeństwem i podsycając go.
Inną ważną kwestią jest gentryfikacja – ponowne przejmowanie centrów miast, starówek i okazałych kamienic przez „elity”. Zjawisko to ma negatywne skutki społeczne, ponieważ, by zrobić miejsce dla nowych lokatorów, banków, ekskluzywnych kawiarni i sklepów, należy pozbyć się zasiedziałych dawnych lokatorów, eksmitując ich, wykupując za bezcen ich mieszkania lub proponując im lokale zastępcze z dala od centrum, by „nie zaśmiecali krajobrazu”. Tym samym, pomimo szumnych haseł o „rewitalizacji”, centra miast umierają, ponieważ, zamiast ludzi i tworzonych dla nich miejsc, zostają tam banki, kancelarie adwokackie, butiki i drogie restauracje, brak natomiast miejsc darmowej rozrywki, terenów zielonych, ogólnodostępnych świetlic, galerii, parków, miejsc, gdzie można zintegrować się z sąsiadami nie mając przy sobie sporej sumy pieniędzy. Na toruńskiej starówce możemy obserwować podobny trend – pomimo, że nasze miasto aplikowało do konkursu na Europejską Stolicę Kultury 2016, ścisłe centrum jest oddawane we władanie oddziałom banków, ekskluzywnym sklepom z ubraniami, a niemałe publiczne pieniądze są hojnie wydawane na niezbyt udane architektonicznie i kulturalnie przedsięwzięcia, mające „ożywić dzielnicę”. Nie bierze się jednak pod uwagę, że bardziej ożywiłoby ją darmowe kino, tor rolkowo-rowerowy dla młodzieży czy świetlica, niż warta 5 mln fontanna lub inscenizacja przedstawienia operowego.
Graffiti w Toruniu, jako komentarz do polityki władz miasta:
http://kolektywnologo.files.wordpress.com/2011/05/grafiti.jpg