O "Dziwce" i Mizoginistycznym Języku
Poniżej zamieszczam tłumaczenie posta Melissy McEwan, którego oryginał znajdziecie tu. Myślę, że artykuł ten może być głosem w dyskusji o transparencie FA i ACK. Główny nacisk kładzie się w nim na słowo "cipa", jednak nie oznacza to, że w miejsce owego słowa nie można wstawić słowa "dziwka". Jest w nim wiele przydatnych uwag, które mogą pozwolić niektórym uczestnikom dyskusji powrócić do meritum - czyli do pytania, czy wyrażenie "coś/ktoś to dziwka" jest seksistowskie. Dodam od siebie jeszcze jedną rzecz. Nie znamy ofiary tej inwektywy. Nie wierzymy już w antropomorfizację abstrakcyjnych pojęć. Nie zejdzie na ziemię Bogini Prostytutek lub Bogini Prawa, by upomnieć się o swoje. Proszę tylko, byście zwrócili uwagę na słowa Melissy McEwan dotyczące kultury, która poczyniła wszelkich starań, by słowo "dziwka" było obraźliwe, szczególnie wobec kobiet i taka jest jego etymologia we współczesnym znaczeniu tego słowa! To, że są "męskie dziwki" nie oznacza, że słowo "dziwka" nie jest określeniem stosowanym wobec pewnego rodzaju kobiet, które zostało przeniesione na coś lub kogoś, aby to coś lub tego kogoś obrazić, a więc JEST określeniem mizoginistycznym. Nie każda kobieta jest "prostytutką". Proszę mi tylko wskazać osoby, które nigdy, w żadnej sytuacji, nie mogłyby być w taki sposób określone (nie chodzi tu o życie seksualne, ale jej szczególne właściwości). W języku angielskim słowo "bitch" oznacza także "cwela". Określa się więc go JEDNOCZEŚNIE jako niemęskiego i "dającego dupy". Jest to więc sprawa jeszcze bardziej oczywista, niż polski odpowiednik. Życzę przyjemnej lektury, choć ponownie udzielam głosu nie-anarchistce. W tej kwestii nie ma to jednak żadnego znaczenia...
Andi Zeisler, współzałożycielka (wraz z Lisą Jervis) magazynu Bitch (ang. dziwka, kurwa, suka), napisała ciekawy fragment na temat "słowa na D" jego konotacji kulturowych, a także jego odzyskiwaniu:
Dziwka to słowo używane w kulturze do określenia każdej kobiety, która jest silna, gniewna, bezkompromisowa, a często także niezainteresowana dawaniem mężczyźnie przyjemności. Używamy tego terminu wobec kobiety na ulicy, która nie reaguje na męskie pogwizdywanie i uśmiechy, gdy mówią "Głowa do góry, maleńka, nie jest źle." [...] Używamy go wobec kobiety, która nie unika konfrontacji.
Więc skończmy z tą nieszczerością. Czy to złe słowo? Oczywiście. Zrobiliśmy wszystko, co jest tylko możliwe w ramach kultury, by właśnie tak było, począwszy od stale utrwalanego poglądu, według którego silne kobiety potępiane są jako straszne, złe i, oczywiście, niekobiece - a bezkompromisowe wypowiedzi kobiet są przekleństwem dla czystego, uporządkowanego świata.
... [W magazynie Bitch] nie chodzi o nienawiść do mężczyzn, ale o wyróżnienie kobiet. Jednak zbyt wielu ludzi nie widzi różnicy. I dlatego, przynajmniej w pewnym stopniu, "słowo na D" jest wciąż tak problematycznym zwrotem.
[…]
Uznałam to za szczególnie istotne w kontekście kampanii Hilary Clinton, lecz również dlatego, że w zeszłym tygodniu odbyłam naprawdę staroświecką i przygnębiającą dyskusję na temat seksistowskiego języka - naprawdę przygnębiającą dyskusję na temat seksistowskiego języka, które odbywałam już tyle razy w swoim życiu.
Zaczęło się w sekcji komentarzy na innym blogu, kiedy sprzeciwiłam się komuś, kto określił osobę, której nie lubił jako "totalną cipę". Oczywiście, byłam wyśmiana za wskazanie, że poniżający i marginalizujący seksistowski język może sprawić, że kobieta poczuje się poniżona i zepchnięta na margines. Nie jestem w jakikolwiek sposób powiązana z człowiekiem, który użył tego słowa, więc wysłałam email do autora, którego znałam lepiej, by zapytać, czy używanie tego słowa na blogu jako obrazy jest odpowiednie i czy określenie osoby publicznej "totalnym pedałem" byłoby do zaakceptowania. Powiedziano mi, że wszystko było dopuszczalne "w rozsądnych granicach". Rasowe inwektywy nie będą ani tolerowane, ani bronione, jednak użycie seksistowskiego języka jest akceptowane. Znaczy to, według moich obliczeń, że jeżeli mieszasz z błotem czarnoskórego mężczyznę nazywając go głupim czarnuchem, jest to przekroczenie pewnych granic, jednak nazywanie go głupią pizdą jest już super.
Chciałabym podkreślić, że jest to kompromis, który izoluje czarnych mężczyzn przeciwko ubocznemu poniżeniu, a już w inny sposób poniża czarne kobiety i ich siostry wszystkich kolorów. Jestem pewna, że to tylko zbieg okoliczności. Ekhm.
Tak więc, w przeciwieństwie do rasistowskich inwektyw, które nie będą ani tolerowane, ani bronione, mizoginistyczne inwektywy będą zarówno tolerowane, jak i bronione ponieważ:
1. W naszym kraju tak właśnie się mówi.
2. Ja tak mówię.
3. Facet, który używa takich określeń "nie jest mizoginem". Przede wszystkim używał go jako określenia kobiecych genitaliów, aby obrazić mężczyznę, a jego intencja nie była mizoginistyczna.
4. Porównanie „cipy” do „czarnucha” nie jest odpowiednie i trywializuje słowo „czarnuch”.
5. Nie może on pozwolić, by PC-policja (czyli ja) pilnowała, by jego komentarze stosowały się do politycznej poprawności.
Zupełnie szczerze, już wcześniej miałam niedal identyczną rozmowę z mężczyzną określającym się jako liberalny/postępowy bloger, ponieważ sprzeciwiłam się używania seksistowskiego języka na jego blogu, dlatego też nie identyfikuję mojego rozmówcy z owym twórcą bloga. Wyróżnienie go byłoby dla mnie zbyt typowe Byłam jednak szczególnie rozczarowana sposobem prowadzenia tej konwersacji, ponieważ myślałam, że osoba, z którą rozmawiam będzie otwarta na wysłuchanie jak bardzo jest to alienujące, a przecież prostą przyczyną takiego zachowania mogło być to, że pociągnęłoby to za sobą ograniczenie liczby czytelników bloga.
Przez co nie powinno dziwić, zważywszy, że, jak już mówiłam, miałam taką rozmowę już wcześniej, że za każdym razem jest tak samo. Pozwólcie więc odpowiedzieć mi na to punkt za punktem, ponieważ są to te same odpowiedzi, które nieustannie dostaję przy takiej wymianie zdań, i wszystkie z nich zostały przy wielu okazjach poruszone w komentarzach.
1. W naszym kraju tak właśnie się mówi. Pewna część naszego społeczeństwa rzeczywiście uwielbia używać słowa "cipa" przy niemal każdej okazji. Istnieją miejsca, w których nie ma 3 sekund, w ciągu których ktoś by nie krzyknął "Taa, cipo!" do swojego kumpla. I ... to naprawdę nie ma nic wspólnego z jego wykorzystaniem na blogu dotyczącym polityki.
Nie ma to również niczego wspólnego z tym, czy jest to z natury rzeczy seksistowskie. Istnieją także bary, w których nie mijają trzy sekundy bez nazwania innego faceta pedałem. Częstotliwość wykorzystania tego słowa w konktretnym regionie nie sprawia, że słowo to przestaje być homofobiczne - w tych regionach lub gdziekolwiek indziej.
Podobnie próba oderwania mizoginistycznych inwektyw od swoich korzeni, by je ponownie zdefiniować nie działa. Powiedzenie "Używam ich w sposób potoczny" jest tylko cyniczną zagrywką mającą na celu uzasadnić dalsze stosowanie mizoginistycznego języka, który wydaje się dobry i celny. Słowo "dupek" po prostu nie ma tego samego wigoru, co "cipa" dlatego mamy te wymęczone wyjaśnienie dlaczego słowo "cipa" nie jest używane w sposób mizoginistyczny, jednak potoczność oznacza, że wszechobecność słowa jest mylnie używana jako dowód, że straciło ono swój pierwotny sens.
Rzucając cipami na prawo i na lewo jakby nie miało już jakiegokolwiek znaczenia - lub jakieś "nowe" znaczenie nie związane z płcią - jest leniwym ignorantem i przyczynia się wbrew wszelkim protestom do kultury nierówności.
2. Ja go używam. Ja używająca słowa cipa, by opisać siebie i mężczyzna używający tego słowa, by opisać innego mężczyznę, to zupełnie różne konteksty. Udawanie, że ta różnica nie jest zajebiście oczywista, jest tym, co August nazywa wytworzonym przekonaniem (ang. a fabricated belief)[1]. Nikt, kto posiada dwie stukające o siebie komórki mózgowe nie twierdzi szczerze, że biali ludzie używając słowa "czarnuch" jako obraza i czarni ludzie używający go z jakiegokolwiek powodu to identyczne sytuacje. Także żaden gej mówiący o sobie "pedał" nie jest tym samym, co Ann Coulter mówiąca o Johnie Edwardsie jako o "pedale" [2]. I nikt nie powinien mieć najmniejszego problemu ze skminieniem, że jeśli ja (lub inne kobiety) odzyskuję słowo cipa (lub dziwka i inne seksistowskie eufemizmy) mówiąc tak o sobie jestem w tym podobna do mężczyzny używająca tego słowa jako obelgi.
Kocham słowo cipa i jestem w pełni za odzyskaniem go - jednak odzyskanie "cipy" należy do kobiet, które ją posiadają i władają nią w sposób ironiczny, co jest komplementem, nie obelgą. Jeśli nazwę swoją dziewczynę "piekną cipką" aby fachowo uporać się z seksistowskim onanistą, służy to odzyskaniu władzy. Jeśli jednak nazwę ją "głupią cipą", o robi coś głupiego, nie będzie to już miało takiej mocy.
Są jednak sposoby na używanie słów i istnieją sposoby na wykorzystanie słów znając różnice, dążąc do oddzielenia przewrotnego kontekstu od tego, co po prostu utrwala ucisk. Nie jest to aż tak trudne.
I nie ma znaczenia jak często kobiety używają go w celu odzyskania języka - nie daje to przedstawicielowi którejkolwiek płci przyzwolenia na używanie go jako zniewagę. Całe to uzasadnienie, że "ty go używasz" uderza mnie swoją żałosną płaczliwością. Dlaczego ty używasz go, a ja nie? Tak jakby był to jakiś wielki wyczyn dla dziewczyn. Zaufaj mi - w całej walce w klatce pomiędzy "niezasłużonym przywilejem z racji urodzenia" a "stosowaniem słowa cipa", masz większe szanse wygranej. Więc morda w kubeł.
3. Facet, który używa takich określeń "nie jest mizoginem". Przede wszystkim używał go jako określenia kobiecych genitaliów, aby obrazić mężczyznę, a jego intencja nie była mizoginistyczna. Dobra, po pierwsze, rozłóżmy to twierdzenie na dwie części:
A. Intencja: Jeśli zamieniasz część kobiecego ciała w inwektywę, wniosek jest taki, że cipki są złe, paskudne, czymś, z czym żadna osoba nie chciałaby być skojarzona. Tak właśnie działają obelgi. Kiedy słowo "cipka" używane jest jako inwektywa, implikuje to negatywną interpretację części kobiecego ciała - jest więc objawem mizoginizmu, ponieważ nieubłaganie znieważa kobiety. Używanie mizoginistycznej inwektywy przeciwko męzczyźnie nie może być inne jak mizoginistyczne w intencji. Jeśli nie masz zamiaru poniżać kobiety, nie używaj mizoginistycznych inwektyw. To naprawdę takie proste.
B. Żaden Mizogin. Jak często trzeba używać mizoginistycznego języka, by zostać uznanym za mizogina? Dwadzieścia razy? Sto? Nieskończoną ilość razy, dopóki nie uderzy kobiety? Podczas zadymy wokół "cipki/kurwy" zrelacjonowanej tutaj, Piny napisał(a) świetny post dotyczący tej ważnej kwestii:
[...] Przyznaję też, że istnieje różnica między kimś, kto otwarcie określa się jako feminista, ale mimochodem używa mizoginistycznych inwektyw i mizoginistycznych satyrycznych obrazków, by wyśmiewać innych ludzi, a szczególnie kobiety, a, powiedzmy, Johnem Knoxem[3].
Nie znaczy to, że dobrym pomysłem jest ograniczenie tego, co jest "rasistowskie", "seksistowskie" i "mizoginistyczne" do najbardziej radykalnych przypadków. [...] Umniejsza to protesty przeciwko wszystkim tym słowom do rangi osobistego afrontu, zrównując "seksizm" ze słowem "cipka". Nazwanie czegoś "seksistowskim" nie oznacza krytyki wyznawanych przez kogoś poglądów, czegoś w rodzaju "reakcyjności", oznacza krytykę tak ordynarnych inwektyw. […]
Strzał w dziesiątkę. W tej dyskusji Pam mówi o tym, że zarezerowawanie tych terminów dla ekstremalnych przypadków pozwala ludziom
racjonalizować takie incydenty, ponieważ prawdziwy rasista pali krzyże na czyimś trawniku lub przywiązuje czarnego człowieka do ciężarówki i ciągnie go po ziemi aż mu odpadną kończyny." Zarezerwowanie terminu "mizogin" i "seksista" dla przypadków okazywania pogardy wobec kobiet oznacza, że facet, który lekceważąco odnosi się do innego człowieka per „cipa” (lub „suka”, „pizda”, czy „dziewczynka”) może usprawiedliwić jego przekonania, że nie jest mizoginem, nawet jeśli używa tych wyrażeń regularnie. Wracając do Piny:
Wówczas staje się niemożliwe opisanie zachowania jako powtarzającego się i typowego, część wzorca, ponieważ zawsze znajdzie się jakiś John Knox, którego brak szacunku do kobiet jest bardziej stały i bardziej oczywisty. W rzeczywistości, łączy to prawdopodobnie ekstremizm z konsekwencją. Jeśli moja nietolerancja nie osiągnie pewnego poziomu, jest ona nieistotną częścią mojej osobowości, nawet w dyskusji o nietolerancji będącej odpowiedzią na objawy nietolerancji.
... Jeśli nie można nazwać kogoś seksista o ile nie traktuje on bez przerwy kobiet w sposób nienawistny lub jego zachowanie same Bill Napoli uważałby za obrzydliwe, wówczas takie rzeczy jak używanie mizoginistycznych inwektyw stają się trywialne. Są one tak dalekie od prawdziwego seksizmu, że mogą one być równie dobrze nazwane feministycznymi.
W rzeczy samej.
Ostatecznym rezultatem przeciwstawiania się nazwaniu mizoginem za używanie mizoginistycznego języka jest danie sobie przyzwolenia na opieranie się rachunkowi sumienia. Jak mówiłem nie mniej niż nonilion razy, każdy z nas, nie podejmując ogromnego wysiłku zbadania narracji uprzedzeń - czym każdy z nas jest skażony poprzez kulturę - starając się wyzwolić z jej objęć czyniących podziały, nie pozbędziemy się uprzedzeń. Pytanie tylko, czy pozwolisz sobie na brak refleksji nad uprzedzeniami. Odpowiadając na pytania dotyczące używania mizoginistycznego języka "Nie jestem mizoginem!" czynisz krok w kierunku ukrycia i uczynienia nieuleczalnymi uprzedzeń, które pozwalają zachowywać się w ten sposób. Bardziej wstydliwym jest odpieranie zarzutu o mizoginizm, gdy jesteś nim ewidentnie, niż powiedzenie "Tak, jestem mizoginem, ale nie chcę nim być."
Przypomniała mi się dyskusja z Billem, która wywiązała się wkrótce po publikacji posta na Shakes. W jednym swoim poście używał czegoś (o wiele mniej oczywistego, niż jawna obelga), wobec czego sprzeciwiłam się i poprosiłam, by to usunął. Oto jak on odpowiedział: Powiedział mniej więcej "Dzięki. Nie zawsze zauważam takie rzeczy i próbuję być na to bardziej wyczulony, więc doceniam, że zwróciłaś mi na to uwagę." To wszystko. Nie muszę nawet mówić jak bardzo szanowałam go za to, jak głęboko mu byłam wdzięczna za całkowity brak reakcji obronnej. I rzeczywiście świetny z niego gość - po tym wszystkim usunął rzeczony fragment ze swojego wpisu. (Innymi słowy nie były to obiecanki-cacanki.)
4. Porównanie "pizdy" do "czarnucha" nie jest odpowiednie i trywializuje słowo "czarnuch". Ostatnio zdążyłam się napatrzeć się na te "rankingi inwektyw" - JFH [...] stwierdził, że "czarnuch" i "cipa" to to samo, prawdopodobnie tylko dlatego, że odrzucał porównanie przez kogoś "dziwki" do "czarnucha": "[P]orównywanie "dziwki" do "czarnucha" jest niesprawiedliwe. Odpowiednik "dziwki" to "drań" lub "dupek". Odpowiednikiem "czarnucha" jest "cipa".
Największą niedorzecznością w tych wszstkich badaniach nad odpowiednikami jest to, że gdy ktoś mówi "Czy użyłbyś słowa "czarnuch" w ten sposób?", ma na myśli "Czy użyłbyś rasistowskiej inwektywy w ten sposób?" Analizowanie czy "cipa" to dokładny odpowiednik "czarnucha" jest tylko sposobem na uniknięcie stojącej za tymi słowami idei. Seksistowski język, tak jak rasistowski język, jest marginalizujący i poniżający. Kropka. I nie muszę określić dokładnego rasistowskiego ekwiwalentu "cipy", zanim określę swoje stanowisko. "Nie jest ono tak złe jak słowo "czarnuch", ale jest gorsze, niż słowo "murzyn"..." Taaaa.
Wewnętrzne rankingi są równie bezużyteczne, na przykład "suka nie jest tak złym określeniem, jak cipa." Kobiety, które są marginalizowane i poniżane przez mizoginistyczny język nie czują się zbyt komfortowo z faktem, że ludzie, którzy go używają marginalizują je i poniżają nas jednym słowem "w większym", a w innym "w mniejszym stopniu".
A jesli są kobiety, które mówią "Bardziej nienawidzę być nazywaną cipą, niż dziwką," podejrzewam, że wskazuje to na to, że jesteśmy na jedne słowo bardziej odporne, niż na inne i/lub mamy więcej kulturalnych możliwości odzyskania danego słowa. To, że istnieje magazyn Bitch, a nie Kwartalnik Pizdowy (a jeśli nawet, to jest to raczej magazyn pornograficzny), coś znaczy.
5. Nie może on pozwolić, by PC-policja (czyli ja) pilnowała, by jego komentarze stosowały się do politycznej poprawności. Oto właśnie to, do czego to się w końcu sprowadza. Jestem po prostu zbyt wrażliwa i staram się kogoś ocenzurować i bla bla bla.
Jestem bardziej wrażliwa na to jak mizoginistyczny język oddziałuje na kobiety, ponieważ jestem jedną z nich. Kolorowi są bardziej wrażliwi na rasistowski język (szczególnie na ukryty rasistowski przekaz), niż ja, ale nie oznacza to, że są zbyt wrażliwi. Kiedy czytelniczka zwróciła mi uwagę, że używane przeze mnie słowo "lame"(ang. "głupek" lub "kulawy" - przyp. tłum.) może być obraźliwe dla niepełnosprawnych, nie oznaczało to, że była zbyt wrażliwa - oznaczało to, że to ja nie byłam wystarczająco wrażliwa. Tak więc jeszcze wiele muszę się nauczyć.
Życie jest wystarczająco trudne bez mojego policzkowania ludzi ufających, że nie jestem głupkiem, i w tym samym duchu starałam się przekazać, że mizoginistyczny język nie jest fajny - hej, nie chcę być atakowany w taki sposób przez rzekomych sojuszników. Gdy podkreślam użycie seksistowskiego języka na blogu prowadzonym przez mężczyznę, jest tak ponieważ taki język jest alienujący, poniżający i wkurzający i działam pod podejrzeniem, że ci blogerzy nie chcą alienować, poniżać, ani wkurzać swoich czytelniczek.
Ale to, jak się okazuje, zwykle bywa błędnym założeniem.
Wielokrotnie sprowadza się to do tego stwierdzenia, gdy próbuję ocenzurować ich blogi, ale oni nie chcą być ocenzurowani. Cholera! To bzdura. Nie chodzi o cenzurowanie, lecz o odmowę samocenzury, co uczyniłoby ich blogi niemizoginistycznymi. Jest jednak tak, jakby samo zrezygnowanie ze słowa "cipa" było jakąś apokalipsą dla ich kreatywności. Mam dla was wiadomość: Jeśli czujecie, że samocenzura sprawia, że musicie zrzec się mizoginistycznego języka, co naraża na szwank waszą rzetelność, nie ma w tym ani krzty rzetelności.
Stosuję autocenzurę przez cały czas. Nie przyznaję tego ze specjalną dumą, jednak nie oznacza to, że wyrażenie "Bush is a fuckin' retard" ('retard' - ang. 'niepełnosprawny', 'ułom' - przyp. tłum.) nigdy nie przeszło mi przez głowę. Ale nie używam tej inwektywy - nie dlatego, że się tak strasznie boję, że "policja ds. politycznej poprawności" mnie dopadnie, lecz dlatego, że to nie jest miłe określenie. To wystarczający powód.
I nie uważam, że nie wyraziłam w ten sposob całego swojego negatywnego stosunku do myślącego inaczej prezydenta nie używszy słowa, które niepotrzebnie obrazi ludzi. Poszerzenie słownictwa poza słowa typu cipa lub retard" nie jest szczególnym wyzwaniem.
Ale stosunek który niezmiennie proponuję - tak jak nieskończone poszerzanie własnych horyzontów - można streścić jako "Radź sobie z tym lub spierdalaj".
Tak więc "spierdalaj".
Ja w ogóle nie czytam (aby nie wyrażać milczącego wsparcia) postępowych blogów stosujących mizoginistyczny język, nawet jeśli są oni ideologicznymi sojusznikami w inny sposób, ponieważ seksizm jest głęboko nieliberalny. Istnieje wiele postępowych blogów, wyłącznie z tymi tworzonymi jedynie przez męskich autorów, które nie używają mizoginistycznego języka - więc nie muszę czytać tych, które to robią.
Wielu z nas udało się pojąć, ze odrzucanie języka, który utrwala ucisk, nie jest tym samym, co zniewolenie przez językową policję. To po prostu podstawowa praca, którą powinien wykonać każdy, kto nie chce być pierdolonym dupkiem.
[1] http://www.someguywithawebsite.com/blogarchive/week_2007_04_08.html#0021...
[2] I was going to have a few comments on the other Democratic presidential candidate, John Edwards, but it turns out that you have to go into rehab if you use the word 'faggot,' so I'm – so, kind of at an impasse, can't really talk about Edwards, so I think I'll just conclude here and take your questions.
[3] Jeden z największych mizoginów w historii Wielkiej Brytanii, który popadł w konflikt z królową Marią w latach 1561–1564 - głównie dlatego, że nie podobało mu się to, że jest ona kobietą.