6 godzin pracy wystarcza w zupełności!

Blog | Prawa pracownika

W połowie XIX wieku, poważnie rozpoczęła się walka o 8-godzinny dzień pracy. Ludzie zauważyli, że dzięki postępowi technologicznemu, możliwe jest wykonanie większego nakładu pracy w mniejszym czasie. Jeśli pracowaliby nadal tyle samo czasu, bogaciłby się tylko właściciel fabryki, który byłby w stanie sprzedać więcej produktów. Pracownicy domagali się więc czasu dla siebie – bo życie to nie tylko praca! Człowiek to nie maszyna, a każdy zasługuje na odpoczynek, czas dla rodziny, dla przyjaciół, dla rozwoju osobistego i udziału w sprawach społecznych.

Pracownik-maszyna, to człowiek pozbawiony życia, nie mający już energii, aby udzielać się społecznie, pozbawiony czasu dla rodziny i rozrywki. Związki pracowników i aktywiści walczyli przez wiele dziesięcioleci o uzyskanie 8 godzinnego dnia pracy. W tej walce niektórzy stracili swoje życie, tak jak członkowie IWPA, którzy zostali bezpodstawnie zatrzymani w Chicago po zamieszkach po jednej z demonstracji w 1886 roku. Ludzie, którzy nawet nie byli na miejscu zostali skazani za to tylko, że byli aktywistami. Większość z nich dostała karę śmierci. Uznawani są do dziś za męczenników walki o 8 godzinny dzień pracy.

W 1928 r., Międzynarodowe Stowarzyszenie Pracowników (międzynarodowe stowarzyszenie do którego należy Związek Syndykalistów Polski) postanowiło, że powinna się rozpocząć walka o 6 godzinny dzień pracy. Jeśli w połowie XIX wieku 8 godzin już wystarczyło, to w XX wieku 6 godzinny pracy powinno również być wystarczające, by wyprodukować wszystko, co nam jest potrzebne. Zamiast 8 godzinnego dnia pracy i wysokiego poziomu bezrobocia, lepszy jest 6 godzinny dzień pracy i praca dla wszystkich!

85 lat minęło, ale prawda jest taka, że nadal pracujemy tak długi tylko i wyłącznie po to, by karmić system, by produkować więcej i więcej niepotrzebnych nam produktów, aby ktoś na tym zarobił – ale nie po to, by zaspokoić nasze nawet najbardziej podstawowe potrzeby!

Warto trochę zastanowić się zamiast bezmyślnie powtarzać, to co mówią nam Panowie politycy i przedsiębiorcy. W rzeczywistości, pracujemy po to, by tworzyć coraz większe bogactwo dla niektórych. Jesteśmy do tego zmuszeni, gdyż nie zarabiamy wystarczająco dużo i nie mamy wystarczającego udziału w podziale zysków z bogactwa, które sami wytwarzamy!

W tych czasach, w których przyszło nam żyć, walczymy przeciwko likwidacji 8 godzinnego dnia pracy, ale przypominamy, że 8 godzin, to i tak za dużo. Walczymy o świat, w którym nie będziemy tylko niewolnikami zysków innych ludzi!

Jesteśmy ludźmi, a nie maszynami!

Oczywiście, że 6 albo i 4

Oczywiście, że 6 albo i 4 godziny pracy spokojnie wystarczą. I tak powinno być w normalnym świecie, gdzie postęp technologiczny działa na korzyść całej ludzkości. Tylko że póki mamy chory kapitalizm, to w sytuacji, w której wykonanie danej pracy zajmuje 2 razy mniej czasu niż kiedyś, burżuj zamiast rozdzielić ją na 2-óch krócej pracujących ludzi (i zapłacić im po ludzku) woli jednego z nich zwolnić. Póki za postępem technologicznym nie pójdzie w parze postęp wewnętrzny i szacunek dla drugiego człowieka, to nigdy nie będzie normalnie.

Zalet jest zdecydowanie

Zalet jest zdecydowanie więcej w tym niejednokrotnie czynniki ekonomiczne.
Obawiam się, że problemem nie jest "chory kapitalizm", bo burżuj za te same pieniądze zwykle woli mieć 6 osób na 6 godzin niż 4 osoby na osiem godzin.

Problemy systemu 2x 1/2 to:
- Podwójna składka na ZUS po stronie pracodawcy ( dodatkowe 300-400pln )
- Niższa emerytura za pracę w niepełnym wymiarze
- Konieczność wdrożenia dodatkowej osoby w procesy
- ??

Gratuluje Autorowi. Jego

Gratuluje Autorowi. Jego poziom oderwania od rzeczywistości jest godny podziwu, nawet w kontekście tego portalu. Oczywiście utopijne wizje są potrzebne, ale to nie znaczy że nie można ich poddać konfrontacji z rzeczywistością.

W pełni się zgadzam, że dzięki postępowi technologicznemu możliwe jest wyprodukowanie większej ilości dóbr. Ba, tak się dzieje. Ale tutaj zgoda się kończy. Pracownicy zyskują na tym co najmniej tyle co pracodawcy. No ale jak spytacie? Proponuję spojrzeć na sprawę czasu pracy, czasu pracy i związanego z nim wynagrodzenia w nieco szerszym kontekście.

Podatki.
Robotnik wypracowujący w trakcie 12, 10 czy potem 8 godzinnego dnia pracy nie był poddany niemal żadnym obciążeniom podatkowym, bo tak można określić daniny sięgające 5-10%. Wartość jaką niosła ze sobą jego praca była w całości przelewana na niego. Podczas gdy obecnie drogi autorze te obciążenia sięgają 70%. Gdyby przywrócić poprzedni stopień obciążenia podatkami wystarczyło by nie 6 ale już tylko 3,5 h.. Już wiesz gdzie znika Ci ten dobrobyt wynikający z postępu technologicznego w procesie produkcji?

Konsumpcja.
Czy tylko ja zauważyłem, że od 19 wieku, o który wspomina autor, faktyczny zakres dóbr uważanych za podstawowe znacznie się poszerzył. Robotnik w tamtych czasach pieniądze wydawał tylko na dobra bezpośrednio związane z przeżyciem, tj. ubranie, jedzenie. Nawet ubrania i inne przedmioty codziennego użytku były znacznie prostsze, a więc tańsze, niekiedy można się było posługiwać wytworzonymi samodzielnie. W dniu dzisiejszym na natomiast na naturalne uznaje się dobra, które wtedy były nie osiągalne. Bieżąca woda, kanalizacja, prac, centralne ogrzewanie, internet, telewizory, komputery, lodówki, kuchenki, pralki suszarki i wiele innych, nie biorą się z znikąd. Ich nabycie pociąga za sobą określone koszty, które w żaden sposób nie obciążały robotników, którym dla utrzymania w XIX wieku wystarczało 8 godzin. Teraz trochę jaśniej w kwestii znikania tej nadprodukcji wynikłej z postępu technicznego?

A może przykład?
Ja wiem, że ten argument może się znudzić, ale może koledzy zamiast jęczeć na pracodawców pokażą jak założyć firmę wypłacającą średnie pensje krajowe za 6 godzin pracy dziennie. Dajcie znać jak wam idzie. Skoro postęp technologiczny...

no

no i co z tego? Czy twoje uwagi przeczą tezie, że przy obecnym poziomie automatyzacji i komputeryzacji produkcji nie jest możliwe skrócenie czasu pracy? Oczywiście, że jest. Nikt w powyższym artykule nie zaprzecza twoim tezom, że państwo w postaci podatków i przymusowych świadczeń zagrabia sporą część pracy.

Konsumpcja się zwiększyła bo powiększył się asortyment dostępnych towarów. Tworzy to niestey również marnotrawstwo, ale to już inny temat. Ale jak to się ma do tego, że w dzisiejszym świecie skomputeryzowana produkcja zastępuję człowieka? Nijak. Wręcz towar produkowany masowo jest tańszy niż towar w limitowanym niskim nakładzie...

Najważniejszymi argumentami na rzecz skrócenia czasu pracy o których wogóle nie wspomniałeś są dwa czynniki:

po pierwsze komputeryzacja i automatyzacja wydobycia surowców, produkcji i wykonywania usług w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat doszłą do takiego technologicznego zaawansowania, że system ekononmiczno-polityczny nie nadążył ze swoim rozwojem aby dostosować się do najnowszych osiągnięć technologicznych.

po drugie bezrobocie technologiczne - gdy jedni pracują dłużej - inni nie pracują wcale. Różni analitycy uważają, że kiedyś w procesach przemian historycznych powstawały sektory wchłaniające poprzednie zanikające w trakcie przemian historycznych. I tak w skrócie rewolucja przemysłowa stworzyła proletariat wchłaniający dotychczasowe formy produkcji rzemieślniczej, agrarnej czy rękodzielniczej to rewolucja informatyczna stworzyła rozrastający się sektor usługowo - rozrywkowy, który wchłania resztki przemysłowego proletariatu. Niestety i te sektory ulegają ciągłej komputerowej restrukturyzacji i nie będą w stanie zagwarantować zatrudnienia we współczesnych społeczeństwach. Nowym sektorem jest tzw. intelektuariat - czyli wąska grupa wyspecjalizowanych jednostek w branży technologicznej, lecz i ten sektor nie da zatrudnienia milionom bezrobotnych zarówno w krajach 3 świata jak i Zachodu.

Dodać można, że ciągle istnieją fabryki w jkrajach 3 świata, gdzie warunki przypominają XIX wieczne fabryki. No ale jak to mówią "człowiek jest mniej warty niż koszulka którą wytwarza"...

A więc ten oksymoron technologicznego bezrobocia i zwiększającego się czasu pracy zatrudnionych, jest ewidentnym przykładem nielogicznych - sztucznie podtrzymywanych wynaturzeń neoliberalizmu.

Zawsze jest możliwe

Zawsze jest możliwe skrócenie czasu pracy. Z tym, że wartość tej pracy musi być na poziomie zadowalającym pracownika. Pensja jest ekwiwalentem wartości jaką dana praca przedstawia dla pracodawcy przy działanie danego przedsiębiorstwa. Tak jak wyżej napisałem, poza sporem jest to, że dzięki rozwojowi technologicznemu pracownicy w tym samym czasie wykonują znacznie większą pracę. Zwiększenie efektów ich pracy, a tym samym wartości dla przedsiębiorstwa, które determinuje wysokość pensji przełożyło się jednak tylko częściowo na wzrost poziomu ich życia. Głównym tego powodem są obciążenia publiczne. Trzeba też zauważyć że sama ilość dóbr uważanych za podstawowe systematycznie się poszerza. Chronologicznie rzecz ujmując, 60 lat emu, prąd nie był standardem, 50 lat temu nie była nim lodówka, 40 telewizor, 20 komputer, 10 internet.

Dalsze twoje uwagi to pomieszanie leków i argumentów za czymś na kształt pensji gwarantowanej, albo co chyba bardziej pasuje odszkodowania technologiczno-rozwojowego.

Pierwsze głosy mówiące o tym, że rozwój techniczny spowoduje masowe bezrobocie pojawiły się wraz z użyciem maszyny parowej przy produkcji i odżywają co jakiś czas. Sam rozwój technologiczny to nie tyle problem co wyzwanie. Nowo pojawiające się branże cierpią na dramatyczny niedobór ludzi. To że w dzisiejszych czasach zapotrzebowanie na furmanów jest znikome, a informatyka o specjalności budowa baz danych, czy inżyniera sieci, trudno na rynku znaleźć.

Zwiększenie efektów ich

Zwiększenie efektów ich pracy, a tym samym wartości dla przedsiębiorstwa, które determinuje wysokość pensji przełożyło się jednak tylko częściowo na wzrost poziomu ich życia. Głównym tego powodem są obciążenia publiczne

No chyba nie. Jeśli pijesz do opodatkowania pracy, to owszem w wielu krajach ono wzrosło np. w USA od lat 60 ubiegłego wieku. Ale równolegle wzrosła produktywność i zmalały inne obciążenia podatkowe dla biznesu typu CIT, kompensując z nawiązką większe opodatkowanie pracy. Mimo to od lat 70 realne płace w USA stoją w miejscu, a nawet okresowo spadają poniżej poziomu z lat 70: http://thecurrentmoment.files.wordpress.com/2011/08/productivity-and-rea...
"Dziwnym trafem" ww. stagnacja i/lub spadek udziału płac robotniczych w dochodzie narodowym idzie w parze z atrofią uzwiązkowienia lub ogólnie mniejszą bojowością północno amerykańskich pracowników (głównie dotyczy to sektora prywatnego). "Dziwnym trafem" tam w USA, gdzie poziom bojowości i/lub uzwiązkowienia nie zmalał tak drastycznie (a nawet wzrósł, jak w sektorze publicznym), płace realne rosły.

Mam jeszcze rozwinąć, czy coś zaczyna świtać w zaczadzonej korwinizmem główce?

Niby niezbyt długa

Niby niezbyt długa wypowiedź, a jednak kretyńska. Sprawdź sobie od czego płaci się CIT i co może ważniejsze jak się wylicza jego podstawę. Wtedy może dotrze że ten podatek jest akurat niezależny od pensji pracowników. Swoją drogą, jak każdy podatek dochodowy jest chory u samych podstaw. Poczytaj.

Co do reszty. Czy Twoim zdaniem strajki, etaty dla związkowców itp. nie mają wpływu na ekonomiczny wymiar pracy pracowników? śnij dalej.

Na ile się orientuję, to

Na ile się orientuję, to wg prawa federalnego i prawodawstwa wielu stanów CIT naliczany jest od dochodu brutto przedsiębiorstwa, w skład którego jak najbardziej zalicza się w USA płace pracownicze. Może więc dla odmiany ty poczytaj, zamiast pouczać innych?

No ale jaja. Całkowity brak

No ale jaja. Całkowity brak wiedzy nie tylko o podatkach, ale i o terminologii z nimi związanej.

To co nieudolnie starałeś się opisać to jest dzióbek podatek obrotowy. Tym się różni od CIT, że jest obliczany od przychodu bez uwzględnienia kosztów. (Dochód to przychód po odjęciu kosztów)

Przychód stanowi sprzedaż produkowanych przez przedsiębiorstwo produktów lub świadczonych usług.

Koszty natomiast to między innymi prace pracowników, wynajem, produkty, opłaty, podatki związane z produkcją (ale bez VAT, chociaż w USA nie ma VAT). Upraszczając, można powiedzieć, że CIT to jest to co płaci spółka, jako byt prawny, od tego co jej zostanie w danym cyklu rozliczeniowym po opłaceniu wszystkich w/w kosztów i sprzedaży temu co dzięki nim wyprodukowała. Zanim wspólnicy dostaną jednak to co im przypada z udziałów zapłacą od tego podatek jeszcze raz - podatek dochodowy od osób fizycznych.

CIT jest więc całkowicie wtórny w stosunku do obciążeń pensji pracowników. Ta jest definiowana przez jej wartość przy wytwarzaniu dóbr/produktów. Co prawda, im wyższe pensje tym mniejszy CIT, ale można tak traktować każdy składnik kosztów. Z punktu widzenia przedsiębiorstwa istotna jest realna wartość pracy. I tak pracownik zarabiający 1 800 wytwarza dla przedsiębiorstwa dobra za około 3 000. Oczywiście co najmniej - to jest granica opłacalności. Nie dzięki CIT, ale dzięki podatkom i opłatą w stylu ZUS, bezpośrednio narzucanym na jego pensję jego realny dochód jest mniejszy niż to co wytwarza.

Wiki to trochę za mało żeby mieć pojęcie po podatkach Panie kolego.

Twoja wypowiedź niby

Twoja wypowiedź niby jeszcze krótsza, a pod względem nagromadzenia kretynizmu bije moją o kilka długości.

Tak naprawdę to czy płace pracownicze wlicza się w USA w podstawę opodatkowania dochodu osób prawnych jest zupełnie poza meritum poruszonej przeze mnie kwestii: stojących od lat 70 XX wieku w miejscu lub okresowo spadających realnych płac robotników, mimo wzrostu produktywności, zysków i malejącego opodatkowania firm w USA (a wbrew liberalnym teoriom, że to wysokie obciążenia podatkowe dla firm są powodem niskich płac - przy czym to czy mówimy o opodatkowaniu pracy czy dochodu nie ma zupełnie znaczenia). Jak na słabego trolla przystało, uczepiłeś się zupełnie pobocznego wątku, w dodatku na bazie fałszywej imputacji, ignorując zasadniczą treść mojej wypowiedzi.

Co do kwestii uzwiązkowienia, to wszelkie dane empiryczne potwierdzają pozytywny wpływ, począwszy od przykładów krajów cechujących się silną pozycją związków zawodowych (Niemcy, kraje skandynawskie itp), po amerykańskie przykłady stanowiące wyjątek od tamtejszej reguły niskiego uzwiązkowienia (sektor publiczny przede wszystkim). Śnij dalej swój korwinowski sen, w końcu zderzenie z rzeczywistością tak bardzo boli...

Skoro zdajesz sobie sprawę

Skoro zdajesz sobie sprawę że CIT jest poza meritum to poco o nim wspominałeś?

System podatkowy ma zasadniczy wpływ na wymiar pensji. Zasadnicza kwestia wiąże się tylko z jego konstrukcją. Opodatkowanie pracy w połączeniu z wysokimi podatkami konsumpcyjnymi muszą doprowadzać do realnego spadku wartości pensji, który nie jest kompensowany wzrostem wydajności. Zajrzy do statystyk całkowitych obciążeń podatkowych. Niezłym miernikiem jest dzień wolności podatkowej. Może coś Ci to powie.

Pozdrawiam.

Konstrukcja CIT jest poza

Konstrukcja CIT jest poza meritum - ściślej wałkowana przez ciebie do porzygania i zupełnie bez sensu kwestia, czy obciąża bezpośrednio płace pracownicze czy nie - a nie jego wpływ na dochód przedsiębiorstwa, podział środków między kapitał a pracę itp. Ten bez wątpienia istnieje, nawet sam gdzie indziej zauważyłeś że im wyższe płace tym mniejszy CIT, co przy okazji jest jeszcze jednym argumentem na nieracjonalność kapitalizmu: zasadniczą tendencją kapitału jest przecież dążenie do obniżania płac, jako jednego z kosztów produkcji (co w dłuższym okresie czasu podkopuje popyt wewnętrzny, a co za tym idzie zyski przedsiębiorstw, ale to już inna para kaloszy), a nie na odwrót.

Co do reszty, to od początku zwracam uwagę, że wzrost wydajności nie kompensuje pracownikom realnego spadku wynagrodzeń. Gdyby było inaczej, to linkowany przeze mnie wykres wyglądałby nieco inaczej. Głównym powodem nie jest jednak - jak utrzymujesz - rzekomo wysokie opodatkowanie pracy ani nawet podatki konsumpcyjne, tylko przede wszystkim pazerność pracodawców z jednej strony, którzy mimo rosnących zysków, wydajności i spadku innych podatków (takich jak przywołany CIT) nie są skłonni odpowiednio podnosić płac, a z drugiej (co jest nawet istotniejsze) osłabienie bojowości pracowników, mniej skłonnych organizować się i walczyć m.in. o podwyżki.

Związek pomiędzy CIT, a

Związek pomiędzy CIT, a pensjami jest taki sam jak pomiędzy CIT, a zakupem żarówek. Oczywiście można dążyć do stanu, w którym nie będzie z czego płacić CIT, czyli braku dochodów lub straty, ale jaki wtedy jest sens prowadzenia działalności. Skąd brać środki na ewentualne inwestycje i nieprzewidziane zdarzenia. No i oczywiście skąd wypłacać dywidendy?

Każdy dąży do minimalizacji kosztów, czy to w przedsiębiorstwie, czy gospodarstwie domowy. Celem jest uzyskanie założonego rezultatu przy minimum kosztów. Wyjątkiem śa tutaj urzędy i przedsiębiorstwa Państwowe, które nie muszą się martwić finansowaniem. Dobry pracownik jest jednak wart zdecydowanie więcej niż zły, a zły więcej niż brak pracownika. Widziałeś przedsiębiorstwo bez pracowników? Jeżeli dany "Prezes" zaczyna tworzyć dziwne rzeczy z płacami, to zawsze jest ryzyko że pojawi mu się konkurencja, która mu tych pracowników zgarnie.

Na resztę odpisałem wyżej. W skrócie: realna wartość pensji rośnie.

"Każdy dąży do

"Każdy dąży do minimalizacji kosztów" Skąd to założenie?
Można dążyć do maksymalizacji zysków, maksymalizacji obrotów, minimalizacji ryzyka przy określonym dochodzie itd.

Samochód służbowy, szkolenia, marketing, inwestycja - to też koszt.
Często firma woli wydać na powyższe niż zapłacić CIT.

animal rationale?

negatywny wpływ na przedsiębiorstwa to mają pasożyty błędnie nazywani pracodawcami - bo pracy nie dają od siebie żadnej, a zagrabiają jej efekt. Strajk oczywiście wpływa na ekonomiczny wymiar pracy bo takie jest jego założenie no nie?

O pasożytach typu etatowi związkowcy czy podatki to nie będe się rozwodził bo tu się zgadzamy.

Czyli ty już wymyśliłeś

Czyli ty już wymyśliłeś stado sposobów na działalność gospodarczą, nabrałeś na siebie kredytów, zorganizowałeś to i stale wszystkim zarządzasz? Oczywiście także dbasz o kontrahentów. A po 5 latach działalności ze wszystkiego wyciągasz tyle ile klient, którego "przyjąłeś pod swoje skrzydła" tydzień temu do zamiatania zakładu.

Stary, jeśli tak, to PEŁEN SZACUN!

Ale mam dziwne wrażenie że nie bardzo wiesz o czym piszesz z tym nie dawaniem pracy... Rusz się z zza komputera, albo nawet zza niego załóż coś, sam utrzymaj się na rynku, zatrudnij potem kogoś, albo w zgodzi z twoimi przekonaniami zaproś do spółki, a potem wróć i podziel się doświadczeniem. Z naciskiem na DOŚWIADCZENIE, a nie fantazje gimnazjalisty.

...

Głównym powodem jest przede wszystkim chciwość właścicieli. Korporacje typu Nike czy Apple przynoszące miliardy zysków, pozbawiły zatrudnienia rzesze pracowników w procesie komputeryzacji produkcji. Jednocześnie tych, których nie dało się jeszcze zastąpić automatami zatrudniają w krajach 3 świata gdzie koszta pracy są minimalne a warunki pracy tragiczne. Więc bzdury typu, że to wina wysokich podatków to czysta propaganda. Z drugiej strony jakim trzeba być naiwniakiem, żeby wierzyć, że jak pracodawca będzie płacił mniej podatków to od razu podzieli się zaoszczędzonymi pieniędzmi z pracownikami...

Asortyment dóbr nie ma nic wspólnego z trudnością ich wyprodukowania. Koszt i czas produkcji komputera czy telefonu jest tak niski, że nie opłaca się ich naprawiać a nowe wersje zalewają nas w takim tempie, że ciężko podążyć za nowościami. Niestety pracownicy obozów pracy w Chinach czy Bangladeszu mogą sobie o nich pomażyć. I tak w USA czy Europie komputery lądują na śmietnikaach a tam pensja całego życia może na niego nie wystarczyć.

Moje uwagi to nie recepty tylko spostrzeżenia. Nie pisze, że rozwój technologiczny to problem. Wręcz przeciwnie - może on pomóc całej ludzkości. Niestety kapitalizm jest systemem prezstarzałym i na siłę utrzymywanym przez szare eminencje biznesowo-bankowe trzymające w swych kieszeniach polityków światowych mocarstw (zobacz kto sponsoruje kampanie prezydenckie kandytatów w USA). System ekonomiczno - polityczny jest zacofany w stosunku do technologicznego. Jednostki nie chcą się dzielić zyskami a zarazem zagrabiają dorobek intelektualny dla własnych korzyści (wiedza jest efektem kolektywnej pracy pokoleń).

Podaj mi przykłady tych branż cierpiących na niedobór siły roboczej? Według analityków (min. Rifkin) nie ma sektora który by wystarczająco zaspokajał efekty technologicznego bezrobocia.

Odnośnie informatyków - specjalistów to poszukaj ich w UK - zdziwisz się ilu z nich czyści tam kible, tak samo magistrów marketingu/zarządzania, ekonomii, socjologii itp. Poziom edukacji i umiejętności nie gwarantuje pracy tak jak kiedyś...

Co do nike itp. Twoim

Co do nike itp. Twoim zdaniem na czym buduje się obecnie wzrost gospodarczy wymienionych przez Ciebie krajów? Płace w Chinach rosną najszybciej na świecie. Chińscy pracodawcy, szukając oszczędności przenoszą produkcje do krajów ościennych np. Bangladeszu. Gdyby nie inwestycje zachodnich gigantów, całe te masy ludzi zajmowały by się uprawą ryżu, z jedną motyką na 20 osób. To się dziobek opłaca obydwu stroną.

Jakim trzeba być naiwniakiem żeby myśleć, że się nie podzieli. Twój sposób myślenia daje się bronić tylko przy założeniu że wszyscy płacą tylko płacę minimalną. A to jest raczej margines (GUS-4,9%). A i z tego trochę ludzi dostaje coś pod stołem. Płaca jest powiązana z wartością jaką pracownik ma dla firmy. Jeśli koszt dnienia wynosi dla pracodawcy 3 000, na umowie jest kwota brutto 2 400, a pracownik dostaje 1 800, to wskaż mi powód dla którego zmniejszenie podatku nie miały by się przełożyć na pensję. Tak jak mówię, w sytuacji, gdy ktoś i tak dostaje ponad minimalną. Jedziesz dziubek.

W koszty sprzedaży tych urządzeń, poza samą produkcją, wliczona jest jeszcze masa innych rzeczy. W cały U
E trzeba doliczyć 2 lata gwarancji na wszystko. Transport. Marketing. No i oczywiście badania nad rozwojem danych technologi lub w wypadku licencji, stosowne opłaty.
Chińczycy szeroko rozumiani mogą sobie pozwolić na coraz więcej. Patrz wzrost ich dochodów.

Kapitalizm jest jedynym co pcha ten świat do przodu. Ludzi nie napędza chęć wspólnego dobra, które jest koszące tylko wtedy kiedy wydaje się sprawiedliwe. (Pomykaj co rano do pracy i mijaj pod sklepem menela żyjącego z zasiłku). Ale chęć zysku. On leży u podstaw wszystkiego co znasz-produktów. Poza kapitalizmem nie ma tego bodźca, a efekty masz w każdej gospodarce niekapitalistycznej. One są w stanie eksportować surowce i produkty minimalnie przetworzone.

Specjaliści, o których wspomniałeś. Ludzi wybitnych, pracodawcy znajdują jeszcze na studiach, bardzo dobrych zatrudniają po studiach, dobrzy mogą się szkolić lub zakładać własne biznesy, a reszta widocznie nie jest specjalistami i powinni szorować te kible. Dyplom to nie jest kupon na dostatnie życie, ale jakiś atutu, który pozwala je osiągnąć. Dyplom nie pracuje za Ciebie.

W całej europie brakuje w chwili obecnej oprócz informatyków i pomocniczego personelu medycznego wykwalifikowanych robotników fizycznych. Ma to związek jak pewnie wiesz z zapaścią szkolnictwa zawodowego. Polecam sprawdzić ile można zarobić jako dobry spawacz czy tokarz.

Płace w Chinach rosną

Płace w Chinach rosną najszybciej na świecie.

Co z tego, że "rosną najszybciej", skoro realne pensje dalej są mocno w tyle np. za płacami polskich pracowników?

No i warto pamiętać, że za ów wzrost opowiada głównie rosnąca od lat bojowość chińskich pracowników: strajki, protesty, sabotaże, a nawet przypadki zabójstw pracodawców. Bez tego mieliby jeden wielki obóz pracy za mniej niż michę ryżu, w końcu - trawestując twoje własne słowa - kapitał to nie PCK czy Caritas.

Jakim trzeba być naiwniakiem żeby myśleć, że się nie podzieli. Twój sposób myślenia daje się bronić tylko przy założeniu że wszyscy płacą tylko płacę minimalną. A to jest raczej margines (GUS-4,9%).

Powoływanie się tylko na płacę minimalną to czystej wody demagogia i manipulacja. Sprawdź sobie, jak wg GUS kształtowała się dominanta i mediana płac w 2010 r., a przekonasz się że to są wartości większe "aż" o 703-1589 zł od 1317 zł brutto (bo tyle wynosiła płaca minimalna w 2010 r).

Życie za taką kasę odbywa się na granicy wegetacji i kombinowania jak dotrwać od 1 do 1 (przynajmniej w takim mieście jak Gdynia, skąd piszę), wiem bo sam zaliczam się do przywoływanego piątego "środkowego" decyla. I na twoją niekorzyść, za taką kasę musi co miesiąc jakoś sobie radzić połowa polskich zatrudnionych.

Teraz stulisz ryj korwinofilu?

wskaż mi powód dla którego zmniejszenie podatku nie miały by się przełożyć na pensję

Bo taka automagiczna zależność po prostu nie występuje. I nie trzeba głęboko grzebać w teoriach ekonomicznych, wystarczy przeanalizować jak kształtuje się wysokość wynagrodzeń w szarej strefie (nieoskładkowanych!) względem płac legalnie zatrudnionych. Z góry uprzedzę: na niekorzyść tych pierwszych. Podobne wnioski nasuwają się np. z lektury danych GUSu, więc po raz kolejny twoje korwinizmy brutalnie rozbijają się o twardą rzeczywistość.

Co do Chin.Nie dostrzegasz

Co do Chin.
Nie dostrzegasz dzióbek co im tę bojowość umożliwia. Cofając się 30 lat wstecz. Czy twoim zdaniem w gospodarce bez jakichkolwiek fabryk zagranicznych, gdzie jest 20 rąk do jednej motyki przy uprawie ryżu jakakolwiek bojowość pracowników miała by sens? Ja mam trochę inną wizję. Gdyby nie to, ze niskie płace przyciągnęły tam kapitał, który zaczął inwestować w infrastrukturę potrzebną do prowadzenia biznesu, szkolenia pracowników no i oczywiście płacić tam podatki, to cała dyskusja o bojowości byłaby bezprzedmiotowa. Jeżeli coś się przyczynia do wzrostu płac to właśnie inwestycje ściągnięte tam w czasach gdy to było najbardziej opłacalne, a nie jakaś tam walka pracowników. W tym tempie, Chińskie pensje przegonią polskie szybciej niż myślisz. Jeżeli uważasz inaczej, zbierz grupkę ludzi, jedź na Saharę i wymuszaj dla was wyższe pensje. Good luck.

"Demagogia"
Popłynąłeś i to ostro. Z podanego przez Ciebie źródła, które pochodzi z 2010 roku, a więc jest średnio aktualne, wynika że płacę zbliżoną do minimalnej dostaje około 10% pracowników. Podkreślam że chodzi o zbliżoną do minimalnej. Jak ty z tego wydedukowałeś połowę polskich zatrudnionych? Nie wiem, ale musiał to być ciekawy tok myślowy. No i oczywiście, te statystyki nie uwzględniają części wynagrodzenia przekazywanej "pod stołem", a w mniejszych firmach może to być znaczną część.
Wracając na ziemie, Co dziwne nie mogę znaleźć nowszych danych gusu. Pomimo, że na podaną w nich wartość powoływał się w ostatnim wywiadzie minister pracy... Być może chodziło mu bardziej o dane eurostatu - 4,8, ale tego się dowiemy.
Poza tym, OBOP stwierdził w 2013 roku że 55% firm, z pośród zatrudniających ponad 50 osób, nie zatrudnia ani jednej osoby na płacę minimalną. Nawet zakładając że reszta zatrudni wszystkich... Twoja teza leży.

Co do wynagrodzenia przy pracy na czarno. Jakbyś dodał do tych danych tyle logiki co propagandy lewicowej to byś doszedł do właściwych wniosków. Praca nierejestrowana siłą rzeczy pojawia się tam, gdzie pozapłacowe koszty zatrudnienia pracownika stanowią element na tyle istotny, że uniemożliwiały by jego zatrudnienie w ogólności. Kwoty tam podane - ok. 700 zł nie uwzględniają poza tym pracy w pełnym wymiarze czasu pracy, ale odnoszą się do miesięcznych przychodów niezależnie od ilości czasu poświęconego na działalność. I tak za głównych pracodawców zatrudniających na czarno uznani są w przywołanym przez Ciebie raporcie GOSPODARSTWA DOMOWE. Te kapitalistyczne świnie uparcie nie zgłaszają do urzędu skarbowego korepetytorów swoich dzieci i pana Józia z
sąsiedztwa który naprawi im kaloryfer. Skandaliczne.

To jak tam z tym rozbijaniem o rzeczywistość czerwony ludziku? Nie dałeś mi dzióbek powodów do stulenia czegokolwiek. Plus za to, że umiesz czytać, ale minus za logikę.

Nie dostrzegasz dzióbek co

Nie dostrzegasz dzióbek co im tę bojowość umożliwia.

Na jakiej podstawie tak twierdzisz? Już Marks podkreślał, a nawet podziwiał, zdolność "młodego" (tj. będącego w fazie ekspansji w dotychczas przed- lub protokapitalistycznym środowisku) kapitalizmu do rozwijania sił wytwórczych znacznie ponad poziom z poprzedzających go systemów - z czym się zgadzam w całej rozciągłości - i ta obserwacja to elementarz lewicowego światopoglądu. Kolejny raz pokazujesz, że nie masz bladego pojęcia o ideologii, którą nieudolnie starasz się krytykować!

Ja po prostu nie zgadzam się z liberalną "teorią skapywania", której najwyraźniej jesteś orędownikiem, że prędzej czy później dobrodziejstwa tego postępu "automatycznie", dzięki samemu rynkowi, spłyną na szerokie masy pracownicze. Wszystko, począwszy od teorii po doświadczenie historyczne (patrz np. rozwój zachodnich welfare states), uczy nas, że jest na odwrót: ogólny wzrost poziomu życia zawsze jest pochodną walki klasowej. Nie zawsze prowadzonej przez wszystkich najmitów, zazwyczaj tylko przez jakiś wycinek klasy robotniczej, ale to jest właśnie mechanizm odpowiedzialny za to równanie w górę.

Popłynąłeś i to ostro. Z podanego przez Ciebie źródła, które pochodzi z 2010 roku, a więc jest średnio aktualne, wynika że płacę zbliżoną do minimalnej dostaje około 10% pracowników. Podkreślam że chodzi o zbliżoną do minimalnej. Jak ty z tego wydedukowałeś połowę polskich zatrudnionych?

Nie wydedukowałem, bo w ogóle nie piłem do pierwszego decyla zatrudnionych. Autentycznie jesteś tak tępy i/lub ślepy, że nie kminisz co jak byk stoi w moim tekście? Podpowiadam: dominanta i mediana (decyl piąty, połowa zatrudnionych). I nawet poszedłem ci na rękę, podając wartości o jakie ww. kwoty są wyższe od minimalnej krajowej. Żeby nie było, że sugeruję iż są one zbliżone do minimalnej krajowej.

A powołałem się na dominantę i medianę z dwóch względów:

1) to są właśnie istotne ze statystycznego punktu widzenia informacje nt. kondycji zatrudnionych, a nie twoje bezsensownie wałkowane 4,8%
2) nikt, kto ma choć mgliste wyobrażenie o przeciętnych kosztach życia w Polsce nie będzie - o ile nie chce się wystawić na pośmiewisko - utrzymywał, że są to kwoty relatywnie wysokie i pozwalające na tzw. godne życie (a więc twoja teza, jakoby w Polsce pracownicy byli dobrze wynagradzani, bierze w łeb), nawet jeśli stanowią jak w przypadku mediany ponad dwukrotność minimalnej krajowej

Kwoty tam podane - ok. 700 zł nie uwzględniają poza tym pracy w pełnym wymiarze czasu pracy, ale odnoszą się do miesięcznych przychodów niezależnie od ilości czasu poświęconego na działalność

Rzecz jasna olałeś link (a co mi tam, wklejam ponownie: http://www.bezrobocie.org.pl/x/568897) do bezrobocie.org.pl, gdzie autorzy powołują się na badania MPiPS wg których osoby formalnie bezrobotne i\lub nieaktywne zawodowo, a w rzeczywistości pracujące na czarno "w pełnym wymiarze", zarabiają o 20-25% mniej niż tacy sami pracownicy zatrudnieni formalnie. W tym momencie twoja głupota i czytanie po łebkach są już nie tyle irytujące, co po prostu bezczelne. Na żywo wyłapałbyś jak nic niejednego buta na mordę za takie podejście do dyskutanta i marnowanie cudzego czasu, więc ciesz się póki możesz z dystansu, jaki daje ci internet.

To jak tam z tym rozbijaniem o rzeczywistość czerwony ludziku?

Śmiesz jeszcze mieć jakieś wątpliwości po powyższych knock-downach, jakie ci zaserwowałem?

Jeszcze jedno. No i

Jeszcze jedno.

No i oczywiście, te statystyki nie uwzględniają części wynagrodzenia przekazywanej "pod stołem", a w mniejszych firmach może to być znaczną część

Ogólnie pracy nierejestrowanej wg GUS w 2010 r. podjęło się 732 tys. czyli 4,6% ogółu pracujących (liczba podana bez rozróżnienia na osoby pobierające część pensji "pod stołem" i zatrudnionych w pełnym wymiarze na czarno), więc jest to kolejny mało istotny statystycznie i w efekcie słabo rzutujący na realia rynku pracy czynnik.

Chłopcze, skupi się wreszcie na tym co ważne, czyli tzw. wielkich liczbach, to może będzie o czym sensownie dyskutować. Na razie zwyczajnie pierdolisz farmazony. Czy raczej: korwinizmy.

"Kapitalizm jest jedynym co

"Kapitalizm jest jedynym co pcha ten świat do przodu. Ludzi nie napędza chęć wspólnego dobra, które jest koszące tylko wtedy kiedy wydaje się sprawiedliwe. (Pomykaj co rano do pracy i mijaj pod sklepem menela żyjącego z zasiłku). Ale chęć zysku."

Pomykałem codziennie do pracy i mijałem dom meneli, żyjących z zasiłków, puszek i chuj wie czego. I wiesz co? Bardzo lubiłem się z jednym chłopakiem z tego domu napić, zabawnie było - gdyby mnie to nie odebrało chleba, to sam bym mu dawał na piwo i zresztą, przecież dawałem, bo mnie było z nim miło.
"Chęć zysku" jest motorem ludzkiego działania tylko wtedy, jeśli jako "chęć zysku" rozumiemy dążenie ludzi do czegokolwiek, czego chcą (np. moje dążenie do tego, by się napierdolić w miłym towarzystwie). A to jest za szerokie pojmowanie zysku, żeby na jego podstawie snuć spekulacje dotyczące tego, co jest dobrym rozwiązaniem w ekonomii - ludzie są zdecydowanie bardziej różnorodni pod tym względem, ni Tobie się zdaje. Snuje sprzedajesz, przestań.

nie jesteśmy sobie nic dłużni - Max S.

a nie wydaje Ci sie, ze

a nie wydaje Ci sie, ze gdyby nagle "oddac" pracownikowi te 70% podatku, o ktorym piszesz, to wcale w cudowny sposob nie zarabial by on nagle 3000zl i zyl we wzglednym luksusie, tylko pracodawca stwierdzilby, ze nie ma mu potrzeby tyle placic (bo i tak jest 100 osob na jego miejsce) i naytchmiast by mu ta pensje obcial, do doskonale znanego w polsce poziomu "za malo by zyc, za duzo by umrzec", by sam gromadzil wiecej? bo mnie sie wydaje, ze tak wlasnie by bylo. kapitalista nigdy nie odda pracownikowi ani zlotowki wiecej niz musi.

Idąc Twoim tokiem

Idąc Twoim tokiem rozumowania wszyscy zarabiali by pensję minimalną, a wedle ostatnich badań to chyba 5%.

Wzrost wysokości pensji byłby naturalną konsekwencją ograniczenia obciążeń. Wbrew twoim wizjom, pracownicy przedstawiają dla pracodawcy wartość równą wykonywanej przez nich pracy. Jeżeli dany przedsiębiorca w tym momencie wydaje na pasję 3k, a pracownik ma z tego 1,8k i po zmniejszeniu podatków to by się nie zmieniło, to stracił by pracownika. Poszedł by do konkurencji, która płaci lepiej. Tyczy się to oczywiście w pierwszym rzędzie pracowników w jakiś sposób wykwalifikowanych, ale z czasem zaczęło by schodzić w dół.

Możesz oczywiście założyć że wszyscy pracodawcy w PL by się dogadali i całą różnicę zachwali dla siebie, ale jest to ... mało prawdopodobne.

Jeżeli nawet kwota uwolniona od podatku została by w jakiejś części zachowana przez przedsiębiorstwo, to znalazło by to zapewne odbicie w cenie towarów czy usług przez nie oferowanych, a więc finalnie dla pracownika-konsumenta.

tak to sie wlasnie w

tak to sie wlasnie w kapitalizmie odbywa - mimo mitow "cudownej konkurencji", to zmowy cenowe sa duzo czesciej stosowanym srodkiem niz ucziwa konkurencja. to sie po prostu bardziej krwiopijcom oplaca. a kapitalizm nie opiera sie na wolnosci, jak to sie niektorym wydaje, a tylko i wylacznie na maksymalnym pomnazaniu kapitalu. i w tym celu stosowane sa wszelkie skuteczne srodki. dlatego tez, gdyby jakims cudem nagle wrocic do "cudownego" 19-wiecznego kapitalizmu drobnych przedsiebiorcow, to w krotkim czasie jedni pozerali by drugich i znow doszlo do etapu stworzenia kilku ogromnych firm i pozornej konkurencji.

80% przedsiębiorstw w

80% przedsiębiorstw w Polsce to MIŚP. Jak dziubek widzisz te zmowy cenowe? Wtajemnicz mnie.

"Robotnik wypracowujący w

"Robotnik wypracowujący w trakcie 12, 10 czy potem 8 godzinnego dnia pracy nie był poddany niemal żadnym obciążeniom podatkowym, bo tak można określić daniny sięgające 5-10%. Wartość jaką niosła ze sobą jego praca była w całości przelewana na niego. Podczas gdy obecnie drogi autorze te obciążenia sięgają 70%."

Po pierwsze - robotnik zazwyczaj nie był kompletnie wyizolowaną jednostką. Np. ktoś musiał go wychować, wykarmić itd, czyli mówiąc oględnie - musiał go ktoś zrobić, a potem go utrzymać przy życiu i zdrowiu. I akurat te obciążenia były wtedy masakrycznie większe niż obecnie, ponieważ tym zajmowali się inni robotnicy i robotnice, zasuwający po 12 godzin dziennie i mający dużo mniej środków do tego.
Tego obciążenia nie uwzględni Ci żaden rachunek pieniężny, tak swoją drogą - bo to była praca za którą nie płaciło się ani w pieniądzu, ani w żadnym ekwiwalencie pieniądza (toś mógłby powiedzieć, że w ogóle się nie płaciło). Nie zmienia to faktu - to były bardzo duże obciążenia, tyle, żę nie wymierzane pieniądzem. A jeśli tak, to śpiewkę o 5-10% obciążeniu podatkowym możesz sobie wsadzić - pokazuje tylko czubek góry lodowej. W dodatku, dzisiejsze, wyższe obciążenie bywa wykorzystywane do fundowania np. medycyny, co zmniejsza właśnie te obciążenia, które są potrzebne do "wyprodukowania" robotnika. A jest to podstawowy wysiłek, bez którego ówczesny i obecny system ekonomiczny po prostu by nie istniał.

"Ja wiem, że ten argument może się znudzić, ale może koledzy zamiast jęczeć na pracodawców pokażą jak założyć firmę wypłacającą średnie pensje krajowe za 6 godzin pracy dziennie. Dajcie znać jak wam idzie. Skoro postęp technologiczny..."

Zaraz po tym, jak dorwę się do kapitału, założę taką firmę, obiecuję Ci. Jednak nie stanie to się zbyt szybko, bo nie zamierzam zdobywać go w sposób niewolnościowy. Stąd, zanim nastąpi rewolucja, pozwolę sobie dokonywać krytyki tego systemu i uważać Cię za durnia, ponieważ uważasz to za "jęczenie".

"Czy tylko ja zauważyłem, że od 19 wieku, o który wspomina autor, faktyczny zakres dóbr uważanych za podstawowe znacznie się poszerzył."

Potencjał produkcyjny ludzi zwiększył się jeszcze bardziej, jesteśmy w stanie wysłać człowieka w kosmos, zbudować bombę topiącą górę, znamy lekarstw na większość chorób, które były realnym problemem w XIX wieku. Z tego powodu pracy jest wręcz za mało, bo tak nie wiele potrzeba, by robić rzeczy potrzebne czy podstawowe.

Nikt Cię przecież nie

Nikt Cię przecież nie zmusza do pracy ...
Wynagrodzenie dostajesz za wykonaną pracę, a nie za sam fakt pracy - więc pracując 8 godzin (ja pracuję 10 godzin dziennie) na pewno dostaniesz więcej, aniżeli wykonując tej samej wartości pracę przez 6 godzin.
Na bezrobocie natomiast to nie wpłynie ...
Ceny zwiększy.

Pracownik tak samo jak pracodawca : oferuje dobro - pracę, za konkretną cenę - zarobek i klient - pracodawca może chcieć to dobro kupić, lub nie.
Nikt nikogo w normalnym kraju tutaj nie zmusza, więc cała ta legislacja powinna wylądować w koszu - z 8 godzinnym okresem pracy włącznie.

Doedukuj się dziecię

Doedukuj się dziecię Korwina z historii 500 ostatnich lat, to przekonasz się że rozprzestrzenienie się pracy najemnej ściśle wiązało się z pozbawieniem metodami państwowego przymusu szerokich mas ludzkich dostępu do środków produkcji (początkowo głównie poprzez wywłaszczenie z ziemi), doprowadzając do koncentracji własności w rękach nielicznych-kapitalistów i konieczności sprzedawania swojej pracy dla reszty tj. wywłaszczonego proletariatu. Rozwój późniejszego kapitalizmu przebiegał z grubsza ww. torem - państwowa przemoc na straży akumulacji własności i kapitału w rękach nielicznych - i tylko skończony debil może twierdzić, że ma to coś wspólnego z "dobrowolnością".

A twoje wywody o rosnących płacach wprost proporcjonalnie do wydłużania czasu pracy to już totalna kpina i świadectwo historycznego zidiocenia: wystarczy tylko porównać płace i standard życia robotników przed wprowadzeniem 8 godzinnego dnia pracy i po, żeby stwierdzić że bredzisz. W ogóle poziom płac i siła nabywcza pracowników to przede wszystkim wypadkowa walki klas i rozwoju technologicznego (który w tej samej jednostce czasu umożliwia wytworzenie większej ilości i lepszych dóbr), w związku z tym trudno tu mówić o jakimś prostym wzorze typu "dłużej tyrasz więcej zarabiasz". Gdyby było inaczej, to Polacy i Grecy będący w niechlubnej czołówce najdłużej pracujących krajów Unii, cieszyliby się wyższym standardem życia niż np. krócej pracujący Holendrzy i Francuzi. A jak jest, to każdy widzi...

o lol. Tyle debilizmu w tak

o lol. Tyle debilizmu w tak krótkiej wypowiedzi. Największy wyzysk miał i będzie miał miejsce w systemach skrajnie lewicowych. Poczytaj o tym jak budowało się potęgę komunizmu i jak ludziom się przy tym żyło. Co prawda były mniejsze nierówności społeczne, ale czy wszyscy musimy stać po szyję w gównie w imię "sprawiedliwości" społecznej?

Kapitalizm, zgodnie z nazwą, nie podąża za kapitałem tylko za pomysłem. W naszym ubogim kraju, dysponując gównianym pomysłem na biznes, bez szczególnych planów, możesz dostać 23 k. od powiatowego urzędu pracy. Nie musisz i zwracać o ile nie zwiniesz działalności przez rok. Jeżeli dorzucisz do tego biznes plan i utrzymasz działalność przez 2 lata i wojewódzki urząd pracy da Ci 45k. Możesz mi łaskawie wskazać na co Ci więcej? Czy może skoncentrowałeś się na krytykowaniu, zamiast sprawdzić możliwości?

Jeżeli wymyślisz nawet budowę jakiejś fabryki. O ile wymyślisz nowy produkt, czy usługę i przekonasz do niej inwestorów. Przez przekonanie rozumiem wskazanie jej rentowności i możliwości osiągnięcia zysku. A wtedy możesz pomiędzy nimi wybierać. Nie ma raczej w tym nic dziwnego, że nikt nie za sponsoruje Ci działalności charytatywnej, ale dla ciebie to też będzie argument dla krytykowania kapitalizmu.

Przechodząc dalej. Gdyby Polacy nie mieli pod drodze komunizmu, który doszczętnie zdewastował gospodarkę to zarabiali by przy obecnym wymiarze czasu pracy tyle co zachodni koledzy. Nic nie mówi fakt że to właśnie państwa europejskie, w których "klasa robotnicza" nie miała z kom walczyć mają pensję kilkakrotnie niższe niż w europie zachodniej? Nie widzimy związku? Nic? Przecież tam powinna być idylla i generalnie eden. Klasa robotnicza rządzi, wszyscy mają po równo, nie ma powodów żeby krępować wolność słowa... Tylko że widzisz dziubek. Troszkę to było inaczej... A jak było i do czego doprowadziło to zapewne z chęcią sobie doczytasz :).

Nie mam czasu odnieść się

Nie mam czasu odnieść się do całości, w większości z resztą niemerytorycznego bełkotu, więc tylko kwestia dotacji na rozkręcenie biznesu.

Po pierwsze sam w ten sposób potwierdziłeś chujową sytuację ludzi pracy, którzy muszą być dotowani z publicznych pieniędzy, jeśli marzy im się awans do klasy wyzyskiwaczy - gdyby mogli to osiągnąć własnymi środkami, to ww. dotacje nie byłyby koniczne. Po drugie zainteresuj się może jakimiś realnymi przykładami, bo te które znam z autopsji potwierdzają w całej rozciągłości, że - w realiach raczkującego biznesu, gdy przez szmat czasu nawet minimalny zysk jest sukcesem, a normą strata lub wychodzenie na zero mimo niegłupich pomysłów na działalność - te "ogromne" środki bardzo szybko się kończą. A potem witaj brutalna rzeczywistości kapitalizmu, gdzie gros firm upada po roku, 2 latach działalności.

A w "dziubek" to możesz kiedyś dostać, choćby za tą wkurwiającą manierę, bo za poglądy już dawno "po robotniczemu" powinieneś w ryj zarobić.

Czy ty czujesz co piszesz?

Czy ty czujesz co piszesz? Najpierw jęczysz, że nie ma kapitału dla ludzi którzy coś chcą zrobić, potem jęczysz że jest ale trzeba o niego poprosić...

Muszą być dotowani bo 80% ich pieniędzy Państwo przejmuje w formie najróżniejszych danin. Gdyby tego nie robiło spokojnie można by było się obyć bez tych zbawiennych dotacji.

Upadki firm to jest esencja kapitalizmu. Jeżeli ci się to nie podoba to kupuj dzióbek przesolone żarcie w restauracji, obcinaj się u fryzjera który nie umie trzymać nożyczek, czy naprawiaj samochód w warsztacie, który nie radzi sobie z naprawą roweru. Na rynku zostają tylko te przedsiębiorstwa, które w jakiś sposób przyciągają do siebie klientów - a tym samym generują zysk. Przedsiębiorstwa upadające oddają swoich klientów innym, bardziej konkurencyjnym. Śmieszne jest panujące tutaj przekonanie że upadek firmy to jakiś kataklizm połączony zapewne ze śmiercią jej klientów. Może to być szok, ale zamknięcie salonu fryzjerskiego nie spowoduje, że ludzie przestaną ścinać włosy. Zarobi po prostu inny fryzjer.

Czekam z niecierpliwością jak przyjdziesz na rozmowę kwalifikacyjną i mi będziesz dawał w dzióbek .

...

przestań propagować kapitalizm ten przestarzały system, który swoją głupotą i brakiem logiki przeraża. Wolny rynek? Buahaha - kontrola korporacyjno, oligarchiczno bankowa a ty tu snujesz smenty o wolnej konkurencji. Kapitalizm to socjalizm dla bogaczy, więc puknij się w ten dziubek i zacznij myśleć.

Nie przestanę, bo jak

Nie przestanę, bo jak widać trzeba. Inaczej znowu nastanie jakieś lewicowe wynaturzenie i wszyscy pospołu, prócz awangardy rewolucji oczywiście, stać będziemy po uszy w gównie. A wtedy, jak pokazuje praktyka ustrojów lewicowych nic pisać już nie będzie można. Wolę więc działać zawczasu. Poza tym, Trochę Twórczej krytyki jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Masz oczy w dupie czy

Masz oczy w dupie czy jesteś zwyczajnym głąbem, który nie potrafi czytać ze zrozumieniem prostych zdań po polsku? Nigdzie nie "jęczałem", że o dotacje trzeba prosić, tylko zwróciłem uwagę na fakt, że na ogół nawet one nie wystarczają na efektywne rozkręcenie biznesu "od zera". I bynajmniej nie dlatego, że świeżo upieczeni przedsiębiorcy są mniej konkurencyjni pod względem oferowanych produktów/usług. Nieraz decyduje mniejsza niż u konkurencji pula środków na marketing, gorsze warunki handlowe u dostawców, zazwyczaj większe na starcie wydatki na kapitał stały itp - czynników "obiektywnych" jest cała masa, ciężko tu o syntezę bez przeanalizowania konkretnych przypadków w konkretnych branżach. W każdym razie tylko totalny ignorant (czytaj: w dziubek walony korwinista) może tłumaczyć krótkotrwałe żywoty średnio co 2-3 nowej firmy wyłącznie "gorszą jakością" oferowanych dóbr i usług.

Znamienne jest też to, że w ogóle nie analizujesz problemu od strony pracowników tych upadających firm. W warunkach agresywnego neoliberalizmu, gdy pozbawiony pracy raczej nie może liczyć na odpowiednio wysokie osłony socjalne ze strony państwa i skazany jest zaciskać pasa na bezrobociu lub podejmując się pracy na gorszych warunkach płacowych, to jego konsumpcja ulegnie zmniejszeniu. Jeśli zjawisko to przybiera charakter masowy (a tak jest w polskich warunkach), to automatycznie odbija się to negatywnie na efektywnym popycie i powoduje kurczenie się rynku wewnętrznego. W wyniku tego jeszcze mniej firm jest w stanie utrzymać się na rynku i musi albo ciąć koszty (czytaj najczęściej płace i/lub etaty), albo zwijać działalność. Koniec końców budzimy się z ręką w nocniku, czyli w konkretnym kryzysie.

Oto twoja "esencja" w większej rozciągłości czasowej i przestrzennej. Ale spoko, analizuj sobie dalej gospodarkę przez pryzmat kilku warsztatów samochodowych, zakładów fryzjerskich czy podrzędnych restauracji z najbliższego sąsiedztwa. Odwalasz kapitalną robotę, ośmieszając korwinizm i wyręczając w tym dziele lewaków.

Tak jak pisałem wyżej.

Tak jak pisałem wyżej. Dotacja, czy sama chęć prowadzenia działalności nie jest gwarantem sukcesu, ani czegokolwiek innego. Działalnością, na którą w skali kraju idzie najwięcej pieniędzy z dotacji są bodaj gabinety kosmetyczne. Jeżeli otworzysz och w 100 000 mieście 5 00 to jak one mają się utrzymać. Czekają tyle ile trzeba żeby nie zwracać dotacji i się zwijają. Cyba że w jakiś sposób zdobędą klientów. W Twoim czarnym śnie, wszystkie nowo założone działalności padają wykończone przez istniejącą już na rynku konkurencję. Pomijając już fakt, że w wielu branżach konkurencji nie ma, to ni widzę w tym nic złego, ani tym bardziej dziwnego, co już opisałem wyżej.

Co do sposobu zdobywania klientów, czy Ci się to podoba czy nie, klientami rządzi jakość i cena. Przy czym w jakości możesz sobie ująć marketing, jako kreowanie wizji jakości produktu/usługi u klienta. Nic innego się nie liczy. Ludzi, którzy się bawią w analizowanie powiązań kapitałowych, żeby sprawdzić czy przypadkiem co w ramach tego holdingu nie szkodzi środowisku, czy nie łamie praw pracowniczych jest mniej niż 1%. Jeśli się do niego zaliczasz to chwała Ci za to, tylko że takich ludzi jest mimo wszystko deko za mało.

Jakich pracowników. Dziubek, przedsiębiorstwo to nie jest Caritas czy PCK. Jeżeli pada, to choćby pracodawca miał gołębie serce i brał najmniejsza pensję z załogi (dajmy na to 10 osób w warsztacie), to po upadku ich drogi się rozchodzą. Ani oni jemu, ani on im nie będą dawali środków na utrzymanie. Z świadczenia wiem, że po znacznej części takich upadków, pracodawcy zostają straszliwe długi, a pracownikom w najgorszym wypadku pensja do ściągnięcia.

Oczywiście zabieranie ludziom pracującym 80% pensji, po to żeby dać Tą kasę niepracującym nie ma nic, ale to nic wspólnego z kryzysem. Bo jakże by mogło.

Podawane przeze mnie przykłady są proste bo i gospodarka nie jest skomplikowana. Poza tym, bliższa ciału koszula. Póki co 60% pkb generują mali i średni przedsiębiorcy, podobny jest też ich udział w zatrudnieniu... także chyba mam dość dobre przykłady :).

A kto się ośmiesza, czas pokarze. :)

Tak jak pisałem wyżej.

Tak jak pisałem wyżej. Dotacja, czy sama chęć prowadzenia działalności nie jest gwarantem sukcesu, ani czegokolwiek innego.

O rly? A przypadkiem to nie ty kilka postów wyżej po wyliczeniu dotacji, o które mogą zawalczyć startujący przedsiębiorcy, podsumowałeś temat następująco: "Możesz mi łaskawie wskazać na co Ci więcej?"

Gubisz się chłopczyku w zeznaniach, ale to w końcu takie typowe jak się korwinistę przyciśnie...

W Twoim czarnym śnie, wszystkie nowo założone działalności padają wykończone przez istniejącą już na rynku konkurencję.

W jakim moim "czarnym śnie" i gdzie ja pisałem o "wszystkich nowo założonych działalnościach"? Pisałem o "średnio co 2-3 nowej firmie", co pokrywa się z grubsza np. z danymi GUS (patrz chociażby "Warunki powstania i działania oraz perspektywy rozwojowe polskich przedsiębiorstw powstałych w latach 2005 - 2009" http://www.stat.gov.pl/gus/5840_1313_PLK_HTML.htm).

Reszta twojej wypowiedzi to zbiór nic nie wnoszących do dyskusji komunałów ("przedsiębiorstwo to nie jest Caritas czy PCK"), przekłamań ("zabieranie ludziom pracującym 80% pensji") i niczym nie uzasadnionych twierdzeń ("gospodarka nie jest skomplikowana").

Twierdziłem i nadal

Twierdziłem i nadal twierdzę, że sukces przedsiębiorstwa nie leży w dotacji, a w pomyśle na jego prowadzenie. Dotacja to jedynie jeden z elementów wspomagających. Jak widać po przytoczonych przez Ciebie danych, element dalece niewystarczający. Gdzie ty tu widzisz sprzeczność...?

Firmy padają, a w ich miejsce powstają nowe. Wyżej opisałem, że to naturalna kolej rzeczy. Jak chcesz z tym walczyć naprawiaj samochód w warsztacie, który po 2 miesiącach oddaje ci samochód z innymi wadami. Możesz też jadać w barach w których w żarciu są włosy, albo jest regularnie niesamcze, ale za to dwa razy droższe niż u konkurencji. Możesz też oczywiście w ramach protestu przeciwko upadaniu przedsiębiorstw kupować AGD mało znanych firm, w lokalnym sklepiku, gdzie będą 2 razy droższe, a na dodatek producent i sprzedawca zmyją się przed upływem gwarancji, a po awarii sprzętu. Nikt Ci tego Dziubek nie zabrania. Tylko czy twoje zaślepienie sięga aż tak daleczy, czy może już łapiesz czym jest konkurencja i dlaczego jest dobra?

Twierdziłem i nadal

Twierdziłem i nadal twierdzę, że sukces przedsiębiorstwa nie leży w dotacji, a w pomyśle na jego prowadzenie. Dotacja to jedynie jeden z elementów wspomagających. Jak widać po przytoczonych przez Ciebie danych, element dalece niewystarczający. Gdzie ty tu widzisz sprzeczność...?

W twoich własnych słowach, które zacytowałem w poście, do którego się przed chwilą odniosłeś. Ale spoko, idź dalej w zaparte i kompromituj się, że nie napisałeś tego, co - jak każdy może bez trudu zweryfikować - napisałeś...

Firmy padają, a w ich miejsce powstają nowe. Wyżej opisałem, że to naturalna kolej rzeczy. Jak chcesz z tym walczyć (...)

Wskaż, gdzie twierdziłem że chcę zapobiegać każdemu upadkowi albo odszczekaj te imputacje.

Dla porządku - nie dla ciebie, bo jesteś patentowanym debilem i tak czy inaczej nie zrozumiesz - tłumaczę. Skupiłem się z jednej strony na przyczynach padania firm innych niż tylko gorsza jakość produkowanych dóbr/oferowanych usług (do których prawie w ogóle się nie odniosłeś), a z drugiej strony nakreśliłem negatywne efekty ww. w postaci np. zmniejszenia się siły nabywczej eks-pracowników tych firm i w efekcie mniejszego popytu wewnętrznego (do czego w ogóle się nie odniosłeś). Ponownie, nie po to żeby postulować ratowanie każdej upadającej niezależnie od przyczyn firmy, tylko żeby wskazać, że to "cudowne narzędzie", jakim jest w kapitalizmie konkurencja, na dłuższą metę - wraz z kurczeniem się ilości podmiotów na rynku i oligopolizacją gospodarki - cementuje podział na klasy kapitalistów i pracowników najemnych. Tworząc dla tych ostatnich "szklany sufit", utrudniający i/lub uniemożliwiający awans klasowy i w takim układzie ani "genialny pomysł", ani wymienione przez ciebie dotacje nie są jakimkolwiek gwarantem tego awansu. Koniec, kropka.

LOL

Kiedy w Polsce, Rosji czy Chinach był komunizm? Oświeć mnie prosze. Jeżeli masz jakiekolwiek pojęcie o polityce czy ekonomii to nie gadał byś takich bzdur. No chyba że łykasz tylko Najwyższy Czas - ja też lubie poczytać od czasu do czasu (Od takie kuriozum w stylu radzieckiej "Prawdy").

W tych krajach nigdy nie było komunizmów/socjalizmów. Były zamiast tego w mniejszym lub większym stopniu systemy kapitalizmu państwowego - biurokracja państwowa była właścicielem, gdzie klasa robotnicza była w takim samym stopniu współwłaścicielem przedsiębiorstw jak w XIX wiecznej Anglii. Dziubek :) Innym problemem była wymiana towarowa z innymi państwami, ale było to wynikiem konkurencji mocarstwowej. Chiny sobie z tym poradziły bez problemu. Nie przeszkadzało to oczywiście interwencjonistom typu Thatcher (tak tak jej interwencjonizm w przemysł zbrojeniowy czy sektory ważne strategicznie dla UK był silny) brać węgiel od "komunisty" Jaruzelskiego (który od Thatcher różnił się tym że był bardziej keynes'iański) w celu zdławienia strajku górników (którzy z tych dwojga byli chyba najbardziej rynkowi, bo w swych żądaniach chcięli przejąć od państwa kopalnie i zarządzać nimi na własny rachunek). Mieści się to w twojej główce dziubek? :)

Ustroje lewicowe oczywiście

Ustroje lewicowe oczywiście miały tego pecha, że nigdy nigdzie nie były wdrożone. No z wyjątkiem Hiszpanii przez zwycięstwem Franko. łapie. W Polsce, Rosji czy Chinach to tylko jakieś dziwne wynaturzenia. A to Ci peszek. Tylko, że może inaczej się nie da.

a jednak

w główce się nie mieści. Dla was to wszędzie socjalizm i lewactwo. Tego prawdziwego, czystego kapitalizmu też nigdy nie było? A może właśnie inaczej się nie da? W dupie mam ustroje komunistyczne bo jestem anarchistą. Ale jeżeli to co było w PRL nazywasz socjalizmem a to co w Chinach komunizmem to ignorancja aż bije w oczy dziubek...

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.